Część II: Rozdział XI: Zielona mgła

1.2K 54 13
                                    

Kiedy schodzimy na Ramandu, jest już kompletnie ciemno. Z dżungli dookoła słychać wciąż jakieś szelesty, dziwne odgłosy...

Chcę chwycić Edmunda za rękę, ale jest zbytnio na przodzie. Ostrożnie przechodzę w jego stronę. Spogląda na mnie kątem oka, a następnie sam bierze mnie za dłoń.

Przechodzimy przez kamienny most, pod którym spływa wodospad, mijamy posągi zwierząt, a po chwili... Docieramy do przejścia wydrążonego w drzewie. Za nim znajduje się wielki, kamienny stół zapełniony mnóstwem jedzenia. Na sam jego widok burczy mi w brzuchu.

Załoganci już szykują się do pałaszowania, kiedy rozbrzmiewa głos Driniana.

- Czekaj.

Zbliżamy się do końcówki stołu, która w ciemności wydaje się jedynie porośnięta krzewami, ale w świetle... Dostrzegamy trzech mężczyzn, siedzących w bezruchu. Cała załoga sięga po broń, jednak ja tego nie robię.

- Broń będzie tutaj niepotrzebna... - mówię spokojnie, podchodząc następnie do pierwszego z nich. - Patrzcie. - wskazuję na pieczeń na palcu jednego z nich.

- Lord Rewilian. - Kaspian patrzy na nią wielkimi oczami.

Odchylam mężczyźnie włosy z czoła, kiedy ten zdaje się wypuszczać powietrze na moją dłoń. Wzdrygam się lekko.

- Oni żyją... - dziwię się. - To coś w rodzaju snu. Ktoś musiał rzucić na nich urok... - mamroczę.

- Nie tykać jedzenia! - od razu podnosi się Kaspian.

- Patrz... - tym razem odzywa się Edmund. - Kamienny nóż. To jest Stół Aslana!

- Miecze lordów... - Edmund na te słowa od razu puszcza moją dłoń i chwyta za jeden z nich.

- Jest ich sześć. - mówi po chwili.

- Jednego brakuje. - dodaje Kaspian.

Nagle miecze zaczynają świecić na niebiesko, a następnie wypuszczają światło w niebo.

W tej chwili Błękitna Gwiazda zaczyna... schodzić na Ziemię..?

Z niebieskiej poświaty wyłania się piękna, młoda kobieta.

- Przybysze z Narnii, witam was.

Znów chcę złapać Edmunda za rękę, jednak on wydaje się zbyt oniemiały, by zwrócić na mnie uwagę. Bezwiednie wyplata się z mojego uścisku, by zbliżyć się do tajemniczej nieznajomej, a następnie pokłonić się jej. Ja nie mam zamiaru tego robić. Jedynie usuwam się w cień.

- Powstańcie. - nakazuje. - Czy nie jesteście głodni? - uśmiecha się delikatnie. Od razu tracę apetyt.

- Jak cię zwą? - pyta zachwycony Edmund.

- Jestem Liliandil. Córka Ramandu. Wskazałam wam drogę. - Z gracją przechadza się między mężczyznami.

- Jesteś gwiazdą? - kolejne pytanie pada z ust Kaspiana. Wszyscy bardziej się do niej zbliżają, ale ja ponownie odsuwam się coraz dalej. Kobieta jedynie przytakuje. - Aż ciężko oderwać oczy. - na ten komentarz przewracam oczami.

- Jeśli nie odpowiada wam moja postać, chętnie przybiorę inną. - odpowiada zestresowana.

- Nie! - odpierają równocześnie Edmund i Kaspian.

Tym razem nie mam już ochoty słuchać dalej, co ma do powiedzenia Liliandil. Z opuszczoną głową odchodzę w stronę przejścia. Po drodze zabieram ze sobą miecz i przy okazji nabijam na niego jakiś przypadkowy, mały owoc.

POV EDMUND

Liliandil jest przepiękna. Kaspian ma rację, aż ciężko oderwać wzrok.

Nagle czuję dość mocne uderzenie w bark.

Opowieści z Narnii ~ Edmund PevensieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz