Epilog

506 34 27
                                    

Pov. Jeongguk

Całe życie myślałem, że szczęście przyjdzie do nas w odpowiednim dla nas czasie. Wtedy, gdy będziemy go potrzebować, albo gdy tylko na nie zasłużymy. Z biegiem lat i ostatnich kilku miesięcy, zdałem sobie sprawę, że szczęście osiągnę tylko i wyłącznie wtedy, gdy do moich płuc dostanie się ostatnie nabrane przeze mnie powietrze.

Śmierć.

Tak powszechne słowo i temat, który nieustannie gdzieś krąży. Bo gdyby tak się temu przyjrzeć, to wszystko prowadzi właśnie do tego jednego słowa. Wszędzie gdzie byśmy nie spojrzeli, coś się dzieje, a konsekwencje są wręcz tragiczne. Tak jak na przykład śmiertelny wypadek, o którym możemy usłyszeć w telewizji.

Wypadek.

Czy moje życie mogło ulec wypadkowi? Czy to co się wydarzyło, było wypadkiem? Niefortunne zdarzenia wciąż mnie otaczały i pożerały wraz z ciemnością, która nadchodziła z każdym dniem od kilku lat. W końcu nadeszła w pełni...

Ciemność.

Czym ona tak na prawdę jest? Dlaczego postanawia gonić nas przez całe życie, od urodzenia, aż do śmierci? Po co w takim razie żyć. Czy nasze życie musi ciągle wyglądać na ucieczce od niej? W jaki w tym sens, skoro doskonale zdajemy sobie sprawę, że ona nas i tak dopadnie. Prędzej czy później.

Minęło kilka miesięcy od tego skrajnego wydarzenia jakim był finał naszej historii. I pomimo tego płynącego czasu, wciąż słyszę te odgłosy, a wydarzenia z tamtego czasu wciąż widzę w swoich koszmarach.

Czując rosnący ból w klatce piersiowej, naciskam spust, który po chwili ciśnie kulką prosto w stronę przerażonej dziewczyny. Kula trafia ją prosto w serce, a ja po chwili z drżącymi rękoma unoszę broń na wysokość swojej skroni. Kiedy mam oddać ostatni pocisk, czuję jak Park mocno mnie przytula przy okazji wyrywając broń z dłoni.

- Wszystko będzie dobrze. - słyszę zanim sam tracę przytomność.

Ten fragment wydarzenia nieustannie krąży mi po głowie. Sam nawet nie wiem dlaczego. Być może gdzieś w podświadomości miał mnie uświadomić, że faktycznie "będzie dobrze".

Bo miało.

Szczególnie wtedy, gdy Yune zabrano do szpitala. Wtedy ciągnęły się długie tygodnie na temat tego czy dziewczyna przeżyje. Skomplikowana operacja... śpiączka.

Przez cały ten czas widziałem jak Park cierpiał niemiłosiernie. I zdawałem sobie sprawę, że to przeze mnie. Nie chciałem, by cierpiał. Ale co mogłem zrobić?

7 lipca godz. 15.47

Minęły już dwa miesiące odkąd Yuna leży w śpiączce. Lekarze twierdzą, że już raczej nic nie da się zrobić i najbliżsi powinni się zgodzić na odłączenie kobiety od respiratorów.
Tylko czy to nie było morderstwo? Skoro kobieta oddychała, dlaczego miałaby zostać odłączona? Może jeszcze się obudzić. Dlaczego lekarze już sie poddają? Niektórzy budzili się po kilku latach.

Dziś jednak miał nastąpić przełom.

Zdezorientowany wchodzę do pokoju, w którym leżała kobieta. W środku widzę wszystkich, którzy otaczali jej łóżko. Ciężko było mi ujrzeć samą Yune. Musiałbym się przepchać miedzy nimi, by zobaczyć choć kawałek jej ciała. Postanowiłem tego nie robić. Jeśli faktycznie się obudziła to byłem ostatnią osobą jaką, by chciała widzieć.

Do ostatniego tchu ~ Park JiminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz