Rozdział 1

274 69 19
                                    

Julia


Cały wczorajszy wieczór i dzisiejszy poranek pakowałam się tak, jakbym nie zamierzała wrócić do domu. Nie to, żebym miała, aż tak dużo rzeczy. Po prostu długo zastanawiałam się co naprawdę chcę ze sobą zabrać i czy jest mi to konieczne. Nie byłam typem kobiety mającej trzy szafy pełne ubrań i tyle samo butów. Właściwie miałam to zupełnie gdzieś i na dobrą sprawę wystarczyły by mi trzy komplety ciuchów na zmianę, ze trzy pary butów i trochę bielizny. W efekcie wszystko czego potrzebowałam zmieściłam w dwóch średniej wielkości walizkach. Tata twierdził, że będzie to sytuacja przejściowa. Załatwi z bankiem kredyt, odda tym zbiorom pieniądze i wrócę do domu, ale ja nie byłam tego taka pewna. Gdyby wszystko miało pójść tak gładko jak twierdzi nie zapożyczał by się u lichwiarzy, tylko od razu udał do banku. Coś było na rzeczy. Nie wiedziałam co, bo tata nie o wszystkim mi mówił, jednak w głębi serca czułam, że problemów jest więcej niż mi się wydaje.

Tata umówił się, że przywiezie mnie koło piętnastej, więc na spokojnie przygotowałam obiad, który właśnie jedliśmy w milczeniu.

- Tato, to nie jest stypa – przerwałam wreszcie, bo cisza, aż dzwoniła mi w uszach

- Wiem, ale...

- Nie wyjeżdżam na koniec świata, będę raptem trzydzieści kilometrów stąd

- Wiesz, że możesz jeszcze się wycofać, powiedz tylko słowo, a zadzwonię do nich i wszystko odwołam

- Nie zmieniłam zdania. Pojadę tam.

- Dalej sądzę, że to kiepski pomysł. Ci ludzie...

- To bandziory, wiem, ale poradzę sobie z nimi – zapewniłam, choć tak naprawdę nie byłam przekonana czy dam sobie radę.

- Kocham cię i nie chcę żebyś musiała płacić za moje błędy

- Ale jakie twoje błędy! - uniosłam się – Przecież ty to wszystko zrobiłeś dla mnie!

- I nie żałuję – powiedział twardo kończąc dyskusję

Po obiedzie wróciłam jeszcze do siebie, wzięłam prysznic, uczesałam włosy i przebrałam się w naszykowane wcześniej ubrania. Sprawdziłam jeszcze raz torebkę czy mam wszystko co potrzebne i wciągając uśmiech na usta zeszłam na dół. Tak jak się spodziewałam tata siedział w salonie. Telewizor był włączony, ale wiedziałam, że nie zwraca uwagi na to co akurat leci, tylko myśli. Często tak robił. Myślał, że nie wiem, ale ja nie potrzebowałam widzieć, żeby wiedzieć. Znałam go doskonale, bo po śmierci matki został mi tylko on i bez cienia wątpliwości mogłam powiedzieć, że był najlepszym ojcem na świecie i każdej dziewczynie życzyłabym mieć w rodzicu takie oparcie, jakie ja od niego otrzymałam.

- Możemy już jechać – powiedziałam dość głośno

- Na pewno...

- Na pewno tato – kolejny raz utwierdziłam go w przekonaniu, że nie zmienię zdania.

Jakimikolwiek zbirami by nie byli nie żyjemy w średniowieczu. Wątpiłam żeby zamknęli mnie w lochu ze szczurami. Bardziej zechcą zrobić ze mnie służącą do prania, sprzątania i gotowania, ale tym się nie martwiłam. W pracach domowych byłam całkiem dobra, a i gotowanie wychodziło mi nie najgorzej.

- No to jedźmy – westchnął tata, a kiedy podszedł do mnie mocno go przytuliłam

- Wszystko będzie dobrze

- Mam nadzieję kochanie, mam nadzieję...

Wyszliśmy na zewnątrz gdzie na podjeździe czekał zaparkowany samochód, tata włożył do bagażnika moje walizki i ruszyliśmy ku nieznanemu. Podobnie jak podczas obiadu, w samochodzie panowała niezręczna cisza. Nie chciałam kolejny raz powtarzać, że sobie poradzę i wszystko się ułoży. Bałam się, że odniosę tym zupełnie odwrotny skutek i tata będzie się martwił jeszcze bardziej, a tego wolałabym uniknąć.

LichwiarzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz