Rozdział 5

33 4 0
                                    

31 sierpnia 1939 roku

Byłam z Marysią u Bernatki i opowiadałam o przedwczorajszym weselu. Nagle usłyszałyśmy dzwonek do drzwi.
- Ja otworzę! - krzyknęła Benia podbiegając do drzwi.
- Cześć Bernadetko, miło Cię widzieć! - Powiedział męski głos całując moją przyjaciółkę w rękę.
- Serwus! Mi Ciebie również. Czarek jest w sklepie za chwilę wróci. - Powiedziała idąc w stronę kuchni po talerzyk z ciastkami.
- Proszę wejdz do salonu. To są moje przyjaciółki. - Powiedziała puszczając oczko Maryśce.
- Witam młode panienki. Jestem Grzegorz Remikowski. - Oznajmił z uśmiechem.
- Urszula Frykowska i Maria Cejmer. - Powiedziałyśmy jedna po drugiej. Chłopak chwycił moją rękę i pocałował, na znak przywitania i zapoznania się. To samo uczynił z Maryśką.
Po chwili do mieszkania wparował zdyszany Czarek.
- Wróciłem! Dobrze, że zdążyłem przed Grzesiem! - Oznajmił ściągając buty w przedpokoju.
- No niestety panie Jurczyk, spóźnienie! - Zawołał chłopak opierając się o futrynę drzwi do salonu.
- Dobra nie wymądrzaj się, lepiej zacznij się zbierać. - Powiedział Czarek, próbując udawać obrażonego.
- A gdzie idziecie? - spytała się Benia.
- O, serwus dziewczyny, przepraszam, nie zauważyłem Was wcześniej. - Oznajmił chwytając się za kark.
- Wybieramy się na festyn, wiesz ten na zakończenie lata i wakacji. Pewnie wy też się na niego wybieracie. - Oznajmił Grzegorz w czasie zakładania butów.
- Właściwie to... Miałyśmy zamiar wyjść, zanim zjawiłeś. - Powiedziała Bernadeta kończąc zdanie, które rozpoczęłam.
Nie wiedzialam co ona kombinuje. Tak na prawdę wszystkie trzy zapomniałyśmy o corocznej imprezie.
- To może poszlibyśmy wszyscy razem? - Zapytał Grzegorz.
- W sumie to nie jest zły pomysł. I tak idziemy w to samo miejsce. - Powiedziałam wstając z kanapy.
- Grzesiu, ty chyba nie wiesz, w co nas wpakowałeś! - Zawołał Cezary.
- Daj spokój, może będzie fajnie. - Powiedział otwierając drzwi.
Już po piętnastu minutach byliśmy na rynku. Na placu panowała radosna i rodzinna atmosfera. Dzieci biegały bawiąc się razem wesoło, a ich rodzice siedzieli na ławkach rozmwiając ze sobą. Po drugiej stronie znajdowały się stosika, gdzie było można kupić jedzenie oraz różne, czasami rzadko dostępne rzeczy.
Tuż przed ratuszem rozłożony był zespół, składający się zaledwie kilku muzyków.
Postanowiliśmy się rozdzielić - chłopacy poszli oglądać wystawę broni, a my poszłyśmy kupić sobie oranżadę.
Po zakupie napoju i zwiedzeniu
atrakcji, usiadłyśmy na drewnianych ławkach, stojących przed zespołem.
Przez dłuższą chwilę słuchałyśmy muzyki granej przez młodych chłopaków. Jednego z nich rozpoznałam, ponieważ był również na spotkaniu w teatrze. Umiał wspaniale grać na gitarze. Wywarło to na mnie ogromne wrażenie.
- Mam Cię! - Zawołał męski głos chwytając za ramiona Bernatki od tyłu. Dziewczyna bardzo się wystraszyła i jej serce zaczęło mocniej bić.
- Cezary! Czy ty się dobrze czujesz? Nawet nie wiesz jak się wytraszyłam! - Powiedziała brunetka podniesionym głosem.
Obaj chłopacy, siedząc na ławce za nami byli bardzo rozbawieni.
- No już się tak nie żołądkuj, bo Ci żyłka pęknie! - Oznajmił Grzegorz śmiejąc się w niebogłosy.
Przewróciłam oczami i dalej wsłuchałam się w piękną melodię.
- Coś się stało moja skrzypaczko? - Zapytał brat przyjaciółki siadając obok mnie.
- Słucham? - Odparłam ze śmiechem w głosie.
- Jak Ci idzie Twoja część utworu? Lepiej? - spytał patrząc na mnie.
- Może lepiej by było, gdybyś się zajął swoim instrumentem i swoimi nutami. - Odpowiedziałam z lekką złością.
- Niech się panienia nie denerwuje, złość piękności szkodzi. - Powiedział wstając i zmierzając w kierunku zespołu. Nie wiedziałam co on kombinuje, ale miałam dziwne przeczucie.
- A teraz utwór z dedykacją dla wszystkich pięknych dziewczyn! - Powiedział lider grupy muzycznej.
Już po chwili usłyszałam tą piosenkę, którą uczymy się grać w teatrze i moją partię, która nie do końca mi wychodziła. Dobrze wiedziałam kogo to sprawka.
Już po chwili usłyszeliśmy bardzo melodyjny głos jednego chłopaka z zespołu.

Można zamknąć serce przed miłością
I uczynić najsilniejszą z twierdz
W taką noc ktoś jakby więzy rozciął
Miłość sama wkrada się do serc

Przed ratuszem znajdowała się wolna część placu, więc ludzie zaczęli tańczyć ze sobą. Z uśmiechem na twarzy przyglądałyśmy się młodym zakochanym, którzy nie widzieli świata poza sobą. Z zamyślenia wyrwał mnie męski głos.
- Zatańczy Pani - zapytał Cezary wyciągając rękę w moim kierunku.
- No nie wiem. - Odparłam udając obrażoną.
- Niech się Panienka nie da prosić, no przecież aby moja skrzypaczka umiała pięknie grać tą piosenkę, to musi się z nią dobrze zapoznać. - Powiedział przekonującą z cwanym uśmiechem.
- No niech Ci będzie. - Odparłam podając mu swoją rękę.
Nie widziałam, że brat Benii potrafi tak dobrze tańczyć. W jego ramionach czułam się bardzo dobrze. W czasie refrenu spojrzeliśmy na siebie. Nigdy nie zwróciłam uwagi na jego piękny, zielony kolor oczu i ciemno - brązowe włosy, które oświetlało sierpniowe słońce. Po chwili zobaczyłam, że Marysia tańczy z Grzesiem. Widziałam, że była bardzo szczęśliwa i marzyła o tej chwili. Wpatrywała się w niego, jak obrazek. Kiedy nastąpił koniec utworu usłyszeliśmy brawa. Obróciliśmy się w stronę ławek i zobaczyliśmy ludzi, którzy przyglądali się tańczącym parą na parkiecie.
Bernatka siedziała na ławce, a obok niej moja siostra. Tuż obok niej zobaczyłam moją mamę. Poczułam jak moje policzki stają się czerwone.
- Część Mamo! - Zawołałam idąc w jej kierunku.
- Cześć Urszulko! - Odparła.
- Dzień dobry Pani Regino! To jest mój przyjaciel - Grześ Remikowski - Oznajmił Cezary.
- Dzień dobry, miło mi Panią poznać. - Powiedział Grzegorz.
- Dzień dobry, mi Ciebie również. - Odparła.
Festyn zaczął dobiegać końca. Moja mama zaprosiła moich znajomych na herbatę. Wieczór spędziliśmy wszyscy razem w miłym towarzystwie.

Wojna, czyli pierwsze skrzypce 1939 roku. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz