Część II: Rozdział V: Koszmar i zgoda

2.6K 114 11
                                    

Stoję po środku szarej, kamiennej drogi. Ruszam przed siebie. Nie widzę nic, oprócz ciemności. Nagle słyszę niepokojący dźwięk za sobą. Odwracam się w tamtą stronę. Mingęło mi tylko coś zielonego. Przez chwilę spoglądam w tamtym kierunku, ale odwracam się, gdy zauważam, że droga rozstępuje się na dwie.

Po lewej widzę Kaspiana. Na twarzy ma łagodny uśmiech. Odwzajemniam to. Chcę ruszyć w jego stronę, ale wtedy pojawia się...

- Edmund... - szepczę do siebie.

- Emma, dlaczego? - patrzy na mnie z bólem.

- Ja... Nie wiem. - teraz sama się zastanawiam... Przecież ja go kocham.

- Kocham cię... - powiedzieli równocześnie.

Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć w moim gardle utworzyła się wielka gula.

Obaj mężczyźni mieli w rękach kusze. Celowali w siebie nawzajem.

- Nie, proszę... - chciałam wbiec między nich, ale nie zdążyłam. W miejscu, gdzie znajdowało się serce obaj mieli wbite groty. - Nie! - chciałam do nich podbiec, ale... Do którego? Między nimi znajdowała się wielka przepaść.

- To twoja wina! - usłyszałam głos... Łucji. - Patrz! - pokazała na zmarłych. - Zabiłaś ich! Przez ciebie nie żyją! - popchnęła mnie lekko, przez co się zachwiałam. - Zabiłaś JEGO! Mówiłaś, że go kochasz! On kochał ciebie! - teraz użyła większej siły.

Zrzuciła mnie w przepaść.

Cały czas słyszałam ich odbijające się echem głosy.

"Zabiłaś ich!"

"Kocham cię..."

"Zabiłaś JEGO!"

"On kochał ciebie!"

Najpierw brzmiały coraz głośniej, ale potem wszystko ucichło. Przestałam spadać. Czułam, jakbym miała podoczepiane linki do kończyn. Zobaczyłam twarz Edmunda.

- Żyjesz! - chciałam mu się rzucić na szyję, ale nie mogłam, ponieważ coś mnie trzymało. - Edmund, pomóż mi! - błagałam. On jedynie uśmiechnął się drwiąco.

- Pomóc ci? Zraniłaś mnie, moją siostrę, a nawet tego śmiecia! - domyślam się, że mówi o Kaspianie. - Zabiłaś nas, a teraz za to zapłacisz! - przebił mnie mieczem na wylot.

Obudziłam się zlana potem. Obok mnie leżała Gale, ale nigdzie nie zauważyłam Łucji, jadnak nie to było najważniejsze.

Musiałam sprawdzić, czy żyją.

Czy ONI żyją...

Poszłam do kajuty, w której spali Chris, Kaspian, Edmund, Eustachy i Ryczypisk. Po cichu podeszłam do najbliższego hamaka. Leżał na nim Kaspian. Nagle się zerwał.

- Ojcze! - spojrzał na mnie. - Ach, to ty... - uśmiechnął się lekko.

- Tak, ja. - przytaknęłam poważnie. - Kaspian... - dał znak wzrokiem, abym kontynuowała. - Nie kochasz mnie.

- Jak to? Kocham! Ja... - przerwałam mu.

- Tak ci się tylko wydaje. Myślę, że jest to pewnego rodzaju zauroczenie, ale mnie nie kochasz. - powiedziałam smutno. - Na pewno kiedyś znajdziesz tą jedyną. - dotknęłam jego ramienia.

- Ty miałaś nią być. - złapał mnie za dłoń.

- Może kiedyś..., ale jeszcze nie teraz. Nie jestem pewna, co czuję, ale wydaje mi się, że moje uczucia się nie zmieniły. - spojrzałam znacząco w stronę Edzia, który wiercił się na swoim hamaku.

- Rozumiem... - posmutniał. - Kocham cię...

- Ja ciebie też... - zatrzymałam się. - braciszku. - uśmiechnął się pod nosem.

Zauważyłam, że Edmund coraz mocniej szamocze się na swoim posłaniu. Zaniepokoiłam się. Chyba wszyscy mamy dziś koszmary. Powoli do niego podeszłam. Musiałam wejść na jedną ze skrzyni, aby dosięgnąć.

- Edmund... Edek! - zaczęłam nim potrząsać.

Gwałtownie się podniósł i chwycił miecz w dłoń, celując nim w moją stronę. Trochę się przestraszyłam, ale wiedziałam, iż on nie zrobi mi krzywdy.

- Emma... - uspokoił się. - Nic ci nie jest... - przyciągnął mnie do siebie, przytulając. - Nie pozwolę, żeby zrobiła ci krzywdę. - gładził moje włosy.

- Już wszystko dobrze. - uspokajałam go. - To był tylko sen. - to powiedziałam zarówno do siebie, jak i do niego. - Edek...? - mruknął w odpowiedzi, tuląc się do mnie. - To wtedy... - jąkałam się. - Z Kaspianem... To nieporozumienie... Nie wiem, co mi odbiło. Ja... - nie dał mi skończyć, pocałował mnie.

- Ćśśśś... To już nieważne. Wybaczam ci... ~ Bosh... On jest cudowny... - Emma, kocham cię. - powiedział czule.

Chciałam mu odpowiedzieć tym samym, ale jeszcze nie potrafiłam powiedzieć tego szczerze i z przekonaniem.

- Mogę zostać...? - spytałam zmieniając temat.

- Oczywiście. Chodź tu. - okrył mnie kocem i wtulił w swoją klatkę piersiową.

- Jak dobrze, że nic ci nie jest... - szepnęłam tak, aby nie usłyszał.

- Nigdy, nikomu nie pozwolę cię skrzywdzić... - rzekł, a ja odpłynęłam.

Słuchajcie, wiem, że rozdział jest właściwie krótki, ale pomyślałam, iż zbyt długo nie wstawiłam nic nowego, więc oto jest! Dam, dam, dam!

Mam nadzieję, że będziecie zadowoleni. Nie zapomnijcie zostawić gwiazdki i oczywiście swojej opinii!
Do zobaczenia! 😘

Opowieści z Narnii ~ Edmund PevensieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz