Część II: Rozdział VIII: Smok

2K 90 13
                                    

- Wszystkie ręce na stanowiska! - nawet na dole usłyszałam krzyk Driniana.

Wybiegłam na pokład. To, co zobaczyłam wywołało u mnie ciarki na plecach.

- Przygotować się! Na stanowiska! Nie strzelać, póki nie wydam rozkazu! - ogromny smok usiadł na maszcie statku, rycząc przerażająco.

- Co on wyrabia?! - Łucja trzymała w objęciach małą Gale.

- Ognia! - łucznicy zaczęli wypuszczać strzały w stronę bestii. Potwór zchwiał się. - Próbuje złamać maszt! ~ Albo traci równowagę.

Ryczypisk wspiął się na górę.

- Nie! - wrzasnęłam. Gdyby chciał nas zabić, już dawno by to zrobił. Miałam kilka razy do czynienia ze smokami.

Zwierzę spadło z masztu. Odleciał, zrobił rundkę dookoła wyspy i wrócił. Zniżył lot i... Złapał mnie w szpony.

- Cholera... - warknęłam. Strasznie wysoko. Wiedząc, że smok nie ma złych zamiarów, nawet nie krzyczałam.

Ludzie na statku wołali coś do mnie, ale nic nie słyszałam. Odlecieliśmy.

Byliśmy nad wyspą, gdzie dostrzegli mnie Edmund i Kaspian.

- Emma! - krzyknęli równocześnie.

Lecimy nad kompletnie opuszczoną i wysuszoną częścią wyspy. Na ziemi coś zauważam...

Mianowicie, jest to napis zrobiony ogniem: "JESTEM EUSTACHY".

- Eustachy! - zawołałam. Smok ryknął radośnie.

Wylądowaliśmy na ziemi. Od razu zaczęła się zbiegać cała załoga. Wycelowali strzałami w smoka.

- Nie strzelać! - zasłoniłam go.

- Emma, odsuń się od niego! - rozkazał Edmund.

- Spokojnie, to Eustachy! - oznajmiłam. Patrzyli na mnie jak na wariatkę.

- Słyszeliście! Opuścić broń! - krzyknął Kaspian. Mężczyźni wykonali rozkaz.

- Widocznie połaszczył się na złoto. - stwierdził Pevensie.

- Każdy wie, że smocze skarby są zaczarowane. - powiedział mój brat.

- Przynajmniej każdy stąd. - dodałam, zdejmując z łapy zwierzęcia złotą bransoletę.

Ryknął z bólu, na co ja tylko zachichotałam.

- Jest jakiś sposób, żeby go odczarować? - spytał dawny władca.

- O ile wiem... Nie. - odparł Król, zerkając na Driniana.

- Jego rodzicom to się nie spodoba...

- Przepraszam za rękę, mój drogi... Czasem... Wiesz, ponosi mnie zapał. - zaczął Ryczypisk.

- Szalupy gotowe, kapitanie. - przerwał mu głos jednego z członków załogi.

- Nie możemy go tu zostawić. - postawiła się Łucja.

- Na statek też nie możemy go zabrać... - dopowiedział Drinian.

Podeszłam do Kaspiana i położyłam dłoń na jego ramieniu.

- Drinian, wracaj z ludźmi na statek. My spędzimy noc tutaj. - zarządził. - Może coś wymyślimy...

- Ale nie macie prowiantu! - sprzeciwił się ojciec Gale. - A noce tutaj są bardzo zimne, Jaśnie Panie.

Spojrzałam na Eustachego wymownie. Zionął ogniem, tym samym podpalając gałąź leżącą przed nami.

- Poradzimy sobie jakoś. -zaśmiała się mysz ze szpadą, a wszyscy zawturnowali.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Leżę przy ognisku. Cały czas moje myśli zajmuje... Nie wiem, czy powinnam zostać czy wracać do Angli... W tym świecie jestem szczęśliwa, a tam... Zderzę się z szarą rzeczywistością. Nie mam nikogo...

Masz Edmunda! I Łucję... ~ krzyczała moja podświadomość.

Ale on może mnie zostawić... Albo... Co jeśli...

Nie wierzę, że o tym myślę!

Co jeśli mnie uderzy czy coś...? Ufam mu, ale... Boję się...

Albo znajdzie sobie inną... Na pewno jest wiele...

- Wszystko w porządku, Em? - Edmund dotknął mojego ramienia.

- C-co? - zdziwiłam się jego nagłym pojawieniem się. - Tak, jasne.

- Jesteś pewna? - przysiadł się do mnie. - Jesteś blada. Dobrze się czujesz? Nie jest ci zimno? - spytał, obejmując mnie ramieniem.

- Nie... Wszystko OK.

- Dziwnie się zachowujesz. Możesz mi powiedzieć, jeśli coś jest nie tak. - zapewnił.

- Ja... - zawahałam się. - Muszę się przejść. - podniosłam się. - Sama. - dodałam, widząc, że idzie w moje ślady.

- No... Dobrze... - widać, że jest zaskoczony.

Faktycznie muszę się przejść. Nie wiem, co myśleć, a jego obecność zdecydowanie nie pomoże mi podjąć racjonalnej decyzji.

- Cholera! - kopię w jeden z kamieni z bezsilności. - Co robić?!

W Narnii jestem taka szczęśliwa...

Ale ciągle czuję tęsknotę...

Emmo...

Już kiedyś słyszałam ten głos...

- Aslanie?! Gdzie jesteś?! - rozglądam się dookoła, ale widzę jedynie skały.

Najmilsza... Zrób to, co nakazuje ci serce. Jeśli dokładnie go nie słyszysz - zaczekaj. Nie musisz podejmować decyzji teraz.

- Skoro cię słyszę... Jesteśmy już blisko, prawda?

Zobaczymy się niebawem...

- Aslanie! - wszystko zamilkło.

Aslan ma rację. Muszę posłuchać serca. Tutaj chodzi o moją przyszłość.

- Edmund! - wracam z powrotem do ogniska.

- Nie krzycz tak, bo wszystkich obudzisz. - podnosi się z ziemi.

Nie zważając na to, co powiedział, wskoczyłam na niego, przez co razem przewróciliśmy się na piasek.

Przytuliłam się do niego, całując namiętnie.

- Wooow... - zdziwił się. - Wszystko OK? - odsunął mnie od siebie.

- Czy to dziwne, że chcę pokazać mojemu chłopakowi, jak bardzo go kocham? - uśmiechnęłam się.

- Nazwałaś mnie właśnie swoim chłopakiem? - spojrzał na mnie z jeszcze większym zaskoczeniem.

- Tak? A nie jesteś nim? - drażnię się z nim.

- Oczywiście, że jestem! Po prostu... Chyba pierwszy raz użyłaś tego słowa.

Naprawdę? Serio pierwszy raz go tak nazwałam?

Wcześniej jakoś nie zwróciłam na to uwagi...

- Naprawdę się cieszę, ale powinniśmy już iść spać. - stwierdza, następnie ziewając.

- Racja... - drapię się po szyi. - A... Um... Mogę się do ciebie przytulić? - pytam trochę nieśmiało.

- Przecież nie musisz pytać o takie rzeczy. - kładzie się na ziemi i czeka, aż zrobię to samo.

Idę w jego ślady. Chłopak opłata mnie jedną ręką w talii, a drugą kładzie pod moją głowę.

Dzięki takiej pozycji cały czas mogę patrzeć w jego oczy.

- Kocham cię. - szepcze.

- Wiem. - odpowiadam.

Edmund całuje mnie delikatnie w czoło.

- Zawsze będziesz najważniejsza w moim życiu. - dodaje już bardziej sennie.

Te słowa odbijają się w mojej głowie wiele razy, dopóki nie zasypiam

Opowieści z Narnii ~ Edmund PevensieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz