Rozdział 6

33 3 0
                                    

1 września 1939 roku

Nastał dzień 1 września, dzień w którym miałam rozpocząć naukę w trzeciej klasie liceum, no właśnie, miałam. Rano nie wiedziałam, co mnie czeka później.
Michasia już od świtu nie mogła spać, ponieważ nie mogła się doczekać aż się spotka ze szkolnymi rówieśnikami.
- Cześć dziewczynki! - Powiedziała mama wchodząc do kuchni, widząc, że jemy śniadanie.
- Cześć! - Odparłyśmy.
- Tata już wyszedł do pracy, ale powiedział, że postara się wrócić dzisiaj szybciej. Idź się jeszcze połóż, przecież wiem, że nie spałaś pół nocy. Ja odprowadzę Michalinkę do szkoły. - Oznajmiłam patrząc na zegarek.
- Dziękuję Urszulko, jesteś kochana. - Odpowiedziała.
Ubrałyśmy się, pożegnałyśmy się z mamą i ruszyłyśmy w stronę drzwi. Zakluczylam mieszkanie i sprawdziłam, czy na pewno jest zamknięte.
- Ula patrz! Ale samolot! - Zawołała Michasia pokazując na niego palcem, przez okno na korytarzu kamienicy.
Zdziwiłam się trochę, ponieważ nie mieszkamy w dużym mieście i nie często przelatywały tędy powietrzne maszyny.
Będąc już niedaleko szkoły Michaliny, usłyszałyśmy wybuch. Chwyciłam siostrę za rękę i stanęłam, aby zobaczyć co się dzieje. Zobaczyłam zielony samolot, który wypuszczał najprawdopodobniej bomby, które spadały na pobliską kamienicę. Ściany zaczęły się burzyć, a szyby pękać. Cały budynek był w plomieniach.
- Ula, co się dzieje? - Zapytała Michasia zasłaniając twarz rękoma.
- Nic, chodź musimy iść do domu. - Powiedziałam biorąc siostrę na ręce i idąc szybkim krokiem do naszej kamienicy.
Serce mi biło jak szalone. Nie wiedziałam co się stało. Wczoraj wszystko było normalne, a dzisiaj czułam, jakby ktoś próbował nas zniszczyć.
Wbiegłyśmy na nasze piętro. Weszłyśmy szybko do domu, a w kuchni zastałyśmy mamę wraz z paroma sąsiadami słuchającymi radia. Kiedyś nie zdziwiłabym się, gdybym tam wszystkich zastała, ale dzisiejszego dnia panowała napięta i nerwowa atmosfera.
- Mamo! - Zawołałam wchodząc.
- Ciii! - Powiedziała szeptem, przykładając palec do ust.
Już po chwili usłyszeliśmy infomarcje, która zmieniła nasze życie o 180 stopni.

"Halo, halo, tu Warszawa i wszystkie rozgłośnie Polskiego Radia. Dziś rano o godzinie 5 minut 40 oddziały niemieckie przekroczyły granicę polską łamiąc pakt o nieagresji. Bombardowano szereg miast.
A więc wojna! Z dniem dzisiejszym wszelkie sprawy i zagadnienia schodzą na plan dalszy. Całe nasze życie, publiczne i prywatne przestawiamy na specjalne tory, weszliśmy w okres wojny. Cały wysiłek narodu musi iść w jednym kierunku. Wszyscy jesteśmy"

Po tych słowach, które usłyszałam, przypomniał mi się sen, w którym dziadek uratował mnie przed jakimiś żołnierzami. Wydawało mi się, że w ten sposób próbował mnie ostrzec przed wojną, która teraz wybuchła. Nigdy nie będę na pewno wiedziała, że chciał mi to przekazać.

- Święty Boże, co to za tragedia! - Krzyknęła Pani Borowiczowa chwytając się za głowę.
Nikt nie zareagował na słowa sąsiadki. Każdy wpatrywał się w stół, nie wiedząc co powiedzieć.

- Ula! A co to za panowie w takich dziwnych ubraniach? - Zapytała Michasia krzycząc z pokoju obok.
Podeszłam do okna i ujrzałam około dziesięciu niemieckich żołnierzy, którzy dumnie kroczyli po ulicy przed naszą kamienicą. Na ramieniu mieli czerwone logo faszyzmu. Do okna przybiegła też mama i sąsiedzi. Jeden z nich spojrzał się w nasze okno. Szybko się odsunęliśmy i zasłonęliśmy je firanką. Wpatrywał się przez dłuższą chwilę, a jego mina nie była przyjazna. Po chwili odszedł. Najprawdopodobniej któryś z pozostałych oficerów zawołał go, aby dołączył do grupy.
Po chwili do domu wrócił tata.
- Dzięki Bogu, tak się cieszę, że Was widzę i jesteście cali! - Zawołał od razu ściskając wszystkich bez wyjątku. Nigdy w życiu, nie cieszyłam się tak bardzo, że mogę zobaczyć mojego tatę i że nic mu się nie jest.
- Nie uwierzycie co się stało. Zbombardowano i spalono jedną kamienicę, a jej mieszkańców rozstrzelono, a paru gdzieś zabrano. Czy ktoś wie, co tutaj się dzieje? - Zapytał łapiąc się za głowę.
- Widzisz tato, jakieś pół godziny temu ogłoszono w radiu, że rozpoczęła się wojna w III Rzeszą. - Powiedziałam przytulając się do matki.
Wszyscy siedzieli w salonie, a tata nerwowo chodził po pokoju.
Po około dwóch godzinach sąsiedzi wyszli już z naszego mieszkania, a my musieliśmy jeszcze raz przemyśleć, co w takiej sytuacji zrobimy. Postanowiliśmy, żeby Michalina zamieszkała u dziadków i cioci na wsi. Rodzice twierdzą, że tam wojna może być łagodniejsza. Ja również uważam, że to dobry pomysł. Sądzę, że tak już za dużo widziała, a przecież to dopiero pierwszy dzień i na dodatek początek.
Kiedy tata poszedł wytłumaczyć Michalince, co się dzieje, zadzwonił telefon. Mama była zajęta, więc ja odebrałam.
- Halo? - Zapytałam.
- Ula? Nie było Cię na rozpoczęciu roku szkolnego, więc dzwoni do Ciebie, aby Ci przekazać, że...że nasza szkoła została zamknięta. - Powiedziała że smutkiem w głosie.
- Dzięki Maryniu za informację, trzymaj się. - Odparłam krótki i odłożyłam słuchawkę. Poszłam do swojego pokoju, usiadłam na łóżku i schowałam twarz w dloniach, a moją głowę zaprzątały dwa pytania:

Co teraz będzie?

Czy, czy dziadek chciał mnie przed tym ostrzec?

Wojna, czyli pierwsze skrzypce 1939 roku. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz