Rozdział drugi

664 79 476
                                    

Dom Alicji, Franka i Neville'a Longbottomów mieścił się na niewielkim wzniesieniu tuż przy małym, brzozowym zagajniku, który oddzielał wschodnią stronę Doliny Godryka od reszty świata. Amelia uwielbiała przebywać w tym domu – jego ciepłe, musztardowe ściany, staroświeckie meble i liczne zdjęcia, powtykane w gryfońskie ramki o złotych i burgundowych odcieniach, nadawały mu przytulności i klimatu, którego nigdy nie potrafiła osiągnąć we własnym mieszkaniu.

Amelii mieszkanie – choć patrząc pod kątem metrażu, bardziej adekwatnym określeniem byłby apartament – znajdowało się w prestiżowej, mugolskiej dzielnicy, w samym sercu londyńskiego Notting Hill. Posiadało dość spore rozmiary jak na to, że dzieliła je tylko z narzeczonym, w dodatku sprawiało wrażenie przestronnego i bardzo nowocześnie urządzonego. Milan dostał je od ojca na lepszy start w przyszłość. Amelia domyślała się, że sędziowie w Wizengamocie dobrze zarabiają, ale nigdy nie przypuszczała, że na tyle, by bez wahania mogli sobie pozwolić na sprezentowanie komuś takiego mieszkania,  dodatku w takiej lokalizacji. Z tego, co Milan opowiadał, jego ojciec posiadał kilka drogich nieruchomości, którymi zręcznie obracał, sprzedając je w latach, gdy posiadały największą wartość, i kupując w ich miejsce nowe, których cena rynkowa jeszcze miała wzrosnąć. Z uznaniem pomyślała, że Tyberiusz nie tyle był sprawiedliwym sędzią, ile błyskotliwym strategiem i przedsiębiorcą, wiedzącym, jak mądrze inwestować pieniądze.

Apartament Amelii i Milana posiadał białe ściany, meble z litego, surowego drewna w chłodnym odcieniu kawy, a także skórzane obicia kanap i foteli w salonie. I chociaż na pierwszy rzut oka wnętrze wyglądało pięknie i bogato, to w rzeczywistości Amelia czuła się zupełnie przytłoczona jego pustką i obcością. Mieszkanie przypominało bardziej model z katalogu niż przytulny, domowy kącik, dlatego miała trudności, żeby się w nim odnaleźć – i to był zasadniczy powód, dla którego tak chętnie z niego uciekała.

Klimat domu Alicji posiadał w sobie dobrego ducha, jakiś magiczny i nieuchwytny pierwiastek, który otulał miłością, komfortem i ciepłem. Być może dlatego Amelia nigdy nie potrafiła odmówić przyjaciółce popołudniowej kawy – mocnej i czarnej, gdy potrzebowały coś poważnie przedyskutować, karmelowej z grubą warstwą puszystej pianki, kiedy chciały się zrelaksować lub najzwyklejszej, z odrobiną mleka i cynamonu, gdy żadna z nich nie miała ochoty na nic bardziej wymyślnego. I chociaż nie planowały dzisiaj żadnej trudnej rozmowy, ich wybór podświadomie padł na pierwszą opcję.

– Czyli Milan wyjechał – podsumowała Alicja, obracając w palcach kubek gorącej kawy. – Po raz trzeci w przeciągu ostatniego miesiąca?

– Ma wymagającą pracę – mruknęła Amelia, spoglądając intensywnie w oczy przyjaciółki, zielone z małymi, brązowymi plamkami, które z kolei wpatrzone były z pełną uwagą w jej własne.

Siedziały wygodnie na zapadającej się kanapie w salonie. Obok nich, na rozłożonej macie bawił się chrześniak Amelii, Neville, obracając w powietrzu figurki małych sklątek i żmijoptaków, które najwyraźniej prowadziły ze sobą wojnę o terytorium.

Ich przyjaźń rozpoczęła się, gdy mąż Alicji, Frank, dopełnił składu huncwockiego kwartetu, a Amelia stała się oficjalną dziewczyną Łapy. Przez krótką chwilę tworzyli szaloną, siedmioosobową paczkę, która zaczęła się rozpadać, gdy Alicja i Lily zaszły w ciążę, i definitywnie powróciła do pierwotnej formacji po rozstaniu Amelii z Syriuszem. Partnerskie roszady nie wpłynęły jednak zanadto na więź czterech Huncwotów, tak samo jak i na jej kontakty z Alicją, gdyż te uległy jedynie zacieśnieniu.

– A tobie to zupełnie nie przeszkadza? – dopytywała, mrużąc swoje ogromne, okolone gęstymi rzęsami oczęta i przeszywając ją spojrzeniem w taki sposób, że Amelia niemal poczuła się winna własnego zachowania, które w niczym nie przypominało stęsknionej narzeczonej, oczekującej na powrót ukochanego.

Coś się kończy, coś się zaczyna 2 • Syriusz BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz