Iwo
Pieprznąłem przed siebie butelką nie zważając nawet na to, że to była jedna z najdroższych whisky jakie znajdowały się w moim barku. Zapach alkoholu od razu rozszedł się po całym parterze, ale miałem to aktualnie w dupie. Czy ten gówniarz zawsze musiał doprowadzić mnie to szewskiej pasji? Starałem się. Kurwa naprawdę się starałem, aby niczego mu nie brakowało. Nie pamiętał czasów kiedy ojca nie było, a my z matką wyjadaliśmy resztki z lodówki i szukaliśmy czego się dało po śmietnikach. Nie wie jak to jest chodzić boso albo w spodniach tak połatanych, że ciężko było znaleźć tam chociaż kawałek oryginalnego materiału. Ma wszystko czego dusza zapragnie, a i tak jest wiecznie naburmuszony i stroi fochy jak jakaś ĄĘ panienka.
Chwyciłem pierwszy lepszy alkohol, odkręciłem butelkę i pociągnąłem solidny łyk. Kiedy poczułem w brzuchu przyjemne ciepło od razu zrobiło mi się nieco lepiej. Usiadłem na kanapie i starając się nie myśleć o niczym powoli upijałem trunek. Ciche skrzypnięcie barierki usłyszałem jak przez mgłę, albo jakbym był dobre dziesięć metrów pod wodą. Odwróciłem głowę i zobaczyłem, że po schodach schodzi Julia. No tak, jeszcze ona, westchnąłem w duchu.
- Potrzebujesz czegoś?
- Nie, ja tylko... Usłyszałam huk szkła i chciałam zapytać czy wszystko w porządku?
- W porządku – mruknąłem – wracaj do siebie
- Może chciałbyś pogadać, albo coś?
- Czego nie zrozumiałaś?
- Wszystko zrozumiałam tylko... - nie pozwoliłem jej dokończyć
- To daj mi spokój i zbieraj dupę na górę! - podniosłem lekko głos
- Okej – wyszeptała i obróciła się w stronę schodów
Odetchnąłem z ulgą, bo zupełnie nie miałem ochoty na pogaduszki, a już zwłaszcza z nią. Niby mówiłem jej, że może swobodnie korzystać z całego domu, ale ostatnio strasznie się rozpanoszyła, a już wtrącanie się moje rodzinne sprawy było totalnym przegięciem.
- Cholera! - usłyszałem jej krzyk
- Co jest?
- Chyba sobie coś wbiłam
Wstałem i podszedłem do niej. Trzymała się za stopę z której wystawał solidny kawałek szkła. Pomogłem jej usiąść na schodku i obejrzałem dokładnie ranę. Nie była głęboka, więc na moje oko, nie było potrzeby szycia, ale koniecznie trzeba było pozbyć się odłamka i choć należał on do butelki pełnej mocnego alkoholu, zdezynfekować.
- Zaczekaj tu, przyniosę pęsetę i bandaż.
Z szafki wyjąłem apteczkę, usiadłem obok Juli po turecku, a jej stopę oparłem sobie o kolano.
- Czemu jesteś boso? - zapytałem
- W sumie nie wiem, jakoś tak po prostu nie założyłam kapci
- To na przyszłość zakładaj, zwłaszcza jak słyszysz, że coś się potłukło
- Jasne, ał!
- Już, już. Szkło wyjęte, a teraz może trochę szczypać – zanim skończyłem mówić polałem ranę obficie wodą utlenioną, a jej skapujący nadmiar zbierać wacikiem.
Ku mojemu zaskoczeniu Julia zaczęła się uśmiechać i lekko ruszać nogą.
- Przepraszam, mam straszne łaskotki na stopach
- Ja też – odpowiedziałem, sam nie wiedząc po co
Ranę zakleiłem plastrem, a dodatkowo owinąłem lekko bandażem
- Gotowe, dojdziesz sama do pokoju?
- Nie wiem
- Dobra, to nie testujmy twoich możliwość.
W pierwszej chwili chciałem żeby się na mnie wsparła, ale... coś, nie wiedziałem co, podkusiło mnie żeby wziąć ją na ręce. Od razu strasznie się spięła.
- Chwyć mnie za szyję
- Dasz radę? Śmierdzisz alkoholem
- Tych kilka łyków jakie zrobiłem? Przestań. Żeby zwalić mnie z nóg potrzeba znacznie więcej.
Julka się uśmiechnęła i objęła mnie dłońmi za szyję, była lekka jak piórko i w sumie, nawet gdybym wypił znacznie więcej niemiałbym problemów z dotransportowaniem jej na piętro. Przystanąłem pod jej drzwiami i lekko postawiłem na nogi.
- Teraz powinnaś sobie poradzić – uchyliłem drzwi i pchnąłem ją lekko do pokoju
- Tak, dziękuję
Pokuśtykała na łóżko, a ja zamknąłem za nią i mocno wciągnąłem powietrze, bo pachniała tak, że miałem ochotę zabrać ją prosto do siebie.
Wróciłem jednak na kanapę.
CZYTASZ
Lichwiarz
RomanceZapamiętaj to sobie kochanie, nie ma okrutniejszego kłamstwa niż półprawda.