Następnego dnia Marinette była ledwo przytomna. Całą noc myślała o mnichach. Co powinna zrobić w tej sytuacji. Nie wiedziała jak rozwiązać ten problem. Znała ich i była pewna, że tak łatwo nie odpuszczą.
-Marinette! - ocucił ją krzyk mulatki.
-Tak? - zapytała patrząc na nią smętnie.
-Pytam ci się już trzeci raz, czy po szkole idziemy do kina z chłopakami?
Fiołkowooka westchnęła ciężko i spojrzała za okno. Dobrze wiedziała jak to się skończyło ostatnim razem, obecnie między nią a mnichami były ostre relacje. Nie chciała jeszcze bardziej ich denerwować. Tym bardziej, że jej pamięć wisi na włosku.
-Wybacz, muszę pomóc rodzicom w piekarni - wymyśliła na szybko.
-Serio? Bo jeszcze wczoraj mówiłaś, że piekarnia jest do końca tygodnia zamknięta przez awarie prądu - przypomniała blogerka patrząc na nią podejrzliwe.
-A tak... - mruknęła lekko zestresowana. - Chodziło o to, że tata upiekł wczoraj makaroniki z nowego przepisu...i chce...abym je...spróbowała! Tak! Właśnie...
-Na pewno nie kłamiesz? - zapytała podnosząc sceptycznie brew do góry.
-Nie, od po prostu zawsze się stresuje jak piecze z nowych przepisów - wyjaśniła trochę spokojniej.
-Niech ci będzie.
Reszta lekcji bardzo się dłużyła dziewczynie, marzyła tylko o tym, aby wrócić do domu i zakopać się pod kołdrą z książką i gorącą herbatą.
Kiedy wychodziła ze szkoły z okularnicą, żywo dyskutowały o dzisiejszej kłótni Chloe z Lilą. Oby dwie były jakie były i nie trudno się domyśleć, że było co oglądać.
-Dziewczyny! - usłyszały za plecami głos mulata.
-Co tam, Nino? - zapytała Marinette.
Zaraz obok DJ pojawił się zielonooki.
-Idziemy do tego kina? - zapytał Adrien.
-Marinette nie może - odparła mulatka.
-Czemu? - zapytał zaskoczony chłopak. - Dawno nigdzie razem nie byliśmy.
-Tak, ale muszę przetestować...nowe... croissanty taty - wydukała. - To ja lecę, do jutra!
-Ej! Mówiłaś, że makaroniki! - krzyknęła za nią Alya, przez co ciemnowłosa uderzyła się w głowę dłonią.
Kiedy weszła do pokoju rzuciła plecak w kąt i usiadła na łóżku.
-Mam dość dzisiejszego dnia - jęknęła wycieńczona.
-Też miałaś męczący dzień? - usłyszała za sobą i o mało co nie dostała zawału.
Spojrzała z stronę, z której dochodził głos.
-Yang? - zapytała zaskoczona jego obecnością. - Co ty robisz?
-Udało mi się na chwilę wyrwać ze świątyni - oznajmił siadając obok niej. - Mnichom odwala - przyznał przewracając oczami.
-Czemu mnie to nie dziwi - odparła śmiejąc się. - Co takiego zrobili?
-Myślą, że znów coś między nami jest - mruknął, na co ta spojrzała na podłogę co nie umknęło jego uwadze.
-I co? - zapytała po chwili ciszy.
-Powiedziałem, że nic między nami nie ma - odpowiedział.
Przysunął się do niej i złapał za dłonie.
-Marinette...czy ty naprawdę już nic do mnie nie czujesz? - zapytał z bólem w oczach.
Marinette zamknęła lekko oczy. Nie mogła spojrzeć mu w oczy. Nie potrafiła.
-Mari, przecież tak bardzo się kochaliśmy - powiedział cicho dotykając jej policzka.
-Nie Yang - zaprzeczyła cicho oddalając jego dłoń. - Nie chce wracać do tego co było - wyznała.
-Ale przecież...
-Nie - wtrąciła od razu. - To nie ma sensu, to co między nami było już dawno wygasło. Zresztą sam wiesz co się z tym wiąże.
W pokoju panowała niezręczna cisza. Nagle mnich wstał i podszedł do okna.
-Oczywiście, przepraszam, że ci przeszkodziłem - odparł smutno i uciekł.
Marinette schowała twarz w dłoniach. Obok niej pojawiło się kilka kwami.
-Dlaczego to musi być takie trudne? - zapytała bezsilnie.
-Dobrze zrobiłaś - przyznał Longg.
-Wszyscy wiemy czym by to groziło - dodał Fluff.
-Niby tak, ale żal mi go - wyznała.
-Musisz go zrozumieć, nie tak łatwo jest mu się odkochać, on cię w dalszym ciągu kocha - powiedziała Tikki. - Musisz dać mu czas, w końcu odpuści.
-Mam nadzieję Tikki, mam nadzieję.
***
Wieczorem Marinette udała się na patrol, gdzie zauważyła już Kota. Ostatnio nie spotykali się często, patrole mieli przeważnie osobno, a po misjach dziewczyna od razu uciekała.
Postanowiła dzisiaj spędzić z nim więcej czasu. Zabrała ze sobą kosz z kilkoma łakociami z piekarni i gorącą czekoladę. Wylądowała obok niego.
-O witaj Kropeczko - przywitał się radośnie.
Ten jego uśmiech. Bohaterka mogłaby na niego patrzeć godzinami. Zawsze, gdy posyłał jej go jej nogi robiły się jak z waty.
-Cześć Kocie - odparła.
-Co tam masz? - zapytał zaciekawiony spoglądając na kosz trzymany przez bohaterkę.
-Wiesz, ostatnio mało rozmawiamy i pomyślałam, że może odpuścimy sobie patrol i spędzimy trochę czasu razem? - zaproponowała siadając obok niego.
-Świetny pomysł - przyznał.
Rozłożyli wszystko an kocu, który przyniosła dziewczyna. Śmiali się, żartowali, wspominali dawne akcje. Bardzo dobrze czuli się w swoim towarzystwie. Jakby się znali od zawsze.
Kiedy zapadła cisza Biedronka westchnęła.
-Cieszę się, że cię mam - wyznała opierając się o jego ramię.
Czarny Kot myślał, że się przesłyszał. Spojrzał na nią zszokowany.
-Naprawdę? - wydukał.
-Oczywiście - odparła spoglądając na niego. - Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła.
-Dziekuje Kropeczko - powiedział z uśmiechem po czym objął ją ramieniem, czemu dziewczyna ku zdziwieniu chłopaka nie protestowała. - Też się cieszę, że cię mam.
-Kocie...gdyby coś mi się stało...zaopiekujesz się szkatułą? - zapytała niepewnie.
Kotu zajęło chwilę analizowanie jej słów.
-O czym ty mówisz? - zapytał lekko przejęty. - Co ma się stać?
-Zająłbyś się nią? - powtórzyła pytanie unikając jego wzroku.
-Oczywiście, ale przecież ty jesteś jedyną strażnikiem i nie rozumiem dlaczego byś...
-Po prostu się nią zajmij - przerwała mu. - Jest prawdopodobieństwo, że w najbliższym czasie...mogę się jej zrzec.
-Chwila co?! - krzyknął oburzony. - Dlaczego? Nie możesz tego zrobić! Nie zostawiaj mnie.
-To nie jest zależne ode mnie - mruknęła cicho patrząc na podłogę.
Nie miała odwagi na niego spojrzeć, lecz czuła, że jest on wściekły.
-A od kogo?! - zapytał krzycząc.
-Kocie nie mogę nic na to poradzić - odparła i uciekła.
Tak po prostu zostawiając go z całym mętlikiem w głowie.
CZYTASZ
Los Strażnika || Miraculous ✓
Fanfiction"Tam, gdzie los jest dla nas zbyt łaskawy, zwykle pojawia się otchłań, w którą w każdej chwili mogą runąć wszystkie marzenia" ...