Rozdział 1

1.5K 152 421
                                    




Przez całkowitą pustkę, która ogarnęła jej umysł zaczął przebijać się pojedynczy szorstki głos.  Stawał się coraz głośniejszy, aż przerodził się w normalny ton, a potem trudny do wytrzymania pisk nieprzypominający nic, co mogłoby wydobyć się z ludzkich ust. Libra chciała całą sobą powstrzymać hałas, który zdawał się rozrywać jej głowę. Krzyknęła z bezsilności i uskoczyła do przodu, przytykając sobie dłonie do uszu.

Wzdrygnęła się, gdy zorientowała się, że poczuła swój własny dotyk. Otworzyła oczy. Miała wrażenie, że przeszła tortury. Uniosła powoli palce do skroni, by rozmasować napięcie jakie w nich powstało, a jej oczy zaczęły przyzwyczajać się do sztucznego, jaskrawego światła. Libra zmrużyła powieki, próbując przypomnieć sobie wydarzenia poprzedzające omdlenie. Czyżby już przeszła operację na znamię i dopiero się wybudzała? Wydawało jej się to jedynym słusznym wyjaśnieniem. Spojrzała na dłoń, ale znamię nigdzie się nie ruszyło. Westchnęła i uniosła zmęczone oczy w górę, a w jej żołądku coś się przekręciło.

Była zamknięta w klatce. Czarne pręty sięgały aż do wysokiego sufitu, przypominając kształtem ogromną klatkę kanarka. Leżała na betonowej podłodze, a wewnątrz oprócz niej znajdował się tylko szary amulet, rzucony niedbale na podłogę.

Rozejrzała się po pomieszczeniu, rozważając najgorsze scenariusze. Klatka znajdowała się w dużej sali, przypominającej kościół. W oknach wysoko pod sufitem widniały witraże, ale nie przedstawiały żadnych znanych Librze bóstw ani postaci historycznych. Na ścianach wisiały malowidła kolorowych zwierząt i krwawych scen walki, obite w solidne, drewniane ramy. Od wrót, aż do klatki ciągnął się wąski dywan, a po jego bokach porozstawiano rzeźby. Zwisające z sufitu lampy były skierowane na Librę, zostawiając resztę pomieszczenia w tajemniczym półmroku.

Dziewczyna odgarnęła grzywkę z czoła i podparła się o kratę, wstając. Nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Zachwiała się, niezgrabnie łapiąc równowagę, po czym upadła na twardą podłogę.

- Nie próbuj, jesteś jeszcze za słaba. - Rozległ się męski głos zza jej pleców.

Libra uniosła się na łokciach, oczekując, że zaraz zobaczy swojego oprawcę. Ktokolwiek był w pomieszczeniu, stawiał kroki powoli, budując napięcie. Dziewczyna nie poruszyła się, a jej serce biło coraz mocniej.

W końcu stanął przed nią. Wyłonił się z cienia chłopak w jej wieku. Miał na sobie czarne spodnie, z których kieszeni wisiała czarno-biała bandana, a na umięśnionej klatce piersiowej przyległą czarną koszulkę. Na ciemnej skórze jego ręki rozciągał się długi, czerwony tatuaż. Wzory ciągnęły się w fantazyjnych zawijasach od nadgarstka aż po jego ramię. Libra badała go spojrzeniem z dołu w górę, aż przeniosła wzrok na jego twarz. Miał gęste czarne loki, które opadały mu lekko na czoło. Jego ciemne oczy świdrowały ją w oczekiwaniu na reakcję.

Wpatrywali się w siebie przez kilka napiętych sekund przez kraty, kiedy nagle chłopak obnażył białe zęby i wybuchnął śmiechem, odchylając głowę do tyłu.

Dźwięczny śmiech rozniósł się po sali, ale nie zaraził dziewczyny. Była przerażona sytuacją. Przyglądała się mu z otwartymi ustami i wyraźnym zdezorientowaniem, dopóki nie przestał. Coś w jej reakcji rozśmieszyło go jeszcze bardziej.

- O, rany - westchnął, ocierając twarz. - Typowa Waga.

Otworzył zabytkową szafę, zasłaniając Librze widok na swoje ręce. Zerknął na nią i uśmiechnął się pod nosem, a ona miała wrażenie, że bawi go jej bezradność.

Szafa skrzypnęła i chłopak podszedł ponownie do klatki. W ręku trzymał masywny kubek, który wsunął przez kratę.

- Wypij to - polecił. - Postawi cię na nogi.

Walka z WężownikiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz