Rozdział 3

203 67 6
                                    

Julia

Iwo nie wrócił już tamtego wieczora. Nie widziałam go także, przez cały ranek dzisiejszego dnia. Pokój w którym mnie ulokował obeszłam pięćdziesiąt razy dookoła i już mniej więcej wiedziałam co i gdzie. Ubrania wypakowałam do szafy, łazienkę jakimś sposobem zlokalizowałam bez niczyjej pomocy, ale teraz byłam bardzo głodna, a miałam wrażenie, że w domu jestem zupełnie sama. Wyszłam z pokoju i stojąc na korytarzu krzyknęłam:

- Halo! Jest ktoś w domu?

Odpowiedziało mi tylko echo, a skoro Iwo mówił, że mam swobodny dostęp do wszystkiego wróciłam do pokoju, wzięłam swoją znienawidzoną laskę i powoli zeszłam na dół. Do kuchni trafiłam dość szybko, lodówkę też znalazłam bez problemu, ale już z nożem czy szklanką nie było tak łatwo. Mało tego, nim udało mi się nalać sobie wody stłukłam coś i nawet nie byłam w stanie stwierdzić co, bo było już w kawałkach. Trochę przestraszona zaczęłam zbierać odłamki. Nie wiedziałam gdzie znajdę jakąś zmiotkę, więc zbierałam do ręki, kiedy usłyszałam czyjeś kroki.

- Co jest kurwa?

Przestraszona odruchowo zacisnęłam dłoń.

- O cholera – wyszeptałam, gdy poczułam przeszywający ból

- Co ty robisz?

- Franek to ty? - zapytałam, bo po głosie mogłam rozpoznać, że nie był to Iwo

- Ja, pokaż tą rękę

- To nic... nie ma się czym przejmować

- Jasne... co potłukłaś?

- Nie wiem – westchnęłam

- Dobra nieważne – odpowiedział od niechcenia – gdzieś mamy chyba jakąś wodę utlenioną i bandaż

- Poradzę sobie

- No właśnie widzę. Siedź tu i się nie ruszaj

Chłopak odszedł, a ja rozpłakałam się z niemocy. Co poradzę, że nie wpadli na to żeby pokazać mi co i jak. Nie jestem jak każdy inny człowiek, na poznanie terenu potrzebuję czasu albo przynajmniej kogoś w rodzaju przewodnika, a oni po prostu mnie zostawili.

Odgłos człapania dał mi sygnał, że Franek wraca. Miał bardzo specyficzny chód, więc już teraz nie będę miała większego problemu z rozpoznaniem go. Otarłam oczy zdrową ręką i uniosłam głowę.

- Czego tu szukałaś? - zapytał chwytając moją dłoń.

Strzepnął odłamki które z takim trudem zbierałam i obficie polał wodą utlenioną. Szczypało jak piernik, ale starałam się nie krzywić.

- Czegoś do jedzenia. Od wczoraj nie miałam niczego w ustach

- Okej sprzątnę ten bajzel i zamówię jakąś pizzę czy coś – bąknął

Starałam się być miła, ale miałam wrażenie, że moja obecność jest mu wyjątkowo nie na rękę.

- Nie musisz niczego zamawiać, zaraz coś ugotuję

- Ugotujesz? - zapytał śmiejąc się w głos – widziałaś naszą lodówkę?

- Ja...

- A racja, nie widziałaś. No to informuję, że jest pusta. Znajdziesz tam tylko jakieś piwo i może wódę o ile Iwo wszystkiego nie wypił.

- To chodźmy na zakupy

- My? Chyba żartujesz! Mam milion ważniejszych rzeczy do roboty niż łażenie z tobą po sklepach.

Owinął mi dłoń bandażem i klepnął w ramię.

- Wracaj do siebie. Jak przywiozą jedzenie to cię zawołam

Podniosłam się z podłogi i rozłożyłam swoją laskę. Skoro  chłopak się mnie wstydził to proszę bardzo, niech je same fastfoody! Za parę lat nie zmieści się w drzwi wejściowe i wtedy będzie płakał.

- O której wróci Iwo? - zapytałam wychodząc po schodach

- A kto to wie. Raz wraca o ósmej, raz nad ranem, a czasem na drugi dzień

- I zostawia cię tak samego? - zdziwiłam się

- Nie mam dziesięciu lat! Umiem o siebie zadbać – odpowiedział dumnie

- Rozumiem

Wróciłam do mojego pokoju i z burczącym brzuchem usiadłam na łóżku. Nie wiedziałam co myśleć o całej tej sytuacji, a już tym bardziej o dwóch braciach mieszkających w tym domu. Franek z całą pewnością potrzebował opieki, kogoś kto da mu poczucie, że jest ważny. Iwo chyba miał go gdzieś skoro znikał na całe dnie i nie zatroszczył się nawet o to, żeby młody zjadł porządny obiad. Nie miałam w planach uzdrawiania tej dziwnej rodzinki, ale ponieważ tak czy siak miałam tu spędzić trochę czasu przynajmniej zadbam o to, żebyśmy nie chodzili głodni.

Nie miałam nic do roboty dlatego zadzwoniłam do ojca. Martwił się o mnie, co nie dziwne, ale szczerze mówiąc żadna krzywda mi się nie działa. Właściwie to zupełnie nic tu się nie działo, bo przez większość czasu byłam w domu całkiem sama. Przez dobre dwadzieścia minut opowiadałam tacie o domu, o tym jak wygląda mój pokój i zapewniałam, że u mnie wszystko dobrze. Tata też miał dla mnie dobre wieści. Był dziś w banku i wszystko wskazywało na to, że otrzyma kredyt o który się starał. Dzięki temu będzie mógł spłacić Iwa i jego kolegę, a ja wrócę do domu.

Ledwie odłożyłam słuchawkę, a ktoś zapukał do drzwi.

- Proszę

- Jedzenie już jest.

- Dzięki, zaraz zejdę

Pokonałam korytarz i już bez laski zeszłam po schodach. Stanęłam w progu, jak miałam nadzieję salonu i zapytałam:

- Mógłbyś wskazać mi, gdzie mam usiąść?

- Idź prosto, jakieś siedem kroków, a potem lekko w lewo- powiedział z pełną buzią

Zrobiłam tak, jak mi kazał, przeszłam do przodu, a następnie w lewo i... trzasnęłam nogą prosto w kant ławy.

- Cholera! - wrzasnęłam

Franek zaczął się histerycznie śmiać, na co ja tylko się wkurzyłam.

- Tak cię to śmieszy?

- Sorry, chciałem tylko sprawdzić czy ty tak serio – wydukał nadal się śmiejąc

- No jak widzisz serio i wiesz co, już mi się odechciało jeść

Odwróciłam się i już miałam odejść, ale chwycił mnie za rękę i dość mocno pociągnął.

- No już, nie wkurzaj się

- To nie było miłe – powiedziałam poważnie

- Ale śmieszne

- No faktycznie, śmieszne jak jasna cholera


Wyrwałam mu rękę i poszłam do siebie. Nie miałam ochoty spędzać z nim czasu, a moje wcześniejsze postanowienie, że będę im gotować uznałam za całkowicie nieaktualne. I tak niedługo wrócę do domu, a do tego czasu z głodu nie umrę. Poszłam do łazienki, napiłam się wody z kranu i wściekła walnęłam się na łóżku. Co ten gówniarz sobie wyobrażał? Że będę się przed nim płaszczyła? Nigdy! Skoro nie miał zamiaru traktować mnie poważnie, to ja tym bardziej nie będę tak traktowała jego.  

LichwiarzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz