Krążę po pokładzie, starając się coś wymyślić... Najpierw problem z wiatrem, a teraz zaczyna nam brakować pożywienia. Kompletnie nie wiem, jak to rozwiązać.
- Jestem taki głodny, że chętnie bym tego smoka zjadł! - warczy jeden z żeglarzy. To też jakiś plan...
- Jeśli nie dotrzemy do lądu, trzeba go będzie zjeść. - wzrusza ramionami Drinian, puszczając mi oczko, na co ja tylko lekko się śmieję.
Nagle coś wstrząsa statkiem. Upadam na ziemię z głuchym łoskotem. Kapitan od razu po tym, jak sam się podniósł, podbiega do mnie, by pomóc mi wstać.
- Wszytko w porządku, Łowczyni?
- Wpadliśmy na rafę? - pyta Kaspian.
- Spójrzcie! - wskazuję w stronę dziobu statku.
- Brawo, Eustachy! - krzyczy Edmund, a cała załoga zaczyna wiwatować na widok smoka ciągnącego łódź. - Nic ci się nie stało? - po chwili zagaduje do mnie.
- Jasne, że nie. - wywracam oczami. - Ostanio stałeś się strasznie nadopiekuńczy. - trącam go w żebra.
- To źle, że się o ciebie martwię? - pyta poważnie.
- Nie to powiedziałam. - chwytam go za rękę.
- A tak zabrzmiało. - chłopak ciągnie mnie pod pokład. Nie protestuję. - Po prostu mi na tobie zależy, Kochanie. - całuje mnie w policzek, idąc w stronę kajuty, którą dzielę z Łucją i Gale.
- Co ty kombinujesz? - rzucam mu podejrzliwe spojrzenie.
- Nic... - odpowiada mi z niewinnym uśmiechem. - Chcę spędzić trochę czasu z moją dziewczyną. - wzrusza ramionami. - To coś złego? - wchodzimy do pomieszczenia, po czym brunet zamyka drzwi na klucz. - Żeby nikt nam nie przeszkadzał. - mówi, zauważając moje pytające spojrzenie. - Chodź tu. - rozkłada ręce, ale ja dalej stoję przy drzwiach. - Wyluzuj trochę. - podchodzi do mnie powolnym krokiem. - Teraz została nam tylko prosta droga do Ramandu... - zaczyna składać drobne pocałunki na mojej twarzy. - Wszystko już będzie potem dobrze... - przechodzi na szyję, a ja pod wpływem przyjemności, jaką mi sprawia, odchylam lekko głowę, starając się dać mu lepszy dostęp.
- Podoba mi się to. - mruczę mu do ucha.
Edmund łapie mnie pod uda i podnosi w górę, opierając moje plecy o ścianę.
- Wiesz, że cię kocham, prawda? - pyta, następnie przylegając swoimi ustami do moich.
Nie odpowiadam mu, a jedynie jęczę coś niezrozumiałego.
- Em?
- Tak? - odsuwam od niego twarz.
- Mam głupie pytanie... - odstawia mnie na ziemię.
- Możesz mnie spytać o wszystko. - uśmiecham się promiennie.
- Nie chcę się kłócić... - drapie się nerwowo po ręce.
- Teraz i ja zaczynam się bać. - nadal się uśmiecham. - No, mów.
- Czy my... - musi się zastanowić, co powiedzieć. - Czy ty mnie kochasz? - w tym momencie wygląda jak małe dziecko.
- Jasne, że tak! Co to za pytanie?
- Chodziło mi o to, czy kochasz mnie na tyle, by wrócić ze mną do Anglii? - wytrzeszczam oczy, analizując to, co właśnie powiedział.
- Słyszysz, jak to brzmi? - lekko się we mnie zagotowało.
- Po prostu odpowiedz. - spogląda na mnie smutnym wzrokiem.
Chciałam bez namysłu odpowiedzieć "oczywiście", jednak jeszcze nie podjęłam decyzji... Sama nie wiem...
Jasne, że go zostawisz... Powiedz mu to... Zrozumie, że go nienawidzisz...
Ten głos prześladuje mnie już od jakiegoś czasu... A moze to po prostu poczucie winy? Moze podświadomie podjęłam już decyzję...
O czym ja myślę?! Co za bzdury!
- Precz! Wynocha z mojej głowy! - trzęsę głową we wszystkie strony.
- Emma! Przestań! - Edmund chwyta mnie za ramiona. - Jeśli nie chcesz odpowiadać, to po prostu tego nie rób, ale... - spuszcza głowę i wzdycha.
...tylko chce mieć cię przy sobie, a nawet tego nie potrafisz mu dać! Egoistka!
Zaciskam z całej siły oczy, a potem szybko otwieram.
Zapada kompletna cisza.
Nie słyszę już tego głosu, Edmund milczy, więc słyszę jedynie bicie własnego serca. Głośne i nierównomierne...
- Edmund... - głos utyka mi w gardle, więc przełykam ślinę i z trudem kontynuję. - Nie mogę ci niczego obiecać. Moje serce jest rozdarte. - czuję łzy pod powiekami, ale powstrzymuję się od płaczu. - Z jednej strony, pragnę być tylko z tobą, z nikim innym... - kładę dłonie na jego policzkach. - Ale z drugiej... Narnia jest moim miejscem na świecie. Nigdy nie byłam szczęśliwsza... A może... Byłam? - sama sobie zadaję głupie pytanie. - Edmund! Rozwiązanie jest proste! - wyrzucam ręce w górę. - Zostaniesz tutaj ze mną! - szczerzę się jak głupia.
- C-co..?
- Tak! Zostaniemy tutaj i będziemy żyć długo i szczęśliwie! - tłumaczę z lekka maniakalnym tonem. - Zobaczysz, będzie jak w bajce! I...
- Emmo... - chwyta mnie za ramiona, by sprowadzić na ziemię. - Wiesz, że to niemożliwe. - mówi spokojnie. - Ty jesteś w połowie Narnijczykiem, ale ja nie... I nie mogę tutaj zostać... W Anglii mam obowiązki, rodzinę...
Przecież on ma rację...
Idiotka!
- Przepraszam... - spuszczam głowę. - Myślę tylko o sobie...
- Em... - przykłada swoje czoło do mojego. - Sama musisz podjąć decyzję. Ja do niczego nie będę cię zmuszał. Kocham cię, więc chcę, żebyś była szczęśliwa. W swiecie beze mnie lub ze mną. - widzę, że jego oczy się zeszkliły.
Nie mogę znieść widoku takiego przygnębionego czy zagubionego Edmunda.
- Edek, ja...
- Ramandu na horyzoncie! Szykujcie się!
Edmund, słysząc to, od razu otwiera drzwi, gotów do wyjścia na pokład.
- Ale... - jestem trochę zaskoczona, że tak po prostu chce mnie zostawić samą.
- Porozmawiamy... później. - i odchodzi, pozostawiając mnie z własnymi myślami.
CZYTASZ
Opowieści z Narnii ~ Edmund Pevensie
FantasíaEmma jest przyjaciółką rodzeństwa Pevensie. Wierzy w ich opowieści o magicznej krainie, gdzieś daleko stąd. Zostaje tam przeniesiona razem z nimi. Czy pomoże im uratować narnijczyków? Czy znajdzie tam nowych przyjaciół? A może nawet coś więcej...