Rozdział 19

14 3 0
                                    

13 września 1939

Od wczorajszego dnia w naszym domu panuje radosna atmosfera. Mama podśpiewuje skoczne piosenki, a ojciec chodzi z dumną miną na twarzy. Zaprosiliśmy na obiad rodzinę ze wsi i moich przyjaciół. Chcemy uczcić tę wspaniałą nowinę i podziękować uczestniką naszej akcji.
Zmierzałam właśnie ku kamienicy Marysi, ponieważ tam mieliśmy się wszyscy spotkać i iść na przysięgę. Był to dla mnie bardzo ważny dzień mojego życia - w końcu miałam zostać oficjalnie przyjęta i mogłam walczyć o wolność. Wiedziałam, że będą to akcje małego sabotażu, ale byłam tylko młodą dziewczyną. Czekałam na też dzień od dłuższego czasu. Czułam się gotowa do tego, aby poświęcić się dla naszej ojczyzny.
- Serwus! - Rzucił niespodziewanie Grzegorz, pojawiając się po mojej prawej stronie.
- Cześć Grzesiu! - Odparłam i posłałam mu serdeczny uśmiech.
- Jak z wujem? - Zapytał chłopak.
- Dziękuję, coraz lepiej. Mam nadzieję, że nie odmówisz zaproszenia na dzisiejszy obiad. - Powiedziałam kiedy stanęliśmy już przed blokiem Marii.
- Żartujesz sobie? Nie przegapiłbym tej okazji. - Prychnął Grześ.
- Serwus! - Krzyknęła Bernatka, wyłaniając się z bocznej, słabo widocznej uliczki. Tuż za nią wyszedł Czarek, który również się z nami przywitał.
- Dzień dobry, już jestem! - Krzyknęła Marynia, wybiegając szybko z kamienicy.
- No to mamy komplet! - Zaśmiał się Grzegorz.

                            ***

- No to gdzie będziemy się spotykać? - Zapytałam, kiedy szliśmy już dość długo.
- Nie tak głośno! - Odparł pół szeptem Czarek, który szedł obok mnie.
- Kojarzysz ten lasek, znajdujący się niedaleko rzeki? - Zapytał chłopak.
- Tak. - Odparłam krótko.
- Kilkanaście metrów od niego znajduje się klasztor sióstr zakonnych. Nasz dowódca dostał od nich pozwolenie, abyśmy spotykali się w piwnicy, w celu omawiania planów przyszłych akcji. - Oznajmił Cezary.

Już po dziesięciu minutach szliśmy przez las, w którym było bardzo dużo wysokich drzew. Dzięki wydeptanej drużce, wiedzieliśmy gdzie dokładnie iść.
- Jesteście pewni, że to jest to miejsce? - Zapytała Rysia.
- Jasne, że tak. A co panienka się boi? - Prychnął Grzegorz.
- Nie, oczywiście, że nie! - Zaprzeczyła Maria.
- Tak, tak. Ja i tak wiem, że się boisz. - Ciągnął dalej chłopak.
Ich mała sprzeczka była naprawdę zabawna. Wyglądałoby, jakby znali się wiele lat i byli dobrymi przyjaciółmi. A może czymś więcej nie przyjaciółmi?
- Dobra, wystarczy już tego. Daleko jeszcze do tego miejsca? - Jęknęła Berdatka, przerywając kłótnię Marii i Grzegorza.
- Nie, już jesteśmy. - Oznajmił Czarek, wskazując ręką na duże, wydeptane pole w środku lasu, które było bardzo dobrze zamaskowane przez liczne odgałęzienia. Na ziemi leżało kilka obalonych kłod drzewa, które tak jak się domyśliłam, pełniły funkcje ławek do siedzenia. Na polu było już kilkunastu innych chłopaków. Udało mi się dostrzec również dwie dziewczyny. Chciałam do nich podejść i porozmawiać, ponieważ widziałam, że nikogo nie znają i nie umieją się odnaleźć, jednak w tym momencie usłyszeliśmy gwizdek. Wszyscy w tym samym momencie spojrzeli na dorosłego mężczyznę w ubraniu wojskowym, który tak jak się domyśliłam, miał zostać naszym dowódcą.
- Zbiórka! - Krzyknął poważnie nieznajomy.
Wszyscy ustawili się w szeregu i stanęli na baczność. Uczynilam to samo - zajęłam miejsce między Marią, a Cezarym.
- Mmm...Jak na pierwszy raz to nawet dobrze. Może będą z nich ludzie. - Mruczał pod nosem dowodzący. Przeszedł się przed naszym rzędem dość powoli, aby dokładnie skontrolować, czy wszyscy stoimy w równych odstępach. Patrzył na każdego z nas, jednak jego wzrok zatrzymał się na dłuższą chwilę na mojej sylwetce.
- Wyrównaj! - Krzyknął w moją stronę.
Wykonałam jego prośbę i przesunęłam się w jedną stronę.
- Nie w lewo, w prawo! - Powiedział trochę bardziej zdenerwowany mężczyzna.
Stanęłam tak, jak rozkazał za drugim razem, więc w tym momencie cała grupa stała w idealnym szeregu.
- No nareszcie. - Prychnął mężczyzna.
- Przepraszam. - Powiedziałam cicho i spuściłam głowę w dół.
- Milcz. - Odparł żołnierz.
- Patrz na mnie kiedy do Ciebie mówię! Prawdziwy żołnierz i patriota i nie spuszcza głowy kiedy popełni błąd. - Powiedział, po czym stanął na przeciw nas. Przestawił się i omówił wszystko, co najważniejsze. Utworzył jeden oddział, którego wodzem oznaczył jednego z najstarszych chłopaków.
- Jest już ten ksiądz? - Zapytał przywódca drugiego żołnierza, który przeprowadzał razem z nim zbiórkę.
- Powinien już być. - Odparł mężczyzna, po czym odszedł, w celu zapalenia papierosa.
- Pochwalony! - Krzyknął nasz rządzący i podał duchownemu rękę.
- Na wieki wieków. - Odparł.
- Za chwilę nastąpi ważny moment waszego życia. Zostaniecie uczestnikami małego sabotażu i będziecie walczyć w obronie naszej kochanej ojczyzny. Przysięgniecie Bogu, że będziecie gotowi oddać życie za Polskę. Rozumiecie? - Zapytał wódz.
- Tak jest! - Odparli wszyscy.

                           ***

Po złożeniu przysięgi, która była bardzo ważna i uroczysta, porucznik kazał każdemu przedstawić się swoim pseudonimem. Nie wiedziałam co powiedzieć, ponieważ nie wiedziałam, że nie będziemy do siebie się zwracać sowimi imionami. Okazało się, że w organizacji tylko najbliźsi znają swoje prawdziwe nazwiska. Słyszałam jak padają po kolei nowe nazwy, które czasem były przybranym imieniem, czymś charakterystycznym dla danej osoby, bądź rzeczą, która nie nawiązywała do niczego.
Bernadeta miała być nazywana Benią, Marysia Rysą, Grzegorz Mucha, a Czarek Bartek. O ile dobrze pamiętam, imię pochodzi od jego fałszywego dowodu. Nadszedł czas na mnie.
- Iskra! - Powiedziałam niewiele myśląc. Po chwili uświadomiłam sobie, że właśnie nadałam sobie w ciągu paru minut nowy przydomek.
Po zakończeniu pierwszego spotkania, podeszłam do wcześniej widzianych dziewczyn. Nowe znajome były siostrami - Broszka miała niecałe lat osiemnaście, a Andzia czternaście i jak do tej pory, była najmłodszą uczestniczką organizacji i byłam zdziwonia, że pomimo swojego młodego wieku została przyjęta.

                         ***
Wieczorem byłam bardzo zmęczona po wizycie naszych gości. Było wspaniale! Już dawno nie byłam taka szczęśliwa. To tak naprawdę pierwszy raz w czasie wojny, kiedy czułam się radosna i starałam się nie myślę o tym koszmarze. Na chwilę stałam się dziesięcioletnią Ulą, która cieszyła się każdym dniem i nie miała żadnych problemów.

Wojna, czyli pierwsze skrzypce 1939 roku. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz