[12] Powrót Yang'a

362 26 1
                                    

-Puszczajcie ją!

Spojrzała na swojego wybawiciela i ujrzała zielone tęczówki pełne wściekłości.

Drugi mężczyzna puścił bohaterkę i ruszył w kierunku bohatera. Rzucił się na niego, lecz on go sprawnie obezwładnił i powalił. Biedronka wyrwała się trzeciemu i z całej siły nogami uderzyła go w brzuch, przez co uderzył w pobliską ścianę.

Była cała roztrzęsiona. Wargi miała spuchnięte wargi, oczy mokre od łez i kilka czerwonych śladów na szyi. Gdy Kot zobaczył ją w tym stanie od razu do niej podbiegł i przytulił z całej siły.

-Juz dobrze, nic ci nie zrobią - mruknął w jej włosy.

Ona oddała uścisk. Kiedy się uspokoiła jeden z nich zaczął się przebudzać.

-Chodźmy stąd, wezwałem już policję, zgarną ich - poinformował, po czym wspólnie udali się kilka dachów dalej.

Gdy wylądowali na dachówkach bohaterka oparła się o ścianę komina.

-Na pewno nic ci nie zrobili? - zapytał przejęty jej stanem.

-Na pewno - odparła słabo patrząc w niebo.

-Jak to się w ogóle stało? Nie powinnaś tam chodzić! Wiesz jak niebezpieczna jest ta dzielnica, nawet dla ciebie! - krzyknął zdenerwowany.

-Przechodziłam tamtędy, akurat gonili jakąś kobietę, nie mogłam jej zostawić - wytłumaczyła spuszczając głowę.

Kot spojrzała na nią i położył jej ręce na ramionach.

-Ej, jest okej. Dobrze, że jej pomogłaś, nie mam o to do ciebie pretensji. Po prostu się martwię o ciebie, nawet nie chce myśleć co oni mogliby ci zrobić gdybym nie przyszedł.

Marinette tylko ścisnęła usta w wąska kreskę. Kot miał rację, oni mogli się posunąć do wiadomo czego.

-Dziękuję - mruknęła cicho przytulając go.

-Do usług My Lady - odparł. - Pamiętasz, mieliśmy pogadać.

-Rzeczywiście - odpowiedziała patrząc w bok.

Nie miała ochoty na tą rozmowę. Dobrze wiedział o co chce zapytać.

-Kim był tamten facet co chciał z tobą rozmawiać po ostatniej walce? - zapytał podchodząc bliżej niej.

Ona westchnęła ciężko. Chwilę stali w ciszy.

-Widzisz...- zaczęła przerywając ciszę. - To jest jeden z mnichów świątyni.

-Słucham? Przecież Su-Han jest mnichem - przypomniał.

-Tak, ale on nie jest jedynym - wyjaśniła. - Jest ich wielu. Ty poznałeś narazie tylko Su-Hana - dodała patrząc na księżyc.

-Ale dlaczego nie wiedziałeś o tym, że jest ich więcej? - zapytał z pretensjami w głosie.

-Kocie, oni nie chcieli, abyś się dowiedział, a poza tym stwierdziłam, że to nie jest ci potrzebne.

-Nie potrzebne? - zapytał z niedowierzaniem.

-Uwierz tak jest lepiej, przynajmniej cię nie nachodzą w pretensjami - mruknęła przewracając oczami.

Po chwili jednak zdała sobie sprawę co powiedziała i zasłoniła odruchowo usta dłonią.

-Oni cię nachodzą? - zapytał przejęty jej wyznaniem.

-Można tak powiedzieć - buknęła. - Ale to nic, naprawdę.

-Nie wierzę ci, ale wiem, że nic więcej mi nie powiesz - powiedział zrezygnowany. - Póki co nie będę drążył, ale jak tylko coś zrobią masz mi mówić.

-Dobrze - odparła.

Wiedziała, że tym razem Kot nie odpuści. Dla świętego spokoju się zgodziła.

-Muszę już wracać, do zobaczenia - poinformowała z zamiarem przeskoczenia na inny dach.

-Biedronko! - krzyknął. - Uważaj na siebie.

Ona jedynie posłała mu uśmiech i odleciała w kierunku domu.

-Chowaj Kropki! - powiedziała, gdy wylądowała w pokoju.

-Marinette! Musisz uważać! Wiesz co dzisiaj mogło się wydarzyć gdyby nie on! - krzyczała na nią Tikki.

-Przepraszam - powiedziała cicho. - Wiem powinnam być ostrożniejsza.

-Nie jestem zła, po prostu tak jak Kot martwię się - powiedziała kwami.

-Tak wiem wiem, wybacz - odparła dziewczyna siadając na łóżku. - Mam dość dzisiejszego dnia.

Czerwona istotka tylko się zaśmiała.

Nagle usłyszały pukanie do okna. Dziewczyna spojrzała zaskoczona na kwami. Podeszła do wejścia na balkon i powoli je otworzyła. To co tam zastała zszokowało ją.

-Yang?! - krzyknęła przerażona.

Yang to jeden z nielicznych mnichów, którzy nie mają do niej o wszystko problemów, da się z nimi normalnie porozmawiać i co najważniejsze nie wymaga od niej przeprowadzki i innych niedorzecznych rzeczy. Yang był jej przyjacielem, z nim miała najlepszy kontakt.

Lecz teraz się przeraziła, bo na jej balkonie leżał mnich i rozciętą głową i kilkoma siniakami.

Dziewczyna ledwo co zniosła go do pokoju i położyła na łóżku.

-Co ci się stało? - zapytała zmartwiona szukając apteczki.

-Mnisi...oni...- wycedził ledwo, odetchnął i dokończył. - Chcą cię zmusić do zrzeknięcia szkatuły, stanąłem w twojej obronie i tak skończyłem.

Marinette zamarła. Wiedziała, że nie odpuszcza tak łatwo i że jeśli się nie zgodzi mogą ją zmusić, ale nie sądziła że dadzą jej tylko tyle czasu. Bardziej jednak dobijał ją fakt, iż Yang poświęcił się dla niej.

-Nie musiałeś - odparła owijając mu bandażem ranę na głowie. - Ale dziękuję.

-Nie ma za co, drobiazg - odpowiedział słabo.

-A wiesz, kiedy przyjdą? - zapytała cicho odpinając mu koszule.

-Po pierwsze jeśli masz na mnie ochotę wystarczy powiedzieć, ja jestem chętny - powiedział zadziornie, na co dostał od niej w żebra z łokcia. - Auć! - syknął z bólu.

-Zachowujesz się czasami jak Czarny Kot - powiedziała przewracając oczami na co on się jedynie zaśmiał.

-Po drugie prawdopodobnie za jakieś 3 dni - dokończył.

-Co?! - zapytała wytrzeszczając oczy. - Tak szybko?

-Niestety, nic nie mogłem zrobić - mruknął spuszczając głowę.

-Ej, to nie twoja wina - zapewniła posyłając mu czuły uśmiech. - Musimy po prostu być przygotowani.

-Masz plan? - zapytał.

-Jeśli wyzdrowiejesz do tego czasu to myślę, że tak - oznajmiła uśmiechając się chytrze.

-Co ty planujesz? - zapytał patrząc na nią z niedowierzaniem.

-Zobaczysz - odparła mrugając do niego.

Po 10 minutach mnich był opatrzony, dziewczyna właśnie zapoznała mu koszule, lecz uniemożliwiły jej to jego ręce.

-Yang? - zapytała niepewnie.

-Marinette, ja...- zaczął słabo, lecz uniemożliwił mu to jej palec.

-Nie, nie możemy - odparła cicho i zapięła do końca jego koszulę.

Kiedyś byli bardzo blisko pod względem partnerskim. Jednak gdy reszta mnichów się o tym dowiedzieli zagrozili, że wydalą Yang'a z świątyni co wiąże się z utratą przez niego pamięci, lecz nie od momentu zostania mnichem, a od jego narodzin. Nie pamiętałby nic, nawet kim jest.

Dziewczyna już nie czuła nic do Yang'a. Wiadomo, uczucie pozostało, lecz nie było ono aż tak silne. Zaczęło ono maleć, gdy Biedronka zaczęła coś w ostatnim czasie czuć do Kota. Tak do Czarnego Kota. Sama czasem w to nie wierzyła, ale zaczynała kochać tego dachowca.


Los Strażnika || Miraculous ✓ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz