Julia
Iwo wreszcie wyszedł. Od dłuższego czasu nasłuchiwałam trzaśnięcia drzwiami i choć powoli traciłam nadzieję w końcu zostałam w domu sama. Odczekałam jeszcze chwilę, tak dla pewności, a potem wyruszyłam na zwiady. Plan był taki żeby porządnie przetrzepać szafki w kuchni i sprawdzić co tak naprawdę w tym domu jest, a czego nie ma. Zadanie nie było proste, ale chciałam dziś utrzeć Frankowi nosa, a już od samego rana miałam całkiem nienajgorszy pomysł jak to zrobić.
Powiedzmy, że nie doceniłam pomysłowości projektanta jeśli chodzi o ilość zakamarków w tych meblach. Różnorodność półek i drzwiczek, szuflad i szafek sprawiła, że dobre dwie godziny sprawdzałam gdzie co leży. Teraz miałam mniej więcej ogląd sytuacji jednak wątpiłam, bym po jednym razie była w stanie to wszystko zapamiętać. Faktycznie Franek miał rację, że niewiele tu było jedzenia. Trochę przypraw, jakiś stary pasztet i konserwa w puszce. Choćbym nie wiem jak chciała nie dało się z tego ugotować nic, co byłoby jadalne. Nie wiedziałam gdzie znajduje się najbliższy sklep, a w dodatku nie miałam klucza od domu. Niby nikt nie bronił mi wychodzić, ale przecież nie mogłam zostawić otwartych drzwi. To prawie jakbym wywiesiła przed wejściem transparent z informacją dla złodzieja, że tutaj może sobie na luzie kraść. Zamówiłam więc trochę podstawowych produktów z dostawą do domu, a w międzyczasie usiłowałam zrobić sobie kawę. Obsługa ekspresu nieznanej marki gdy się go nie widzi nie należy do najłatwiejszych. Trochę pokombinowałam, powciskałam przypadkowe guziki i jakimś cudem coś zaczęło się lać. Nigdzie nie znalazłam mleka, o cukrze nie wspominając dlatego byłam skazana na czarną, mocną i gorzką kawę, za jaką zupełnie nie przepadałam.
Godzinę później do drzwi zadzwonił dostawca z moimi zakupami. Podziękowałam za pomoc we wniesieniu i zabrałam się za gotowanie. Pomysłem na dziś był gulasz. Robiło się go w miarę prosto, był naprawdę smaczny i przede wszystkim bardzo sycący. Ja dawałam do niego dużo warzyw, dzięki czemu zyskiwał niepowtarzalny smak i wartości odżywcze.
Trochę się nakombinowałam, ale kiedy włożyłam do ust pierwszą łyżkę wiedziałam, że było warto. W mgnieniu oka pochłonęłam calutki talerz, co pewnie było też winą tego, że byłam okrutnie głodna. Teraz najedzona i zadowolona z siebie myłam naczynia nucąc pod nosem jedną z nowszych piosenek Sanah.
- Co tak ładnie pachnie? - usłyszałam za sobą. Lejąca się woda zagłuszyła odgłos kroków, ale po głosie poznałam, że był to Franek.
- Matko, ale mnie przestraszyłeś! Nie rób tego więcej
- Gotowałaś? - wychwyciłam w jego głosie nutkę zaskoczenia
- Tak, a co?
- Niby nic, ale... Przecież ty nie widzisz
- I co z tego? Mam chodzić głodna, bo jestem niewidoma?
- To trochę dziwne – mruknął – Mogę spróbować?
- Hmm... no dałabym ci, ale ugotowałam tylko dla siebie i...
- Serio? Zrobiłaś tylko dla siebie?
Oczywiście, że ugotowałam więcej. Właściwie wyszedł mi tak wielki gar, że całą trójką mogliśmy jeść przez co najmniej trzy dni. Nie chciałam jednak pokazywać gówniarzowi, że może mnie traktować jak gorszą od siebie. Celowo wyniosłam na taras jedzenie żeby myślał, że więcej nie ma.
- Prosiłam cię wczoraj żebyś poszedł ze mną do sklepu, ale nie miałeś czasu.
- Ale chyba jakoś sobie poradziłaś
- Stwierdziłam, że i tak będziesz wolał pizzę albo jakiegoś kebaba
- Beznadziejna jesteś – warknął gniewnie
- Ja beznadziejna? A to niby czemu?
- Siedzisz nam na głowie i zamiast się na coś przydać tylko mnie wkurzasz!
- Może zapytaj brata dlaczego tu jestem
- I tak mi nie powie. A właściwie to bez znaczenia, oboje jesteście do dupy
Franek przestał się odzywać, a po odgłosach jakie dobiegały domyśliłam się, że rozłożył się na kanapie. W milczeniu przyniosłam garnek z tarasu, postawiłam na gazie i naszykowałam dla niego talerz.
- Siadaj do stołu! - krzyknęłam
- Po co?
- A nie chcesz jeść?
- No, chcę
- To nie marudź
Podejrzewałam, że był trochę zdezorientowany, jednak chciałam mu dać nauczkę za wczoraj. Zachował się bardzo brzydko i chociaż byłam już przyzwyczajona do różnych uszczypliwości związanych z moją ślepotą, to co zrobił bardzo mnie zabolało.
Chyba obiad mu smakował, bo nim się obejrzałam usłyszałam jak wkłada talerz do zlewu.
- Umyj po sobie
- Że co?
- Umyj talerz - powtórzyłam
- Jutro przyjdzie sprzątaczka to umyje
- A tobie rączki do dupy przyrosły? Jeden talerz i łyżka – tylko tyle
- Nie będę niczego mył, za to jej płacimy żeby robiła takie rzeczy za nas
Nie chciało mi się z nim kłócić. Umyłam po nim naczynia, wytarłam ściereczką i schowałam do szafki.
- Dlaczego to zrobiłaś?
- Bo ktoś mnie kiedyś nauczył, że należy po sobie sprzątać
- Głupia jesteś, tyle ci powiem
- A zechcesz rozwinąć?
- Odwalasz robotę za kogoś kto ma za to płacone. Kaśka przyjdzie i znów zamiast ogarnąć dom będzie się pindrzyła przed lustrem.
- Kiepsko sprząta? - zapytałam zaciekawiona
- Kiepsko? - zaśmiał się z kpiną - Ona sprząta tylko to co widać, tak żebyśmy się o coś nie potknęli. Kurze ścierała chyba sto lat temu, a jak w zeszłym tygodniu zrobiła pranie to wszystkie białe koszulki mam w kolorze szaro niebieskim.
- O której przychodzi?
- A, bo ja wiem... Zazwyczaj w szkole jestem. Jak wracam to już jest.
- Dobrze, zwrócę jutro uwagę na jej pracę
- Niby jak? Nie obraź się, ale przecież jesteś ślepa
- Uwierz mi, że dam sobie radę – uśmiechnęłam się.
Już ja ją sobie jutro przypilnuję, żeby dom lśnił. Zdziwi się dziewczyna ile będzie miała roboty.
CZYTASZ
Lichwiarz
RomanceZapamiętaj to sobie kochanie, nie ma okrutniejszego kłamstwa niż półprawda.