Rozdział 7

413 65 47
                                    




Następne dni odbiegały od normy.  Drużyna Strzelca mało ze sobą rozmawiała, choć spędzali sporo czasu razem. Przesiadywali w bibliotece i byli bardziej skupieni niż kiedykolwiek wcześniej. Zdarzało im się wymieniać poglądy i teorie na temat meteroidu, ale nikt nie zaczynał zwykłych, przyziemnych tematów. Tak było nawet lepiej - napięcie pomiędzy Strzelcem a Baran nadal wisiało w powietrzu, a jedynym sposobem, by od niego uciec, było pogrążenie się w szukaniu sposobu na zabicie Wężownika.

    W poniedziałek rano udali się na dziedziniec na lekcję żywiołów. Pani Aurora siedziała przy biurku i przeglądała jakieś notatki, gdy przyszli. Zachowywała się tak, jakby w ogóle ich nie zauważyła.

Panna, której amulet już dawno się otworzył, nie przykładała zbyt dużej wagi do lekcji. Wykorzystywała ten czas na wertowanie księgi od Kosmeliusza.

    Baran przyszła jako ostatnia. Wyglądała inaczej niż zwykle. Nie szła pewnym siebie krokiem, raczej powoli, jakby nie chciała zostać zauważona. Usiadła w pierwszej ławce obok Wodnik i odwróciła się do Strzelca.

- Słuchaj... - zaczęła zmienionym, cichym głosem.

  Strzelec nie był jedyną osobą, która podniosła na nią zdziwiony wzrok. Cała drużyna odwróciła głowy przez co nie mogła się powstrzymać od przewrócenia oczami.

- Przepraszam za...no wiesz, za tamto - wymamrotała zażenowana.

- Za to, że potraktowałaś go stereotypowo? - dopytała Wodnik.

Baran posłała jej mrożące krew w żyłach spojrzenie, które wcale nie zmroziło niewinnej dziewczyny.

- No...tak. Za to. Wcale tak o tobie nie myślę.

- Jak to nie? Przecież to prawda - dopowiedziała Wodnik, a gdy Byk ją szturchnął, pisnęła. - No co? To akurat nie jest obelga. Wiadomo, że Sag nie lubi gadać o uczuciach. Gdyby było inaczej, to by jej powiedział, że go uraziła, zamiast unikać jej przez tydzień.

Wzruszyła niewinnie ramionami, na co Strzelec uśmiechnął się pobłażliwie.

- Powiesz coś w końcu? - Byk trącił przyjaciela w ramię, na co on się wyprostował.

- Tak. Wszystko jest w porządku. Możemy zostawić ten temat?

Wymienili z Baran przyjazne uśmiechy, a pani Aurora klasnęła w dłonie.

- Dobrze, kochani, możemy zaczynać? - Gdy jak zwykle nikt jej nie odpowiedział, kontynuowała. - Hm, Jak sami wiecie normalnie zbliżalibyśmy się do końca nauki. Oczywiście przez wyjątkowe okoliczności w tym roku...No cóż, nie trzeba mówić o tym na głos. Chciałam tylko powiedzieć...

Gałęzie drzew zakołysały gwałtownie. Obok nauczycielki znikąd pojawił się wir różowego proszku. Neonowe promienie kręciły się od ziemi ku górze, aż pojawił się w nich zarys człowieka. Aurora przyglądała się temu, niepewna, jak zareagować. Po chwili z magicznego pyłu wyłonił się Korr Kosmeliusz, strzepując z ramion proszek.

- Dzień dobry, Dorothy - powiedział uprzejmie do nauczycielki. - Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, jeśli przyjrzę się nieco twojej lekcji?

  - N-nie, ależ skąd, panie dyrektorze - odparła szybko, wycierając spocone ręce w swoją kwiatową sukienkę. - Proszę bardzo. Niech pan sobie usiądzie.

Dyrektor skinął do niej głową, ale nie przyjął propozycji. Przeszedł powoli po trawie między ławkami, przypatrując się twarzom wszystkich Znaków po kolei. Zatrzymał się przy ławce Libry i Panny, po czym odwrócił się do Aurory.

Walka z WężownikiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz