Rozdział 17

9 3 2
                                    

12 października 1939 roku

- Widzisz ich? - Zapytałam Grzegorza, który wychylał się w stronę drzwi do restauracji.
- Jeszcze nie  - odparł chłopak.
- A co jak Benii nie udało go się namówić, aby poszli do polskiej jadłodalni i poszli do niemieckiej? - Spytałam zdenerwowana.
- Nie poszli. - Odparł Cezary, po czym złapał nie za rękę pod stołem.
- Idą! - Oznajmiła Rysia.

Przez całe nasze spotkanie staraliśmy upozorować przyjacielską kolację i myślę, że mam się udało. Kiedy Bernatka i Elmar wyszli z restauracji, odczekaliśmy jeszcze chwilę, aby nie było podejrzane, że wychodzimy wszyscy w tym samym czasie. Poszliśmy do domu i czekaliśmy na powrót naszej przyjaciółki. Chciałam, aby wszystko nam opowiedziała. Pomimo tego, że siedzieliśmy blisko siebie, przez rozmowy innych ludzi, nie słyszeliśmy ich dokładnie. Po kwadransie ktoś zapukał do drzwi. Na ten dźwięk przypomniała mi się sytuacja z rana i moje serce zaczęło bić mocniej. Bałam się, że to się powtórzy jeszcze raz. Miała nadzieję, że to nasza Bernadetka, a nie żaden SS-man.
- Proszę Benia, wejdź! - Powiedział Grzegorz, zapraszając ją do salonu, gdzie siedzieliśmy.
- A więc jak? - Spytała Rysia.
- Akcja zakończona sukcesem - jutro i godzinie dwunastej, za spaloną kamienicą, obok naszej szkoły. - Oznajmiła z dumą Bernardeta.
- Wspaniale! Benia dziękuję Ci bardzo! - Krzyknęłam i rzuciłam się na szyję przyjaciółki.
- Wierzysz temu szkopowi, że przyprowadzi ze sobą wuja Uli? - Zapytał Czarek.
- Tak, wierzę. - Odparła dziewczyna.
- Akcję uważam za zakończoną sukcesem. Nie było żadnych nieprzyjemności... No poza tą jedną sytuacją. - Powiedział Grzegorz, po czym wszyscy zamilkliśmy. Każdy przypominał sobie, to co zaszło, jeszcze niecałą godzinę temu.

- Du hast schöne Augen! (Masz piękne oczy!) - Oznajmił Elmar, wpatrując się z Bernadetę.
- Danke. (Dziękuję.) -Odparła dziewczyna.
- Elmar? - Zapytał nagle jakiś szkop, który nie wiadomo kiedy, pojawił się w polskiej restauracji. Miał on wiele odznak, przez co Benia stwierdziła, że Niemiec z tak wysoką pozycją, nie jadałby w takim miejscu.
- Herr Offizier! Ist etwas passiert? (Pan Oficer! Coś się stało?) - Spytał Elmar drugiego żołnierza.
- Erlauben Sie einen Moment. (Pozwól na chwilę.) - Powiedział rozzłoszczony SS-man.
- Wie könnt ihr unsere Nation verraten! Treffen Sie sich mit polnischen Frauen? (Jak możesz zdradzać nasz naród! Spotykasz się z tymi Polkami?) - Krzyknął mężczyzna.
- Ja, aber nur zum Spaß - wissen Sie, diese Frauen sind so naiv.) (Tak, spotykam, ale tylko dla zabawy - wiesz, te kobiety są takie naiwne.) - Odparł Elmar. Słyszałam dokładnie ich rozmowę, ponieważ odbywała się obok toalety, do której się udałam. Byłam wściekła, ponieważ Benia mogłabyć dla niego zwykłą zabawką na chwilę. Jak on mógł udawać takiego miłego szkopa?
Pff..... Co ja sobie myślę, przecież tacy nie istnieją!
- Ich muss jetzt gehen! In einer Stunde gibt es Abschiebungen in die Lager und es ist Zeit, sich vorzubereiten. (Muszę już iść! Za godzinę jest wywóz do obozów i czas się przygotować.) - Oznajmił SS-man, o wyższym stanowisku. Po tych słowach Elmar wrócił do stolika, przeprosił Benię i po jakimś kwadransie oznajmił, że musi wracać do pracy.

- Jesteś pewna, że to co on mówił, nie jest prawdą? - Zapytał Czarek.
- Raczej nie, przecież sam mnie uratował kiedyś przed innym zbiczeńcem. Myślę, że tak mu powiedział, ponieważ nie mógł się przyznać, że z Polką się spotkał. - Odpowiedziała Benia.
Omówiliśmy dzisiejszą akcję jeszcze raz oraz zaplanowaliśmy jutrzejszą. Po tym wróciłam do domu, jeszcze przed rozpoczęciem godziny policyjnej.
- Serwus! Dawno wróciliście? - Rzuciłam krótko, widząc rodziców w kuchni.
- Jakąś godzinę temu. - Odparła krótko mama.
- Coś się stało? - Spytałam lekko zaniepokojona. Odwiesiłam płaszcz i usiadłam przy stole.
- Zabrano babci krowę, przez co nie będzie mleka i będzie trzeba chodzić na targ, a wiesz, że to trochę daleko i nie jest to bezpieczne. - Powiedział tata.
- Jutro ponownie tam jedziemy i postanowiliśmy dać dziadkom trochę pieniędzy z naszych oszczędności. - Oznajmiła mama.
- Bardzo mi przykro, że tak się stało, ale tych pieniędzy już nie ma. - Odparłam i spuściłam głowę w dół.
- Jak to?! - Zapytali rodzice jednocześnie.

                           ***

- Na końcu uderzył mnie w twarz i wyszedł. - Powiedziałam, kończąc mój monolog, o historii z dzisiejszego ranka.
- Kochanie! Nie przejmuj się tymi pieniędzmi! Dzięki Bogu, że Tobie nic nie jest! - Krzyczała mama, przytulając mnie i gładząc ręką po mojej głowie.
Będąc w ramionach matki, przypomniałam sobie, o pieniądzach, które odłożyłam na wyciągnięcie wujka, zanim się dowiedziałam, że nie będę ich potrzebować. Wyrwałam się z objęć mojej rodzicielki i już po chwili byłam w kuchni z brązową kopertą.
- Weź to i przekaż to babci. Wiem, że nie jest to duża suma, ale na jakiś czas wystarczy. - Powiedziałam, kiedy mama otwierała zawinięte starannie pieniądze.
- Ale, ale dziecko! Skąd ty je masz? - Spytała.
- Zbierałam kiedyś i zostawiałam na czarną godzinę i to chyba odpowiedni moment. - Odparłam, na co rodzice przytulili mnie do siebie.
- Dziadek byłby z Ciebie dumny. - Powiedział tata.

Dziadek byłby z Ciebie dumny. - Pomyślałam o słowach ojca i uśmiechnęłam się szeroko , myśląc o moim kochanym dziadku.

Wojna, czyli pierwsze skrzypce 1939 roku. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz