Rozdział 14

15 4 0
                                    

10 października 1939 roku

Wyszłyśmy z kamienicy i wybierałyśmy się na ulicę, na której zazwyczaj Elmar pełnił służbę.
- Nie jestem co do tego planu przekonana. - Oznajmiła Marynia.
- Marysia, nic się przecież nie stanie. Usiądziecie na ławce w parku z Ulą, a ja będę z nim spacerować. Jakby coś mi się miało stać, to zareagujecie. - Powiedziała Benia.
- No może masz rację. - Odparła przyjaciółka.
- Dobrze, jesteśmy już. - Powiedziałam, gdy dotarłyśmy do celu.
Usiadłyśmy na ławce, a Benia niewinnie spacerowała po parku i podziwiała piękno przyrody, dzieci, które biegały i bawiły się razem, zakochane pary, które były w siebie wpatrzone, jak w obrazek. Jednak ten cudowny krajobraz w minutę potrafiły zniszczyć szkopy, urządzając sobie łapankę i wiele innych nieludzkich ''zabaw''.
Rozmawiałam z Rysią o pogodzie i innych normalnych tematach, aby nie wzbudzać podejrzeń przechodniów. Naszą uwagę przykłuł SS-man, zmierzający w stronę Benii.
- Czy to nie jest ten nasz Niemiec? - Zapytała Maryśka.
- Nie wiem. - Odparłam.
Oficer zmierzył wzrokiem Bernadetę i przeszedł dalej.
- Nie to nie on. - Powiedziałam.
- Tamten! Tak to na pewno on! - Oznajmiłam cicho.
Maryśka kaszlnęła trzy razy, ponieważ przed naszą akcją ustaliłyśmy, że jeżeli to usłyszy to ma się na nas spojrzeć.
Bernatka odwróciła się w naszą stronę, na co ja kiwnęłam głową w prawą stronę, aby wskazać przyjaciółce, gdzie poszukiwany mężczyzna się znajduje.
Już po chwili Elmar zauważył Benię i przywitał się z nią, używając jej fałszywego imienia Aleksandra. Dalszej części rozmowy nie słyszałyśmy, ponieważ znajdowałyśmy się za daleko.
Po jakiejś godzinie Bernadeta pożegnała się z oficerem i udała się w stronę kina, ponieważ miałyśmy się przed nim zobaczyć po zakończeniu akcji. Nie chciałyśmy, aby nasz Niemiec wiedział, że się potem spotykamy.
- No to ile pieniędzy potrzebuję? - Zapytałam przyjaciółkę, kiedy szłyśmy do Maryśki.
- Nie będę o tym rozmawiać na ulicy. Opowiem Wam wszystko jak będziemy u Rysii. - Odparła Benia.
Po około minutach piętnastu byłyśmy na miejscu.
- Twoi rodzice są w domu? - Spytała Benia.
- Raczej nie. Mama pewnie znowu poszła do sąsiadki, a ojciec w pracy. - Oznajmiła.
- Herbata? - Zapytała Marynia.
- Chętnie. - Odpowiedziałyśmy.
Po niecałym kwadransie, zasiadłyśmy do stołu i czekałyśmy, aż Bernadeta wszystko nam opowie. Po dłuższej chwili ciszy, postanowiłam się odezwać.
- No dobra, no to ile on chce tych pieniędzy? - Zapytałam. Nie otrzymałam odpowiedzi na moje pytanie.
- No dalej Benia powiedz nam! - Krzyknęła Maria.
- On nie chce pieniędzy. - Powiedziała Bernatka.
- Słucham? - Odparłam zszokowana.
- Wyciągnie z aresztu Twojego wujka, jeżeli pójdę z nim na obiad, bądź kolację. - Powiedziała przyjaciółka.
- Nie wiem co powiedzieć. - Odparła Rysia.
- Zgodziłabym się, ale boję się z nim zostać we dwoje. - Oznajmiła Benia.
- A może nie musielibyście się tylko w swoim towarzystwie spotkać! - Zawołałam.
- Jak to? - Spytała zdziwiona przyjaciółka.
- Możemy zrobić tak samo jak dzisiaj - będziemy Was śledzić z Rysią. - Oznajmiłam.
- No mnie na pewno nie będziecie śledzić. - Odparł męski głos. Obróciłyśmy się i zobaczyłyśmy Grzesia.
- Grzegorz? Co tutaj robisz i jak tu weszłeś? - Spytała Rysia.
- Po pierwsze, to drzwi były otwarte, a po drugie, to nie mogę czasem mojej przyjaciółki odwiedzić? - Zapytał i oparł się o futrynę wejścia do kuchni.
- To ja pójdę zakluczyć te drzwi. - Oznajmiła Maryśka.
Grześ dosiadł się do stołu, a ja zrobiłam mu herbatę.
- To kogo wy tam zamierzacie śledzić? - Spytał chłopak.
Opowiedziałyśmy o naszej akcji, planach i głównym celu.
- No dziewczynki, ładnie to wymyśliłyście. - Oznajmił, kiedy skończyłyśmy nasz monolog.
- Mam tylko jedną uwagę. Potrzebujecie mężczyzny, który w czasie tej kolacji będzie gotowy Was obronić w niespodziewanym momencie. - Powiedział Grześ.
- Dobra, możesz pójść z nami, ale powiedz mi, czym ty nas ochronisz? Szkopy mają broń, więc z tym jesteśmy od razu przegrani. - Odparłam.
- Ale nie musimy być. Do póki oficjalnie nie należymy do organizacji i nie złożyliśmy przysięgi, możemy działać na własną rękę. Mam parę małych karabinów, które by się nadały.
- Ozjamił chłopak.
- Ale, ale jak?! - Zapytała Ryśka.
- Jakieś dwa tygodnie temu z nowymi chłopakami, którzy zgłosili się do organizacji, przeprowadziliśmy małą akcję. Dowiedzieliśmy się kiedy i gdzie będą przewożone bronię, więc dokonaliśmy napadu na wóz. - Powiedział Grzegorz.
- Chwila! A mój brat brał w tym udział? - Zapytała Benia.
-Nie, skąd że! - Odparł chłopak, przełykając ślinę.
-Dobra, i tak wiem, że tak! - Powiedziała Bernatka i zaczęła się śmiać.
- To ile macie sztuk? - Zapytałam.
- Każdy wziął po sześć. - Oznajmił z dumą.
-Dobrze, całą akcję dogadamy może jutro - za niedługo godzina policyjna. - Powiedziała Benia. Po jej słowach pożegnaliśmy się i wróciliśmy do swoich domów. Czułam się taka szczęśliwa, ponieważ być może uratuję wujka. Byłam wdzięczna moim przyjaciołom, szczególnie Benii za pomoc i okazane serce. Nie wiem co bym bez nich zrobiła.

Dziadek raczej postąpił by tak samo - zrobiłby wszystko, aby odsyskać członka rodziny. - Pomyślałam leżąc już w łóżku i odpłynęłam w sen.

Wojna, czyli pierwsze skrzypce 1939 roku. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz