Rozdział 3

730 82 105
                                    




Obudziła ją czyjaś dłoń gładząca ją po policzku. Ujęła ją sennie z myślą, że to jej tata żegna się z nią przed wyjściem do pracy, ale w momencie, gdy poczuła delikatną gładką skórę, zerwała się na równe nogi.

Panna odskoczyła od łóżka z rękami podniesionymi do góry.

- Przepraszam, nie chciałam cię wystraszyć.

Libra odetchnęła, chociaż serce nadal waliło jej w piersi. Wspomnienia poprzedniego wieczoru zaczynały do niej wracać, choć wydawały się tak nierealne, jakby były snem.

- Nadal tu jestem? - Jęknęła i ukryła głowę w poduszce.

- Tu wcale nie jest tak źle, jak ci się wydaje. Większość ludzi jest miła, a cała ta nauka jest naprawdę przyjemna.

Panna miała miękki głos, który nieco uspokoił Librę. Uniosła głowę i zmusiła się do uśmiechu.

- Żałuję, że nie wiedziałam wcześniej. Może łatwiej by mi było się z tym pogodzić.

- Będzie dobrze, zobaczysz. W każdym razie, przyszłam tu, bo musimy iść na śniadanie. Za godzinę zaczynają się lekcje i jeśli nie zdążysz zjeść, to będziesz chodzić głodna aż do obiadu.

- Myślisz, że jestem w stanie jeść? Wczoraj się dowiedziałam, że los całego świata spoczywa w moich rękach, a nie istnieje żaden sposób, by udało mi się go obronić.

Panna uśmiechnęła się słabo, przekładając w palcach pasma jej włosów.

- Wiem, że jest ci ciężko, ale czy mogłybyśmy kontynuować tę rozmowę w sali? Ja akurat umieram z głodu.

Libra obdarzyła ją urażonym spojrzeniem, ale zgodnie wygramoliła się z łóżka.

W sali panowała znośna atmosfera. Drużyny siedziały dokładnie tak, jak przy wczorajszej kolacji, z tym, że teraz Libra poczuła się jeszcze bardziej spięta, widząc Skorpiona. On jednak na nią nie patrzył. Był zbyt zajęty rozmową z piękną dziewczyną o puszystych złotych włosach i dużych oczach, która akurat wkładała mu kostkę czekolady do ust, gdy napotkała wzrok Libry. Uśmiechnęła się z wyższością.

- To Lew - wyjaśniła Panna. - Nie dawaj jej atencji.

Podeszły do swojego stolika. Baran na ich widok odchyliła się na krześle z teatralnym westchnieniem.

- No wreszcie jesteście, już myślałam, że nie przyjdziecie.

Panna nie zamierzała angażować się w rozmowę. Od razu zaczęła nakładać sobie na talerz jedzenie, podczas gdy Libra usiadła w bezruchu i rozejrzała się po sali. Byk nawet nie podniósł wzroku znad swojej miski płatków, nie była nawet pewna czy ich zauważył. Strzelec posłał jej przelotny uśmiech, stukając palcami  w blat.

Tylko Wodnik nie jadła. Zielone włosy spięła w kok, by nie wpadały jej do oczu podczas robienia na drutach, czym się aktualnie zajmowała.

- Co robisz? - spytała ją z zaciekawieniem Libra.

Wodnik uniosła na nią wzrok zdezorientowana, jakby przeszkodzono jej w czymś ważnym. Wstała.    

  - Robię nam swetry drużynowe - oznajmiła swoim piskliwym głosem i rozłożyła w rękach już gotowy sweter.

Przez szary materiał ciągnęły się wyszywane czerwoną włóczką inicjały "D.S."

- Drużyna Strzelca - wyjaśniła.

Libra zmarszczyła brwi, a Baran wybuchła śmiechem, wypluwając kawałek chleba na stół.

- No powiedz jej, ja nie miałam sumienia.

Walka z WężownikiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz