Rozdział III: Telmar

4.7K 181 58
                                    

- Kogo my tu mamy...?

Przeraziłam się, gdy ponownie tego dnia usłyszałam jego zimny głos.

Miraz...

Chwycił mnie za policzki i mocno ścisnął twarz. Żołnierze wycelowali we mnie kuszami.

- Po co ta agresja? - zwrócił się do nich, po czym znowu spojrzał na mnie.

- Musimy przyjąć jakoś naszego gościa. Przecież to legendarna Wojowniczka. ~ Że co? Jaka wojowniczka? - spojrzałam na niego zdezorientowana. Mocno cisnął mną w ziemię.

- Z twojej miny wnioskuję, iż nie wiesz, o czym mówię. Już tłumaczę: Byłaś opisywana w księgach, jako Wojowniczka lub Łowczyni, ale nikt nigdy cię nie widział. Twoja matka stąd pochodziła. Była wspaniałą, piękną i mądrą kobietą. Zostałaś zabrana do tamtego świata nim ktokolwiek zdążył podnieść na ciebie broń. Niestety ona nie miała tyle szczęścia. Zabito ją, a wasz dom spalono. Nie mam pojęcia, jak to możliwe, iż twoi rodzice byli z dwóch różnych światów, lecz twój ojciec musiał o niej po prostu zapomnieć. O twojej matce i o tej waszej niby Narnii.

Co? Czyli pochodzę stąd? Dlatego od początku czułam z tym miejscem taką więź.

Miraz zakończył opowieść o "historii początku mojego życia"

- W końcu się ukazałaś, a teraz... - znów złapał moją twarz. - Należysz do mnie. - splunęłam na niego.

Ze wściekłością kopnął mnie w brzuch.

Zabił moją matkę! Tyran! Nienawidzę go coraz bardziej! Muszę się teraz skupić... Tylko spokojnie...

- Jak myślisz, twoi przyjaciele się o ciebie martwią? - uśmiechnął się w sposób, który wywołał u mnie obrzydzenie. - Przekażę im, że żyjesz i jesteś w dobrych rękach. - odwrócił się do jednego z żołnierzy. - Poślijcie dawnym Władcom ptaka (list) ode mnie. - zerwał spinkę, którą miałam we włosach i przypiął ją do nóżki zwierzęcia. - A co do ciebie... - spojrzał na mnie. - Do lochu z nią! - rozkazał strażnikowi.

Zostałam brutalnie pociągnięta za ramię w stronę twierdzy. Po drodze co chwilę upadałam, za co byłam bita.

Mężczyzna zakuł jedną moją rękę w celi, po czym zamknął ją na klucz.

Nastała zupełna cisza.

Wyobrażam sobie, jak to by było, gdybym miała już nie zobaczyć Zuzi, Łucji, nowego przyjaciela - Kaspiana, Piotrka, mimo że doprowadził mnie ostatnio do szału, Ryczypiska, którego bardzo polubiłam i... Edmunda.

Jego pięknych oczu, które mają kolor, niczym roztopiona czekolada. Co, jeśli już nie będę mogła go przytulić, porozmawiać z nim...

Świadomość, iż tak mogłoby być przytłacza mnie jeszcze bardziej.

Zasypiam pod wpływem zmęczenia psychicznego oraz fizycznego.

POV EDMUND

Doleciałem do Kopca, gdzie już pewnie od dłuższej chwili ciągnęła się kłótnia między Piotrem i Kaspianem. Obwiniali siebie nawzajem o śmierć Narnijczyków, którzy pozostali na terenie Zamku.

Nie słuchałem ich. Rozglądałem się w poszukiwaniu mojej ukochanej.

Tak, jestem już pewien, co do moich uczuć do niej.

Błądziłem wzrokiem po całej armii, jednak nie dostrzegłem jej.

- To twoja wina...! Gdyby nie ty, ona by tutaj była! Może teraz już nie żyje! - darł się mój brat.

- Moja?! Gdybyśmy zostali TUTAJ, nikomu nie groziłaby śmierć!

- Przestańcie! - krzyknęła Łucja.

Opowieści z Narnii ~ Edmund PevensieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz