Rozdział 11

323 56 83
                                    




Libra nie była pewna, ile minęło dni, odkąd została uwięziona. Nie mogła wierzyć Kosmeliuszowi na słowo, że wróci po trzech, w końcu wcześniej ufała mu, że jest bezpieczna w Zodiaku, a teraz była zamknięta niczym w izolatce w więzieniu. Przestała nawet patrzeć w niebo, by odliczać dni. Straciła nadzieję. Drużyna Strzelca jej nie szukała - uwierzyli, że zrezygnowała z walki.

    Leżała na twardej podłodze, zupełnie ignorując ból głowy i pleców. Godzinami wpatrywała się w sufit bez żadnych myśli w głowie. Obmyślanie planu ucieczki uznała za bezsensowne już po dwóch godzinach w uwięzieniu. Kosmeliusz nie przesadzał, gdy powiedział, że z klatki nie wyjdą żadne zaklęcia. Była bezbronna.

    Gdy tak siedziała w bezruchu zamknięta w ogromnej klatce w całkiem ciemnym pomieszczeniu, nagle w samym jej środku zamajaczyła stróżka żółtego światła. Libra zmrużyła oczy, przyglądając się temu, pewna, że ma halucynacje. Przyciągnęła kolana pod brodę i obserwowała jak promień światła się powiększa i zaczyna wirować, aż w końcu przybiera ludzką postać.

Utwierdziło ją w przekonaniu, że ma zwidy, gdy na podłogę w klatce upadł profesor Mangus Murgen. Mężczyzna w poszarpanym czarnym garniturze klęczał, z trudem łapiąc oddech. Jego tors poruszał się nienaturalnie a z gardła wydobywało się świszczące charczenie. Słyszała, jak przeklina pod nosem i przypatrywała się temu, kołysząc się w przód i w tył.

  Gdy wreszcie ją zauważył, jego twarz zamiast bólu wykrzywiła wściekłość. Wyciągnął w jej stronę palec.

- Ty... - warknął przez zęby. - Ty...ty głupia, głupia dziewucho!

  To był moment, w którym dotarło do Libry, że profesor może być prawdziwy. Stanął na nogi i chwiejnym krokiem ruszył w jej kierunku. Libra również się poderwała, choć i tak nie miała dokąd uciec.

- Wszystko zepsułaś! - kontynuował. - Cały plan poszedł na marne!

  - Chyba mnie pan z kimś myli - odparła metalicznym głosem. - To ze Skorpionem pan coś knuje.

- Milcz! - wrzasnął, a z jego ręki wystrzeliła smuga światła.

  Libra odskoczyła w bok, nim mogło dotknąć jej skóry. Promień wleciał pomiędzy kraty, ale gdy tylko zderzył się z tą przestrzenią, zniknął. Libra zmarszczyła brwi.

- Co? Dyrektor powiedział ci, że zaklęcia nie działają, tak? - Murgen wybuchnął śmiechem, w którym nie było ani kszty rozbawienia. - Może i nie wychodzą poza klatkę, ale w środku nadal można ich używać, więc masz wyjątkowego pecha.

Zrobił kolejny krok w jej kierunku. Wyglądał jakby postradał zmysły. Zwykle zaczesane do tyłu włosy miał teraz roztrzepane na wszystkie strony, a garnitur potargany, jakby ktoś przepuścił go przez niszczarkę do papieru. W oczach miał obłęd.

Libra ugięła kolana przygotowana na atak, chociaż była zbyt osłabiona, by naprawdę walczyć. Nauczyciel, choć wściekły, też wydawał się zmęczony.

- Niczego nie umiesz się domyślić, co? Wszystko musiałaś zrzucać na tych swoich przygłupich kolegów i nadal nic nie rozumiesz!

- Hej - Libra się wyprostowała. - Jest pan nauczycielem, nie może pan do mnie mówić w ten sposób.    

Murgen zrobił taką minę, jakby usłyszał najbardziej absurdalną rzecz na świecie. Machnął obiema rękami, ogarniając nimi przestrzeń wokół.

  - Jesteśmy zamknięci w piekielnej klatce, a ty się przejmujesz tym?

Libra wzruszyła ramionami. Ton głosu Murgena złagodniał, więc przestała być czujna. Położyła się na podłodze, rozkładając ramiona.

Walka z WężownikiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz