Część II: Rozdział XII: Nad ranem

897 28 10
                                    

- Czy czarodziej Koriakin opowiedział wam o Wyspie Mroku? - pyta Liliandil.

- Tak. - odpieram krótko.

- Jeszcze trochę i nic nie powstrzyma zła. - stajemy pomiędzy ruinami znajdującymi się na klifie.

Stąd doskonale widać wspomnianą wyspę. Unoszą się nad nią czarne chmury oraz ponura mgła, która tak naprawdę tworzy cały jej kontur. Da się również dostrzec zielone światła przebłyskujące z cienia. Całość wygląda bardzo mrocznie.

- Koriakin mówił, że aby je pokonać, trzeba złożyć siedem mieczy na Stole Aslana. - przypomina Kaspian.

- Tak, to prawda.

- Ale znaleźliśmy tylko sześć. - stwierdza Edmund. - Czy wiesz, gdzie szukać siódmego?

- Tam. - wskazuje na mroczną wyspę.

Tak myślałam...

- Musicie wykazać się męstwem. - dodaje blondwłosa. - Macie mało czasu.

Nagle czuję uścisk na nadgarstku. To Łucja. Z jej spojrzenia od razu wnioskuję, że boi się tego, co nas tam czeka. Posyłam jej pokrzepiający uśmiech.

- Obym znów cię ujrzał. - Kaspian i Liliandil łapią ze sobą dość długi kontakt wzrokowy. Już widzę, co tu się dzieje.

Mam ochotę zacząć się śmiać z tego, co powiedział. Co to za tekst?!

- Do zobaczenia. - uśmiecha się.

Ale jej się chyba spodobał...

Pewnie, gdyby nie ta biała poświata wokół jej sylwetki, możnaby dostrzec rumieńce zawstydzenia na jej twarzy.

Nagle oplata ją jasne światło. Przybiera jego postać, a następnie wzlatuje w niebo.

Chłopcy patrzą na to z otwartymi ustami, na co ja i Łucja tylko parskamy śmiechem.

Ruszamy w stronę statku.

- Idziecie?! Czy będziecie czekać, aż tu wróci?! - krzyczę w ich stronę po przejściu paru metrów.

Po kilku sekundach dołączają do nas. Edmund chwyta mnie za rękę i delikatnie gładzi jej wierzch kciukiem.

Łapię z nim kontakt wzrokowy, uśmiechając się. Nie daję po sobie poznać, że, tak jak Łucja, boję się tego, co może nas tam spotkać.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

- Nad ranem powinniśmy dopłynąć do Wyspy Mroku. Wiatr nam sprzyja. - mówi Drinian.

- Co zrobimy, gdy już tam dotrzemy? - pyta młoda Pevensie.

- Znajdziemy miecz i spadamy. - odpowiadam krótko.

- To brzmi jak coś prostego, a takie nie będzie. - zaznacza Kaspian.

- No, nie, ale zasadniczo, to cały plan. - wzruszam ramionami.

- Niby tak... - zgadza się. - Warty są już wyznaczone. My możemy spokojnie położyć się spać... - dodaje z zawieszonym spojrzeniem.

Spać? Jak ja mam spać, kiedy przed nami wyspa, na której będą na nas czekać nasze największe koszmary?

Podchodzę i przytulam Króla. Słyszę, jak pozostali opuszczają kajutę. Uścisk trwa dłuższą chwilę, ale czuję, że ciemnowłosy nie chce mnie jeszcze puścić.

Nagle słyszę obok nas chrząknięcie. Spoglądam w bok i dostrzegam Edmunda.

- My już chyba pójdziemy... - mamroczę, widząc jego obojętny wzrok.

Opowieści z Narnii ~ Edmund PevensieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz