Rozdział siedemnasty, część I

660 71 617
                                    

Z daleka alejka przy Grimmauld Place jawiła się Amelii nawet bardziej urokliwa niż wtedy, gdy była w niej ostatni raz z Syriuszem. Magia wysycała powietrze w promieniu mili, ptaki wygrywały niesamowite dla ucha melodie, a pędy zielonego bluszczu rozprzestrzeniły się już na pobliski murek, który ciągnął się wąziutką strużką przez całą długość ulicy i piął się na pobliskie domy.

I te myśli kreujące rzeczywistość – dlaczego jej to chodziło po głowie? Co za banał, pusty frazes, który nie miał żadnego przełożenia na prawdziwe życie. Tylko ciężka praca, zapał i mobilizacja potrafiły zaprowadzić ją do czegoś w życiu, to były jedyne elementy składające się na jej sukces. Żadne marzenie nie miało prawa bytu zaistnieć bez podjęcia odpowiednich działań.

Wszystko, co w życiu cenne i wartościowe wymagało odrobiny poświęcenia, Amelia wiedziała to od zawsze, a jednak w całym swoim realizmie trochę była marzycielką. Wierzyła w brak przypadkowości niektórych zdarzeń. Zbiegi okoliczności wydawały jej się zbyt trafne w odniesieniu do niektórych sytuacji życiowych, by mogły być zupełnie niezamierzone – i tak też było w tym przypadku.

Wpadając w podskokach w magiczną alejkę przy Grimmauld Place, zderzyła się czołem z czyimś torsem, który po uniesieniu głowy okazał się torsem Syriusza. Dokładnie tak, jak w jej głupich, tłumionych na dnie umysłu pragnieniach.

– Amelia – westchnął z ulgą i odsunął się od niej na odległość ramion. – Wszędzie cię szukałem.

Syriusz sprawiał wrażenie zdenerwowanego, wręcz buzował od emocji. Włosy miał rozwichrzone, oczy podkrążone i zaczerwienione, sylwetka wyglądała na spiętą. Dresowe spodenki i wymięty podkoszulek z logo Fatalnych Jędz – swoją drogą, ten sam, w którym w zeszłym tygodniu spędziła u niego noc – zdawał się mówić, że włożył pierwsze nawinięte pod rękę elementy garderoby, a to nasuwało jej wniosek, że Syriusz dopiero co zerwał się z łóżka. Amelia odsunęła od siebie dalsze dedukcje, zafrapowana myślą, czy Łapa w ogóle wyprał ten podkoszulek po tym, jak w nim zasnęła. Fakt, że był dokładnie w tym samym miejscu pobrudzony pastą do zębów jak wtedy, gdy mu go oddawała, pozwalał jej sądzić, iż najprawdopodobniej tego nie zrobił, i trochę nawet zapiekły ją policzki, bo koszulka po tamtej nocy musiała w całości przesiąknąć jej zapachem.

– Ty mnie? – zdziwiła się, odchylając głowę, by uchwycić w całości jego postać, która chwiała się lekko w przód i w tył na ugiętych kolanach. – Tutaj?

– Nie wiem, tak czułem, że możesz tutaj być.

Miałam to samo z tobą.

– Co się stało? – zapytała, zbliżając się o krok. Stali teraz bardzo blisko siebie, ich ciała dzieliło raptem kilka cali. Amelia chwyciła go dłońmi pod łokcie; w przeszłości zawsze tak robiła, wiedząc, że jej bliskość go uspokajała.

Jego jasne oczy nagle zmieniły wyraz i pociemniały, a ta zmiana wypełniła Amelię złowróżbnym przeczuciem, że Syriusz właśnie zdał sobie sprawę z czegoś, co nie do końca mu odpowiadało.

– Skoro znalazłem cię tutaj... To znaczy, że byłaś w domu mojej matki. – Amelia mogłaby przysiąc, że przy ostatnim słowie jego ton stał się ciężki i suchy, jakby naznaczony gorzkim akcentem. – Prawda?

– Tak – potwierdziła od razu, zaskoczona jego oziębłością. – To źle?

Syriusz wydawał się do tego stopnia zafrasowany i tajemniczy, że Amelia zaczęła zachodzić w głowę, czy przypadkiem nie zinterpretowała jego mimiki i tonu w nieprawidłowy sposób.

– Wpuścił cię Stworek? Matka przyjęła cię normalnie? Dałaś sobie sama radę? – Z jego ust wypłynął potok zatroskanych pytań, które, Amelia musiała przyznać, stanowiły zaskakująco miłą odmianę po jego poprzedniej, dość wrogiej reakcji. Już szykowała się, by mu odpowiedzieć, gdy jeszcze dodał: – I co ty tam, u licha, robiłaś?

Coś się kończy, coś się zaczyna 2 • Syriusz BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz