Rozdział 10

112 11 1
                                    

Julia


Nie chciałam się spóźnić, dlatego bez zbędnej zwłoki pozbierałam potrzebne rzeczy i zadzwoniłam po taksówkę. Gdyby Iwo nie dał mi kasy, nie wiem jak dostałabym się do poradni. Nie mam pojęcia w jaki autobus powinnam tu wsiąść, gdzie jest przystanek i czy w ogóle jest jakaś opcja bezpośredniego połączenia. Na szczęście mogłam sobie pozwolić na przejazd taryfą co było o wiele wygodniejsze.

Wysiadłam przed samymi drzwiami, pożegnałam się z bardzo uprzejmym kierowcą i udałam się pod znany mi gabinet.

Wizyta przebiegła dokładnie tak, jak się spodziewałam. Nie dowiedziałam się niczego nowego, co było poniekąd dobrą wiadomością, dostałam receptę na kolejne leki i termin kontroli za niespełna miesiąc. Pod szpitalem znów skorzystałam z taksówki, tym razem, aby dostać się do szkoły Franka. Odnalezienie pokoju nauczycielskiego zajęło mi o wiele więcej czasu niż się spodziewałam, ale z drobną pomocą kilku uczniów, spóźniona o parę minut dotarłam pod drzwi.

- Dzień dobry – odezwałam się wchodząc – ja do pani Zawadzkiej

- Witam – odpowiedział mi miły głos – w sprawie Franka?

- Tak

- To może przejdziemy do klasy i tam porozmawiamy na spokojnie

- Dobrze, tylko prosiłabym o pomoc – uniosłam nieco moją znienawidzoną laskę, tak by kobieta zwróciła na nią uwagę

- Oczywiście – odpowiedziała pospiesznie i chwyciła mnie pod rękę.

W zasadzie wygodniej byłoby mi gdybym to ja ją chwyciła, ale nic już nie mówiłam. Kobieta szła szybko, głośno stukając obcasami. W głowie wyobrażałam ją sobie jako średniego wzrostu blondynkę w okularach i klasycznym koku. Biała lub jakaś jasna bluzka zapięta pod samą szyję, ołówkowa spódnica i do tego duża czarna torebka trzymana w ręku za niewielkie uszy. W klasie podprowadziła mnie do ławki i odsunęła krzesło, a sama, sądząc po odgłosach usiadła naprzeciw.

- Tak jak mówiłam pani przez telefon, mamy z Frankiem dość duży problem. Takie bójki to nie nowość w jego wykonaniu

- Rozumiem, czy próbowali państwo ustalić co było przyczyną takiego zachowania z jego strony?

- Nie raz, ale Franek uparcie milczy. Próba rozmowy ze szkolnym psychologiem też niczego nie dała.

- Franek jest... - zacięłam się, no bo co ja tak właściwie mogłam o nim powiedzieć? Nie znałam go, a odkąd zamieszkałam w ich domu nie minęło za wiele czasu.

- Znam mniej więcej sytuację rodzinną Franka i dlatego nim pójdziemy do dyrektora chciałam chwilę porozmawiać

- Co mogłabym zrobić ze swojej strony? - zapytałam

- No cóż... - westchnęła – ma duże problemy z nauką. Proszę nie zrozumieć mnie źle, Franek jest bardzo zdolny, ale leniwy. Nie odrabia zadań, na lekcjach, o ile się pojawi jest jakby nieobecny. Nie czyta lektur i rzadko jest w stanie odpowiedzieć na proste pytanie co przed chwilą mówiłam.

- Postaram się dopilnować go w nauce.

- To tylko jeden z problemów. Chłopiec jest bardzo drażliwy, byle błahostka wyprowadza go z równowagi do tego stopnia, że potrafi rzucać wszystkim co ma pod ręką lub krzyczeć w niekontrolowany sposób. Nie ma przyjaciół, na lekcjach siedzi sam, a w zeszytach ma jedynie bazgroły. Rozmawiałam już o tym z panem Iwem i wydaje mi się, że jemu potrzebna jest jakaś terapia. Nie jestem specjalistą w tym zakresie, ale z całą pewnością mogę powiedzieć, że jego zachowanie wzbudza duży niepokój.

Zamyśliłam się na moment nad słowami nauczycielki.

- Zrobię co w mojej mocy – obiecałam – Zamieszkałam z nimi niedawno, a wcześniej nie miałam pojęcia o problemach Franka.

- Cieszę się i mam nadzieję, że teraz coś się poprawi. Pan Iwo za każdym razem obiecuje, ale po jego wizytach mamy najwyżej kilka lepszych dni. Potem wszystko jest po staremu. I proszę przypilnować chłopca żeby nie wagarował. Na tą chwilę ma już więcej nieobecności niż obecności.

- Nie wiem czy będzie chciał mnie słuchać, ale spróbuję

- To mamy ustalone – powiedziała nauczycielka jakby z ulgą w głosie – teraz musimy jeszcze porozmawiać z dyrektorem na temat tej nieszczęsnej bójki.

- A ten drugi chłopiec? To jakiś kolega z klasy? Tłumaczył się jakoś?

- Sebastian chodzi do równoległej klasy i szczerze mówiąc nigdy nie widziałam, żeby choćby rozmawiali na korytarzu. Nie powiedział nic konkretnego. Nasza pani psycholog po rozmowie z nim wywnioskowała, że chłopcy o coś się pokłócili i zamiast porozmawiać postanowili załatwić sprawę pięściami, ale to tylko jej wnioski. Ani jeden, ani drugi nie powiedział o co im poszło.

Rozmowa z dyrektorem przebiegła podobnie, choć on nie był już tak uprzejmy jak wychowawczyni. Stanowczo nakazał porozmawiać z chłopcem i uprzedził, że jeśli jego zachowanie nie ulegnie znaczącej poprawie będzie zmuszony skreślić go z listy uczniów. Dobrą chwilę mówił też o jego ciągłych nieusprawiedliwionych nieobecnościach i o tym, że w połączeniu z brakiem ocen doprowadzą do nie klasyfikacji. Grzecznie słuchałam i zapewniałam, że zrobię co w mojej mocy. Dyrektor nie był chyba przekonany do moich słów, bo tylko mruknął pod nosem, że zobaczymy na jak długo. Z tonu jego wypowiedzi wnioskowałam, że chętnie by się Franka pozbył z placówki i tylko szuka dobrego pretekstu. Na szczęście dla Franka zjawiłam się ja. Iwo chyba nie za bardzo interesował się edukacją młodszego brata. Po takiej wizycie jak moja dzisiaj najpewniej nawrzeszczał na niego i na tym zakończył temat. Ja zamierzałam podejść do tego z trochę innej strony, będzie to wymagało dużego zaangażowania, ale w tym wielkim domu i tak nie miałam nic lepszego do roboty, a skoro mogłam przy okazji pomóc chłopcu, to chciałam spróbować.  

LichwiarzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz