Rozdział dwudziesty trzeci

503 58 609
                                    

Wyjaśnienie całej sytuacji okazało się dla Amelii zadaniem niewykonalnym z jednego, prostego powodu: Syriusz wyjechał.

Nawet James nie był w stanie określić, gdzie i po co się udał. Remus zasugerował jej, że mógłby zaszyć się na parę dni w jakiejś samotni, co Frank uściślił konkretnym przedziałem czasowym, który — ze względu na zatrudnienie Łapy w Banku Gringotta — najprawdopodobniej oscylował w granicach tygodnia. Ta wiadomość nie pocieszyła Amelii, wręcz zasiała w niej obawy, że Syriusz postanowił rzucić posadę w banku i ponownie wyjechać z kraju, co po głębszym zastanowieniu się było opcją wysoce prawdopodobną. W momencie, gdy Łapa odnalazł wszystkie odpowiedzi na swoje pytania, odkrył prawdę o Regulusie, a koszmary senne odpuściły na dobre, nic go dłużej w Londynie nie trzymało.

Kolejne dni wlokły się tak powoli, jakby ktoś złośliwy postanowił zagrać jej na nosie i ustawić olbrzymich rozmiarów klepsydrę, w której ziarna piasku ledwie przeciskały się przez jej otwór. Do pozytywnych aspektów własnej egzystencji mogłaby zaliczyć jedynie poznanie Austina, który już po krótkiej rozmowie okazał się bardzo sympatycznym i wartościowym mężczyzną, do neutralnych tymczasowe sprowadzenie się do domu rodziców, a do negatywnych okropną pustkę i poczucie beznadziei związane z deficytem Syriusza w jej życiu.

Żeby zagłuszyć samotność i zająć czymś myśli Amelia postanowiła uciec tam, gdzie zawsze można było znaleźć sprawę wymagającą pilnego rozwiązania — do Ministerstwa Magii.

Gdy tylko awansowała na stanowisko szefowej Urzędu Niewłaściwego Użycia Czarów, dostała własny gabinet tuż przy wypełnionej pojedynczymi biurkami „zatoce" — w miejscu, w którym jeszcze pięć lat temu sama pracowała. Niesamowita przewrotność losu, bo Amelia nigdy by nie przypuszczała, że w tak młodym wieku mogłaby tyle osiągnąć. Rozkwit swojej ministerialnej kariery w całości zawdzięczała Tyberiuszowi Doge'owi. On pierwszy dostrzegł w niej potencjał, gdy zaproponował jej posadę asystentki i przeszkolił z tajników pracy w Wizengamocie.

Już w pierwszym dniu na nowym stanowisku wiedziała, że sala sądowa to miejsce, z którym wiąże swoją przyszłość. Od tego momentu wierzyła, że któregoś dnia zasiądzie w górnej ławie w charakterze sędzi. Tyberiusz zaszczepił w niej pasję, rozkochał bez pamięci w strukturze Wizengamotu i ostatecznie pchnął w kierunku studiów prawniczych, które ukończyła z wyróżnieniem. Amelia nie widziała dla siebie żadnej, innej ścieżki i aż trudno było jej uwierzyć we własne szczęście, w ten jedyny, wyjątkowy los na loterii, którą szczęśliwym zbiegiem okoliczności wygrała, bo gdyby nie sędzia Doge i rozprawa sądowa o utworzenie nielegalnej organizacji pozaministerialnej w postaci Zakonu Feniksa, nadal tkwiłaby w tym samym miejscu, przy biurku w „zatoce" i z marnym kursem prawa dla asystentów w aktówce.

Ojciec Milana pomógł Amelii osiągnąć karierę, o której przed trzydziestym rokiem życia nie śmiałaby marzyć, a ona właśnie, postukując nerwowo obcasami, kierowała kroki do jego gabinetu, by za pomocą jednej rozmowy zrujnować mu wszystkie snute przez ostatni rok wizje i oczekiwania wobec jej wspólnego życia z Milanem.

— Jest wpół do szóstej, Amelio — oświadczył stanowczo Tyberiusz, gdy wpierw, wiedziona pragnieniem wypełnienia wszystkich obowiązków, poprosiła go o dostęp do akt Stubby'ego Boardmana, wokalisty zespołu Hobogobliny, który wycofał się z życia publicznego po tym, jak podczas jednego z koncertów został trafiony rzepą w ucho, co przyniosło efekt w postaci trwałego uszkodzenia słuchu.

Po tym wydarzeniu Boardman pogrążył się w rozpaczy: zamknął się w domu, zaczął nadużywać Ognistej i gdyby nie wsparcie jego zaniepokojonych fanek, prawdopodobnie nigdy nie wniósłby pozwu do Wizengamotu. Sprawa ta zaangażowała Amelię do pracy jak żadna inna w ostatnim czasie, co miało swoje szczególne wytłumaczenie. W złotym okresie popularności Hobogoblinów Stubby łudząco przypominał Syriusza. Fizyczne podobieństwo między nimi było tak uderzające, że niegdyś grupka fanek zaczepiła Łapę na ulicy o autograf ze zdjęciem. Amelia doskonale pamiętała tę sytuację. Łechtane pochlebstwami ego Syriusza w końcu eksplodowało, jej własne zresztą też, ale ze zgoła innych powodów, bo w paroksyzmie złości i irytacji.

Coś się kończy, coś się zaczyna 2 • Syriusz BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz