Rozdział 4

491 74 48
                                    




Obudził ją okropny ból w płucach, jakby ktoś skakał jej po klatce piersiowej. Przewróciła się na brzuch i zaczęła kaszleć, a miękkie podłoże połaskotało ją po twarzy.    
Otworzyła oczy. Leżała na mokrej trawie na dziedzińcu.

Wytężyła wzrok. Obraz miała zamglony z bólu głowy. Nie wierzyła w to, co zobaczyła. W oddali po trawie chodziła cała reszta Znaków, z tym, że każde z nich miało na plecach parę masywnych, białych skrzydeł. Wyglądali jak anioły. Ich skrzydła były tak ogromne, że wydawały się zbyt ciężkie do utrzymania na plecach. 

Libra spojrzała na umięśnione plecy Strzelca, który odrzucił koszulkę gdzieś na bok. Bardzo widoczne było u niego miejsce, z którego wydobywają się skrzydła. Choć początkowo wydawało się Librze, że muszą być doczepione, zobaczyła jak wzdłuż kręgosłupa Strzelca ciągnie się długa linia rozerwanej skóry. Przeszły ją dreszcze na myśl o tym, jakie musiało być to bolesne.   

Zapatrzyła się na niego, pewna, że ma halucynacje. Ze skrzydłami, które rzucały cień na jego ciało i kroplami deszczu na klatce piersiowej wyglądał majestatycznie. Przechadzał się po trawie, w kółko, niespecjalnie angażując się w rozmowę, którą prowadziły Baran i Panna - obie również ze skrzydłami, przebijającymi się przez ich koszulki.
Zaczęło do niej dochodzić, że nie śni, gdy usłyszała mrożący krew w żyłach głos Murgena - nauczyciela, którego już wiedziała, że nie polubi. Mówił do kogoś po jej lewej stronie.

- No dobrze, ale nie musiałeś tego robić - wysyczał zdenerwowany głos rozmówcy, który Libra od razu rozpoznała. Skorpion.    

- Oczywiście, że musiałem, głupcze. Jakbyś po prostu przyszedł ze mną to zorientowaliby się, że masz specjalne traktowanie.

- Nie zdajesz sobie chyba sprawy jak ta cholerna teleportacja boli.

- Nie bolałaby jakbyś potrafił jej dokonać sam - głos Murgena był stanowczy i chłodny. - Weź się lepiej za naukę i uważaj na słowa.

Libra usłyszała kroki, a zaraz potem zobaczyła jak nauczyciel przechodzi nad nią. Zatrzymał się z pogardliwym fuknięciem.

- Twoi przodkowie może przyzwyczaili cię do bycia leniwą, ale tak nie będzie na moich lekcjach. Wstawaj. Oczekuję, że wyhodujesz skrzydła do końca zajęć.

  Odszedł do reszty Znaków, które od razu zrobiły się bardziej spięte. Zaczął prowadzić lekcję, nie zważając na pozostałych dwóch uczniów leżących na ziemi.
Libra odwróciła się w stronę  Skorpiona. Jego burgundowy garnitur był brudny od trawy. Poluzował krawat i uniósł wzrok ku niebu z ciężkim oddechem. Jego twarz wykrzywiał grymas bólu.

- Jak się czujesz? - spytała niepewnie Libra.

Skorpion spojrzał na nią tak, jakby nie rozumiał pytania. Pokręcił zamaszyście głową, a jego włosy jeszcze bardziej się roztrzepały. Odgarnął je z czoła, przy okazji brudząc się ziemią i wstał niezbyt zgrabnie.

- Żebyśmy mieli jasność - powiedział, zdejmując marynarkę. - Murgen teleportował mnie tu za karę, a nie dlatego, że nie umiem. Tylko ty tu jesteś słaba.

- Nie zamierzałam cię zdenerwować, ja...

- Nie zdenerwowałaś. Przypominam ci tylko, gdzie jest twoje miejsce. Nie mów do mnie, jakbyśmy się przyjaźnili, bo nigdy nie będziesz na tym samym poziomie, co ja.

Zostawił Librę z otwartymi ustami i mętlikiem w głowie. Chwycił za medalion i zacisnął mocno oczy, jakby naprawdę się z czymś trudził. W końcu na jego plecach pojawiły się wyczekiwane, piękne skrzydła. Były rozłożyste i masywne, ale nie aż tak, jak Strzelca, który właśnie zmierzał w ich stronę.

Walka z WężownikiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz