Rozdział siedemnasty, część II

534 56 503
                                    

Znalazłszy się w domu, do Amelii z wolna zaczęło docierać, co się właśnie wydarzyło.

Syriusz ją pocałował, a ona nie zrobiła niczego, żeby go powstrzymać. Wręcz nastąpiła sytuacja odwrotna – pierwszy raz dała się omamić zmysłom, zatracić w pożądaniu i, co gorsza, była pewna, że gdyby Łapa ponownie zdecydował się na ten krok, postąpiłaby identycznie. Gdy czuła jego bliskość – ciepło dłoni, dotyk ust, nawet tę gryzącą mieszankę zapachową, której główną składową była benzyna – żaden instynkt samozachowawczy nie potrafił poskromić jej żądzy a przecież to, co zrobiła, było złe, i to w najwyższym tego słowa znaczeniu. Ilekroć jej myśli powracały do Milana, żołądek wykręcał jej się do góry nogami. Amelia najchętniej teraz zwinęłaby się w kłębek na kanapie, by runąć w osobistą przepaść własnego rozdarcia, poczucia winy i trawiących ją jak ogień wyrzutów sumienia.

To był pierwszy i zarazem ostatni raz, gdy odsunęła od siebie racjonalne myślenie i pozwoliła sobie na taki występek. Ten pocałunek, ta zdrada – bo czas najwyższy zacząć nazywać rzeczy po imieniu – już nigdy więcej miała się nie powtórzyć. Nie w świecie, w którym była związana z Milanem – nawet jeśli tylko formalnie i z tą przeklętą, w niczym niepomagającą świadomością, że owa formalność uległaby natychmiastowemu rozwiązaniu, jeżeli tylko jej narzeczony wróciłby do Londynu w pierwszym, zapowiedzianym terminie, który upłynął już dobrych kilka tygodni temu. Może nie powinna się w ten sposób usprawiedliwiać, lecz Amelia wiedziała, że gdyby Milan był na miejscu, rozstałaby się z nim jeszcze w ten sam dzień, w którym odbyła poważną rozmowę z Alicją na temat ich związku.

Humoru nie poprawiał fakt, że dom Syriusza w tydzień powrócił do stanu kawalerskiego. O ile salon trzymał jeszcze ramy względnej przyzwoitości, o tyle kuchnia pogrążyła się w półcieniu nieumytych garnków i patelni oraz stosów wyciągniętych z półek produktów – nie wspominając już o upaćkanej sosem do makaronu podłodze. Syriusz nadzwyczaj trafnie zinterpretował jeden z powodów jej niezadowolenia, bo od razu czmychnął do kuchni, rzucając po drodze wszystkie znane mu zaklęcia czyszczące. Amelia rozchmurzyła się odrobinę na ten widok i nawet przestała nerwowo wydeptywać ścieżkę w salonie, mimo że maszerowała w tę i z powrotem przez dobre piętnaście minut, licząc, że w ten sposób jej sumienie choć trochę się uciszy.

Sprzątanie w wykonaniu Syriusza zdarzało się naprawdę nieczęsto, a nieporadność, z jaką próbował ogarnąć lawinę brudnych naczyń i przy okazji wprawić w ruch mopa, sprawił, że po kilku minutach obserwacji, Amelia ledwo powstrzymywała się od śmiechu. Łapa mógł być niesamowicie wprawnym łamaczem zaklęć, mógł zdejmować najtrudniejsze klątwy z każdej możliwej powierzchni lub przedmiotu i nadal przy tym nie radzić sobie z najprostszą, kuchenną magią. Z tego, co mamrotał pod nosem, wyłapała jedynie zaklęcie Chłoszczyść, którym zawzięcie atakował gąbkę z płynem do naczyń – wszystko jednak z mizernym skutkiem, bo gąbka wykonywała jeden toporny ruch na kilka sekund, bardziej przy tym rozmazując tłuszcz po powierzchni talerza, niż go myjąc.

– Jak to możliwe, że potrafisz łamać nieznane nikomu, czarnomagiczne zaklęcia, a nie radzisz sobie ze zwykłą domową magią? – prychnęła rozbawiona i wyciągnęła różdżkę, by pomóc mu choć trochę uprzątnąć ten wszechobecny brud. – Chłoszczyść to najgorsze zaklęcie do mycia naczyń, gdy nie wzmocnisz go żadną inkantacją. To tak, jakbyś próbował rozświetlić kulę ziemską za pomocą zwykłego Lumos.

– Wiem. Wolę już sprzątać ręcznie, niż się z nim męczyć – odrzekł, obserwując, jak po krótkiej, raptem kilkuzaklęciowej interwencji Amelii, talerze zaczęły się same zmywać i odkładać na suszarkę, podłoga lśnić po jednym pociągnięciu mopa, a wyciągnięte produkty przefruwać na swoje miejsca w szafkach. – Musisz mnie tego wszystkiego nauczyć.

Coś się kończy, coś się zaczyna 2 • Syriusz BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz