Rozdział I

132 6 0
                                    

- Proszę usiąść.- powiedział mecenas i wskazał dłonią krzesło. Usiadłam niepewnie czując cały czas jego wzrok na sobie.
- A więc chce pani tutaj pracować. Dlaczego?- No i się zaczęło. Rozmawialiśmy chyba z pół godziny.
- Proszę czekać na telefon. Porozmawiam z szefem. Mamy paru innych kandydatów dlatego musimy się zastanowić.
- Dziękuję bardzo za poświęcony mi czas.- podałam mu dłoń, aby się pożegnać i znów poczułam jakby prąd przychodzący po całym ciele.
- Do widzenia.- uciełam krótko.
- Mam nadzieję, że do zobaczenia.- powiedział, a ja w jego słowach usłyszałam obietnicę.
Wyszłam szybko z gabinetu nie zastanawiając się nad jego słowami. Wzięłam płaszcz.
- Do widzenia.- rzuciłam obojętnie sekretarce.
- Do widzenia.- odpowiedziała i uśmiechnęła się do mnie.
Też się uśmiechnęłam i wyszłam. Wróciłam szybko do mieszkania. Od razu rzuciła się na mnie Kate.
- No cześć, i jak tam było? Przyjęli Cię? Mamy co świętować?- wycedziła jak z karabinu i jak zwykle ze swoim amerykańskim akcentem.
- Hej! Kate spokojnie. Jeszcze nie. Mają się odezwać- powiedziałam zbyt spokojnie i moja przyjaciółka od razu to  podłapała.
- Lena co jest? Nie mów mi, że kogoś poznałaś?- Matko, skąd ona to wie? postanowiłam nie dać nic po sobie poznać, ale kipsko mi to idzie.
- Kate o co ci chodzi? Wcale nie!- mówię dość spokojnie.
- Nie udawaj. Spotkałaś jakiegoś przystojnego mecenasa, co?
- Pliss, Kate stop.- próbuję powstrzymać rumieniec, ale nie mogę.
- Ok, ale wiesz, że zawsze możesz ze mną pogadać?
- Tak wiem, ale narazie nie ma o czym.- mówię obojętnie.
Idę do swojego pokoju. Kładę się na łóżko i dopiero teraz zaczęłam myśleć o tym co się wydarzyło. Dlaczego on mi się tak przyglądał?? Dlaczego powiedział, że ma nadzieję, że do zobaczenia? O co mu chodzi? Nagle wpadam na pewien pomysł. Sprawdzę go w internecie, to jest najlepsze źródło. Wpisuję w Google Marcin Kaszuba. Od razu pojawia się jego postać, włączam pewną stronę i ukazuję się napis: Pan mecenas Kaszuba: pirat drogowy i kobieciarz. Aż mnie zatkało. Muszę sobie dać z nim spokój. To nie jest facet dla mnie.
Przez następne dwa dni starałam się o nim nie myśleć. W czwartek zadzwonił telefon, jakiś obcy numer.
- Halo?- pytam niepewnie.
- Dzień dobry, z tej strony Wiktor Zarzycki z kancelarii Zarzyckiego. Była pani u nas w poniedziałek na rozmowie o pracę.
- Tak zgadza się, dzień dobry.
- Mój prawnik był i nadal jest pod pani wrażeniem. Chcemy panią przyjąć narazie na miesiąc próbny, zgadza się pani?
- Tak, tak oczywiście. A kiedy mam zacząć?- pytam radosna, a zarazem zdenerwowana.
- Od poniedziałku? Proszę przyjść o 8.00 do kancelarii.
- Dobrze, to do zobaczenia.- mówię pewnie.
- Do zobaczenia.- odpowiada i rozłącza się.
Jednak będę się musiała z nim spotkać i to nie raz. Nie wiem co o tym myśleć. Głowa zaczyna mnie boleć. Kładę się na łóżko już ubrana w piżamę i odpływem.

-------------------------------------------------
Mam nadzieję że ktoś to przeczyta, czekam na komentarze. To dopiero początek, więc akcja się dopiero rozkręca. Uwagi i krytyka mile widziana.
Pozdrawiam :-)

Życie to nie senOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz