Rozdział 16

17 3 2
                                    

12 października 1939 roku

Wstałam rano z łóżka i poszłam do kuchni. Bardzo się zdziwiłam, ponieważ zastałam obu rodziców, w domu.
- Dzień dobry! A wy już nie powinniście być w pracy? - Zapytałam i przetarłam oczy.
- Dzisiaj razem jedziemy do Michaliny. Zapomniałaś? - Odparła mama, kładąc mi jajecznicę na talerz.
- Szcerze, to tak. Nie mogę z Wami jechać. - Oznajmiłam.
- Ale dlaczego? - Spytała matka.
- Przyjęli nas do SZP (Służby Zwycięstwu Polski) - oznajmiłam z dumą.
- Dobrze, a jaki to ma związek z dzisiejszym wyjazdem? - Odparła rodzicielka.
- Dzisiaj spotykamy się, omawiamy plany i ustalamy termin przysięgi. - Odpowiedziałam.
- Reginko, dziewczyna chce walczyć o wolność, dla nas - dla naszej Polski. Nie psujmy jej dobrego humoru i postawy patrioty. - Powiedział ojciec
- No dobrze, zgadzam się. - Powiedziała mama, po czym dala i buziaka w czoło.
- Jedziemy o dwunastej, a wrócimy przed godziną policyjną. - Oznajmił tata.
Usłyszeliśmy dźwięk telefonu, więc ruszyłam w stronę komódki, na której on stał. Przyłożyłam słuchawkę do ucha i czekałam, aż usłyszę głos rozmówcy.
- Halo? - Zapytał damski głos.
- Dzień dobry. - Odparłam, nie wiedząc z kim rozmawiam.
- Pani Regina? Dzień dobry, z tej strony Marysia. Mogłabym prosić Ulę do telefonu? - Spytała dziewczyna.
- Rysia to ja! Co się stało, że dzwonisz o tej godzinie! Jest przed ósmą! - Odparłam nerwowo.
- Kolacja jest dzisiaj o siedemnastej. Spotykamy się u mnie kwadrans po wpół do piątej. - Powiedziała przyjaciółka.
- Dobrze, tylko kiedy Bernadeta się z tym Emilem widziała? - Spytałam.
- Nie Emilem, tylko Elmarem! - Odparła Maryna.
- Wczoraj, kiedy już wróciłam do domu, mama poprosiła mnie, abym poszła jeszcze do sklepu i widziałam go, jak spaceruje po parku, więc kiedy wróciłam, to poinformowałam o tym Benię, a ona spotkała się z nim. - Oznajmiła dziewczyna.
- Dzięki za to, że zadzwoniłaś. - Powiedziałam.
- Wczoraj do Ciebie dzwoniłam, chyba z razy trzy, ale nikt nie odebrał! - Krzyknęła Rysia.
- Mama rozmawiała przez dwie godziny z ciocią. - Odpowiedziałam.
- Przepraszam Cię, ale muszę kończyć. Serwus! - Rzuciła szybko dziewczyna.
- Serwus! - Odparłam i odłożyłam słuchawkę.
Wróciłam do kuchni, w której zastałam tylko ojca.
- Gdzie mama? - Zapytałam.
- Poszła do sąsiadki. - Odparł tata, wrajac do czytania gazety.
Nie miałam co robić do południa, więc sięgnęłam po moje ukochane skrzypce. Były one dla mnie bardzo cenne, ponieważ należały kiedyś do mojej babci. Lubiłam, kiedy na nich grała, kiedy miałam zaledwie lat pięć . Do dzisiaj to pamiętam...

- Babciu! Ale ty pięknie grasz! Też bym chciała takie skrzypce mieć! - Mówiłam, kiedy babcia grała skoczne i radosne piosenki.
- Obiecuje Ci kochanie, że będziesz miała identyczne! - Odpowiadała mi na to zawsze l.

Była wspaniałą, ciepłą kobietą i bardzo ją kochałam.
Gdy skończyłam rozmyślać o dawnych czasach, postawiłam przed sobą nutnik, chwyciłam skrzypce i oparwszy o nie moją brodę, zaczęłam wygrywać zapisane w mojej książce nuty. Chopinowska muzyka roznosiła się po całym domu. Nawet ojciec wyjął nos z gazety, po czym zasiadł do panina i zaczął grać melodię, która wpasowywał a się w dźwięki skrzypiec. Poprzez grę mogłam wyrazić moje emocje, uczucia i "wyżyć się" w nieszkodliwy sposób. Muzyka odkąd pamiętam, była dla mnie lekarstwem na smutki.
- Przykro mi Ula, ale muszę iść przygotować samochód do wyjazdu. - Oznajmił ojciec.
- Dobrze, tylko jeździe ostrożnie. - Odparłam, po czym złożyłam nutnik.
Wybiła godzina dwunasta, a rodzicie byli już gotowi do drogi. Pożegnałam się z nimi i kazałam wyściskać odemnie resztę rodziny. Do naszej akcji zostało jeszcze kilka godzin, więc część swojego wolnego czasu poświęciłam na naukę języka niemieckiego z polskiej książki. Dostałam ją rok temu od mamy i muszę ją dobrze ukrywać, w razie niespodziewanego wtargnięcia szkopów, do naszego mieszkania. Po dwóch godzinach, moja głowa nie przyjmowała już kolejnych słówek i wyrażeń, więc odłożyłam książki i zeszyty.
- Co? Dopiero czternasta? - Zapytałam sama siebie.
Leżałam na łóżku i wpatrywałam się z sufit. Podeszłam do biurka i wyciągnęłam z komody, koło niego małą drewnianą toaletkę. Była ona rozkładana na boki i miała wiele przegródek na najróżniejsze kosmetyki i biżuterię. Wzięłam naszyjnik, który kupił mi Cezary. Zawsze kiedy wychodziłam z domu to go ubierałam. Przypominał mi on jego i nie chciałam go nigdy stracić, tak samo, jak moich skrzypiec. Czy to znak, że skoro chcę mieć zawsze ten naszyjnik przy sobie, to Czarka też? Sama nie wiem, ale na pewno wiem, że Cezary nie jest mi obojętny.
- Tak! Pójdę na spacer do parku. - Oznajmiłam, patrząc na siebie w lustrze.
Stanęłam przed szafą i wyciągnęłam z niej ciemnoniebieską, obcisłą spódnicę, a do tego błękitny sweter. Na dworze było już coraz zimnej, więc na nogi włożyłam grube rajstopy. Rozpuściłam włosy i założyłam biały płaszcz. Na nogi ubrałam buty, które były idealne do październikowej pogody. Chciałam już wyjść, kiedy ktoś zapukał do naszego mieszkania.
- Offen! (Otwierać!) - Krzyknął SS-man, stojący za drzwiami.
Nie miałam wyjścia, więc otwarłam mu drzwi.
- Guten Tag! - Powiedziałam z lekkim uśmiechem. Sama nie wiedziałam, czy powinnam coś powiedzieć, czy może nie.
- Papieren! (Papiery! / Dokumenty!) - Zawołał zdenerwowany Niemiec.
Wzięłam torebkę i wyjęłam podrobiony dowód. Dałam mu go, do jego wielkiej łapy, a ten przyglądał mu się bardzo uważnie. Po około dwóch minutach oddał mi go.
- Sie haben etwas Wertvolles in der Wohnung? (Masz coś cennego w mieszkaniu?) - Zapytał szkop i rozglądnął się po domu.
- Nein. (Nie.) - Odparłam krótko. Byłam prawie pewna, że większość majątkowych przedmiotów, rodzice dobrze pochowali, lub wynieśli do piwnicy. Były tylko skrzypce, schowane w szafie w walizce, przkryte starymi ubraniami i pianino, ale przecież on nie dałby rady go sam wynieść.
- Holerna Schlampe! Hier gibt es nichts! (Holerna suka! Nic tutaj nie ma!) - Krzyknął, po czym natrafił na szufladę, zamkniętą na klucz. Próbował ją otworzyć, ale nie udawało mu się.
- Schlüssel! (Klucz!) - Zawołał SS-man, a ja wykonałam jego rozkaz.
Niemiec wyjął z szafy kopertę, w której znajdowały się oszczędności rodziców. Były to pieniądze na czarną godzinę, które zbierali przez długi czas.
Włożył ją do swojej kieszeni, po czym skierował się do drzwi wyjściowych. Jednak zamian opuścił mieszkanie, to stanął na przeciwko mnie i patrzył się na w moją stronę. W pewnym momencie podniósł rękę wysoko, w celu wzięcia rozmachu. Chciał mnie uderzyć, jednak tak się nie stało. Jego ramię było wyprostowane ku górze przez dłuższą chwilę. Po chwili opuścił rękę w dół. Uśmiechnął się do mnie i uderzył swoją dłonią mój policzek. Poczułam pieczenie i wielki ból.
- Dumme polnische Frauen. (Głupie Polki.) - Powiedział szkop, po czym wyszedł, jak gdyby nigdy nic z mieszkania.
Jeszcze ani razu nie dostałam w twarz od nikogo, a to był mój pierwszy raz i mam nadzieję ostatni. Pobiegłam do lustra, aby zobaczyć, jak wygląda moja twarz. Jej prawa część była bardzo zaczerwieniona. Sięgnęłam po puder i zakryłam miejsce uderzenia. Wyszłam z mieszkania i dokładnie je zakluczyłam. Postanowiłam wyjść tylnymi drzwiami - od strony podwórka.
Spacerowałam po parku, jak zwykle rozmyślając o życiu dzisiejszych Polaków. Myślałam o ostatnim dniu wakacji, w którym nasze życie było jeszcze beztroskie, kiedy bawiliśmy się razem na naszym rynku. Właśnie! Wybiorę się tam! Od rozpoczęcia wojny, nie byłam ani razu w tamtej części miasta.
Kiedy dotarłam do celu, zobaczylam brązowy ratusz, który był symbolem naszego miasta. Jednak gdy obeszłam go od drugiej strony, to zacisnęłam dłoń. Niemcy powiększali akurat wtedy czerwone flagi, z tym holernie przeklętym logiem faszyzmu. Nie mogłam na to patrzeć, więc obruciłam się i podążyłam tą samą drogą co przyszłam, do domu. Nim się obejrzałam, to byłam już w mieszkaniu i zaczęłam się szykować do naszej akcji.

Wojna, czyli pierwsze skrzypce 1939 roku. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz