XXIII - Rudy? - XXIII

159 16 15
                                    

Wysoki, biały budynek umiejscowiony pomiędzy dwoma wielkimi dębami odbijał nieśmiało promienie słoneczne, rażąc przechodniów w oczy. Skromność budowli, którą okrzyknięto sławnie "medialnym sądem" wcale nie przypominała kobiecie miejsca, gdzie codziennie kilka osób traci swoje dotychczasowe życie, na rzecz odsiadki w więzieniu. Dwa wielkie filary, znajdujące się tuż nad marmurowymi schodami podtrzymują duży balkon, utrzymany w piaskowych odcieniach bieli, z którego dumnie prezentuje się rzeźba kobiety trzymającej wagę. Powszechny symbol sprawiedliwości. Cóż, tak przynajmniej mawiają ludzie, ponieważ według Grace jest to tylko kit polityczny, który ma za zadanie wpływać dobrze na morale społeczeństwa. W końcu każda waga kiedyś się psuje i nie waży prawidłowo.

Czarnowłosa stanęła na krawędzi chodnika, spoglądając w ekran telefonu, który wskazywał godzinę 10:04. Według jej zawiłych obliczeń, jeżeli tylko będzie miała odrobinę szczęścia i znajdzie trochę odwagi to może natknie się na prawnika Willy'ego, który notabene właśnie pojawił się w zasięgu wzroku kobiety. Jak na zawołanie Grace przekroczyła truchtem ulice dzielącą ją od wielkiego, białego budynku prawie potykając się o własne nogi.

— Panie Brown. Proszę poczekać! — Krzyknęła głośno, zwracając na siebie uwagę kilku przechodniów. Jednak rudy mężczyzna, o włosach sięgających barków jej nie usłyszał i szedł dalej powoli wchodząc po schodach. — Panie Brown! — Grace szybko wspięła się po dzielących ją stopniach marmurowej posadzki.

Mężczyzna, do którego tak szybko biegła w końcu ją zauważył i obrócił się mozolnie na podeszwie czarnych trzewików. Rude włosy lekko zafalowały przez ruch tułowia, jednak nienagannie ułożona żelem fryzura nie straciła swojego blasku. Mężczyzna przełknął niewidocznie gulę niechęci i blado się uśmiechnął.

— Kim Pani jest? — Zadał pytanie pierwszy, widząc zadyszkę kobiety. Czarne włosy, lekko roztrzepane ułożyły się w około jej twarzy delikatnie przysłaniając oczy. Mechanicznym ruchem dłoni odgarnęła je za ucho.

— Dzień dobry, jestem Mackenzie Grace. Przepraszam, że pana niepokoje ale... — Dziewczyna nie zdążyła dokończyć zdania, gdy rudowłosy przerwał jej w połowie.

— Sądzę, że ochroniarz poinstruuje panią gdzie znajduje się sala rozpraw. Proszę nie zawracać mi głowy. — Odparł, przewracając oczami.

Kobieta chwyciła obiema rękoma własną torebkę, która teraz luźno wisiała na jej lewym ramieniu. Pewnie znane przysłowie mówi, by nie oceniać książki po okładce, ale czemu miała właśnie wrażenie, że została przez tego mężczyznę zidentyfikowana i schowana głęboko na dno szufladki noszącej nazwę "Nic nieznaczące osoby"?

— Jesteś prawnikiem pana Wonki, prawda? — Weszła na dwa kolejne schodki, zmniejszając odległość od tego gburowatego mężczyzny.

Z wielkim niezadowoleniem wymalowanym na twarzy, przyjrzał się dokładniej kobiecie, która jak na złość nie zamierzała dać mu spokoju. Przestępując z nogi na nogę, nieznacznie pokiwał głową. Grace z wielką nadzieją w oczach zabrała się od razu do wytłumaczenia prawnikowi kilku spraw.

— Panie Brown. Jak już wspomniałam jestem Grace. Znam pana klienta. W zasadzie to od ostatniego czasu jestem również pracownikiem w fabryce. — Powiedziała kilka zdań, po których usłyszeniu mężczyzna zmarszczył zakłopotany brwi.

— Dla sprostowania, pana Wonki, tak? — Dopytał, łącząc w głowie nowe oraz całkowicie do siebie niepasujące elementy układanki. Rudowłosy każdą swoją rozprawę uwielbiał porównywać do puzzli, które musi ułożyć praktycznie sam, inspirując się jedynie obrazkiem znajdującym się na pudełku. A ten, przedstawiający czarnowłosą kobietę, która twierdzi, że pracuje dla jego klienta, ani trochę nie pasował do elementów, które dostał w zestawie z pudełkiem kilkanaście dni temu. Nigdzie nie było na nich widać czarnych, rozstrzelanych kudłów należących do Grace.

Lizakowe spojrzenie || Willy Wonka x Oc/ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz