Rozdział 14

411 48 30
                                    



Rozległo się bicie zegara, lecz żadne z nich nie wiedziało, która jest godzina. Czas zdawał się zatrzymać w momencie, w którym tłum człekopodobnych kreatur naparł na siedmioro Znaków, z których tylko pięcioro przeszła pomyślnie szkolenie i jednego nauczyciela, który zamiast patrzeć na tłum, zerkał na swojego syna, zaciskającego obie dłonie na rękojeści miecza.     Wydawało się, że potwory zdążyły się rozmnożyć przez krótką chwilę stania za drzwiami. Ich szeregi wlewające się do sali nie miały końca. Rak skuliła się pod ścianą, całkiem blada. Bliźnięta zdawał się chcieć zrobić to samo, ale duma mu nie pozwalała. Libra i Wodnik wdrapały się na stoły, gotowe odpychać od siebie napastników.

    Wszystkie potwory szły jednak prosto na dwie osoby po środku sali. Murgen instynktownie wyszedł o krok w przód, zasłaniając ramieniem syna, co nie spodobało się Skorpionowi. Chcąc pokazać wyższość, wyminął ojca i skierował się prosto na potwory, wymachując mieczem. Murgen złapał go za marynarkę i pociągnął do tyłu, nim mógł dotrzeć do napastników.    

- Próbujesz się zabić? - warknął na Skorpiona.

    - Panie profesorze - odezwał się Koziorożec, rozmasowując skronie. - Czy nie mówił pan, żebyśmy nie tracili czasu?

Cała trójka obróciła się do drzwi, słysząc przeraźliwy krzyk. Rak biegła prosto w tłum.

- Nervorum! - wrzasnęła, ale jej głos przerodził się w pisk, gdy powoli traciła wiarę w siebie. Słabawe zaklęcie trafiło jedną z kreatur w pierwszym rzędzie.

Potwór zgiął się z cichym okrzykiem, a reszta zatrzymała się wpatrzona w niego ze zdziwieniem.
Gdy zaczął powoli unosić głowę jego puste oczodoły wrzały z wściekłości.

- ZAAABIIIĆ! - wydarł się ryk z gardła potwora.

Cały tłum się podburzył na dźwięk komendy, jakby wstąpiło w nich coś innego. Rozproszyli się, nacierając w różnych kierunkach na wszystkie Znaki. Nie przypominali już zamroczonych zaklęciem zombie, teraz byli rządnymi krwi wojowinkami.

    Libra zachwiała się na nogach, widząc z jaką szybkością otaczają stoły. Wyciągnęła miecz, choć trudno jej go było utrzymać w drżących rękach. Zamachnęła się na potwora, który jedną nogą już był na stole. Ostrze przebiło jego bok, a on zawył z bólu. Libra również krzyknęła. Poczuła jak skręcają się jej wnętrzności i zatkała usta dłonią, by nie zwymiotować, gdy rozlała się krew.    

Każdy Znak miał wokół siebie więcej przeciwników niż był w stanie pokonać. Murgen najsprawniej rzucał zaklęcia, eleminując jak najwięcej potworów. Na prawo i lewo wypowiadał klątwy teleportujące choć nikt nie wiedział, gdzie przenosi stwory. Skorpion i Koziorożec wymachiwali mieczami, ignorując prośby Murgena o niezabijanie przeciwników. Nie było czasu, by się nad tym zastanawiać. W głowach mieli jedno - jeśli kreatury do nich dotrą, to ich nie oszczędzą.

Bliźnięta był oszołomiony wszystkim, co się działo. Najlepszym, co mu przyszło do głowy, było zamknęcie napastników w powietrznej kuli, z której nie mogli się wydostać. Uniósł ich wysoko ruchem ręki, choć kosztowało go to sporo wysiłku, a czternastu zamkniętych tam kreatur sapało nerwowo i próbowało bezskutecznie przebić balon mieczem.

Wtedy na Bliźnieta natarł znikąd stwór z toporem, a on zrobił unik, tracąc kontrolę nad powietrzną kulą. Topór trafił drewnianą gablotę i ugrzązł, a potwór zajął się próbą wyciągnięcia go.

Kula powietrzna pękła i grupa napastników spadła w tłum, eliminując następnych. Rozległy się krzyki i jęki. Byk wyszczerzył zęby, zaciekawiony widowiskiem, przez co nie zauważył nadciągającej od tyłu chmary uzbrojonych stworów. Jeden z nich uderzył go pałką w plecy, a Byk zawył i upadł na kolana.

Walka z WężownikiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz