Rozdział V

2.3K 87 3
                                    

Rano, gdy się obudziłam żałowałam tego, że moja książka zamknęła mi się i nie wiedziałam na której stronie skończyłam. Musiałam później poszukać momentu, na którym skończyłam. Zajęło mi to chwile, ale przynajmniej skoro zrobiłam to teraz nie będę musiała robić tego później.

Zeszłam na śniadanie, a tam Caden powiedział mi od razu żebym usiadła, a on siadł na przeciwko mnie. Do jadalni weszła ta starsza pani, którą widziałam już raz wcześniej. Dowiedziałam się w między czasie, że ma na imię Maryse. Położyła przede mną talerz z tostami i uśmiechnęła się ciepło, a ja zrobiłam to samo. Brakowało mi takiego ciepłego, szczerego uśmiechu ostatnio. Po tym skupiłam się na jedzeniu swojego śniadania. Dzisiaj był dzień z Jeremiahem. Stresowałam się, ale co złego mogło się stać. To mój brat. Nie lubi, mnie ale wciąż jest moim bratem. Gdy byłam w trakcie rozmyślań o dzisiejszym dniu, do jadalni wszedł główny bohater moich rozmyślań. Jeremiah. Usiadł i po chwili Maryse przyniosła mu talerz z tostami. Jedliśmy w ciszy dopóki nie przerwał jej Caden.

-Masz już jakieś plany na dziś? - Skierował pytanie do Jeremiaha, a ten spojrzał na niego obojętnie. Wiedział, że Caden nie pytał go o jego własne plany, tylko plany związane ze mną. Wtedy ja też zaczęłam uważnie się przysłuchiwać, jednak nie odwracając głowy od talerza. Chciałam wiedzieć co mnie dzisiaj czeka.

-Nie. - Powiedział tylko i wrócił do swojego śniadania.

-Isabelle potrzebuje nowych ubrań. - "Potrzebuję?", pomyślałam. - Więc możecie wybrać się do galerii jak nie macie nic innego do robienia. - Spojrzałam na obu braci i zobaczyłam, że Jeremiah wzrusza ramionami, a Caden wraca do swojego posiłku nie zwracając na mnie uwagi. Miałam dość ubrań po co mi więcej. I to za ich pieniądze. Nie wiem jak to ma działać cały ten czas, ale nie chce, żeby oni płacili za moje rzeczy. Przecież praktycznie mnie nie znają. Skończyłam jeść i zaczęłam powoli wypijać moją herbatę, gdy Jeremiah wstał od stołu.

-Chodź Isabelle. - Nie rzucając mi najmniejszego spojrzenia odszedł, a ja wstając szybko i wiążąc moje sznurówki pobiegłam za nim. Widziałam jak znika za jednymi drzwiami, więc poszłam do nich, a to co zobaczyłam za nimi zszokowało mnie. Było tam ze 20 drogich, luksusowych samochodów. Były różnych kolorów, rozmiarów, kształtów. Do wyboru, do koloru. Zobaczyłam, że Jeremiah jest w zielonym lamborghini. Wsiadłam do niego.

-Zapnij się. - Powiedział Jeremiah, a ja automatycznie sięgnęłam po pas. Patrzył jak go zapinam, a gdy to zrobiłam, dopiero wyjechał. Jechaliśmy jakieś 20 minut i byliśmy na miejscu. Chodziliśmy po różnych sklepach. Mnie ciągnęło do zwykłych sieciówek, ale mojemu bratu nie zbyt podobał się ten pomysł, więc poszliśmy tam gdzie on chciał, czyli dobrych droższych sklepów. Gdy byliśmy w jednym z nich, zauważyłam, że dwie dziewczyny już od samego mojego wejścia tam, przyglądały mi się. Postanowiłam nie zwracać na nie uwagi, myślałam, że może wtedy przestaną, ale myliłam się. Gdy odeszłam kawałek od mojego brata żeby poszukać sobie jakiś koszulek, bo były jednymi z tańszymi w tym sklepie jednak ciągle drogimi, podeszły do mnie. Jedna z nich, wysoka brunetka z za mocnym makijażem zaczęła mierzyć mnie swoim wzrokiem od stóp do głów. Spojrzałam wtedy na nią, ale ona nie kryła się z tym co robiła.

-Posłuchaj mnie skarbie. - Zaczęła, a jej ton brzmiał ostrzegawczo, ale jednocześnie bardzo przemądrzale. Był irytujący. - Nie zbliżaj się do tego faceta. Takie dziewczynki jak ty, nie mają u niego szans. Będziesz płakać zanim zdążysz dokończyć pierwsze zdanie w jego kierunku. To nie jest ktoś dla takiej żałosnej istotki jak ty, więc możesz już iść, a ja... - Powiedziała uspokajając swój głos i zapatrzona w niego zaczęła zakręcać kosmyk swoich włosów wokół jej palca. - Pójdę poznać tego pana. - Dodała z uśmieszkiem, który mi się nie podobał. Ani trochę.

Get to be myselfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz