Rozdział IX

2.3K 76 1
                                    


Spojrzałam na urządzenie, które ciągle trzymałam w swojej wyciągniętej przed siebie dłoni, tak jakbym chciała go odłożyć jak najdalej. W końcu to zrobiłam i położyłam telefon na szafce. Usiadłam na łóżku i oparłam głowę na rękach. Zastanawiałam się co mam zrobić z faktem, że odebrałam telefon brata. I to nie byle jaki telefon, tylko jego dziewczyny. Jego cholernej dziewczyny. Nie wiedziałam na kogo byłam bardziej zła. Na siebie czy na nią. Sama zachowałam się nie w porządku, ale przecież nie zrobiłam tego specjalnie. Nie wiedziałam co się dzieje dookoła mnie. Byłam zaspana i kompletnie wtedy nieświadoma, że nie jestem w swojej sypialni. Natomiast ona zaczęła po mnie krzyczeć nie chcąc wysłuchać niczego co miałam do powiedzenia. I teraz Jeremiah będzie miał przeze mnie kłopoty, w dodatku będzie na mnie zły. Idealne rozpoczęcie dnia. Ile bym dała, żeby w tej chwili spać sobie dalej pod ciepłą kołdrą w łóżku Jeremiaha, albo swoim to bez znaczenia. Chciałam po prostu uniknąć tej sytuacji.

-Widzę, że już wstałaś. - Powiedział Jeremiah wchodząc do pokoju. Zaczął czegoś szukać. W końcu podniósł jakąś ciemnozieloną bluzę z podłogi i się przebrał na moich oczach. Miał całkiem niezłą klatę. Co ja mówię. Był niesamowicie umięśniony. - Coś się stało? - Zapytał, a ja się otrząsnęłam.

-Co by mogło się stać? Przecież nic się nie stało. - Zaczęłam szybko mamrotać pod nosem. On spojrzał na mnie tylko podejrzanie, sięgnął po swój telefon i schował go do kieszeni w spodniach.

-Okej, spokojnie tylko pytam. - Powiedział dziwnie na mnie spoglądając. Wskoczyłam do łóżka i schowałam się pod kołdrą. - Co ty robisz? Wstawaj.

-Daj mi jeszcze pospać. - Odpowiedziałam spod kołdry. Dobrze mi tam było, gdy nikt na mnie nie patrzył, byłam pod nią taka niedostępna.

-Nie ma spania. Wstawaj, jedziemy dzisiaj na festyn. - Przypomniał mi zrzucając ze mnie kołdrę. Podciągnęłam nogi pod klatkę piersiową i zwinęłam się w kulkę.

-Jeremy. Zimno. - Zaczęłam narzekać, ale on widocznie się tym nie przejął uśmiechnął się jedynie na to jak go nazwałam. Przynajmniej tak mi się wydawało, że to przez to. Po chwili schylił się i podał mi żółtą bluzę, a ja szybko ją ubrałam i zarzuciłam kaptur na głowę. Z powrotem położyłam się w łóżku. Jeremiah westchnął i poczułam jak mnie podnosi. - Postaw mnie! - Zawołałam, ale nie posłuchał. - Jeremiah! Puść mnie! - Spróbowałam jeszcze raz, ale i tym razem nie posłuchał. - No Jeremy. - Westchnęłam i się poddałam. Gdy weszliśmy do kuchni pozostali rzucili nam zaskoczone spojrzenia. Nie spodziewali się takiego widoku z rana. Co mogłam powiedzieć, ja też nie. Siedziałam sobie obrażona w ramionach Jeremiaha, już nawet nie próbowałam się wyrywać. Na jego twarzy widać było obojętność, jakby to była dla niego najnormalniejsza rzecz na świecie. W końcu położył mnie na blacie, a ja szybko z niego zeskoczyłam i poszłam jak najdalej od niego.

-Co byś chciała dzisiaj na śniadanie? - Zapytała Maryse.

-Nie jestem głodna. - Powiedziałam rzucając jej przepraszające spojrzenie.

-Zjesz coś. - Powiedział Caden. - Inaczej nigdzie nie jedziecie. - Dodał gdy zobaczył, że chce się sprzeciwić.

-Dobra! - Westchnęłam. - Maryse mogłabym tosty?

-Już się robi. - Powiedziała uśmiechnięta i zniknęła za ścianą.

Po śniadaniu wszyscy poszliśmy zająć się swoimi sprawami. Gdy w końcu ktoś zapukał do moich drzwi, wiedziałam, że to Caden, bo on jako jedyny pukał. Reszta po prostu wchodziła bez wcześniejszej zapowiedzi. Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć w drzwiach stanął wcześniej wspomniany przeze mnie brat i zakomunikował, że Alec, bliźniacy i Reid już na mnie czekają. Zeszłam na dół, a przed schodami stała cała czwórka. Rzuciłam im szybkie spojrzenie i chciałam ich wyminąć, ale poczułam na swoim ramieniu uścisk. Spojrzałam w tamtym kierunku.

Get to be myselfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz