Rozdział III

2.9K 92 12
                                    

Gdy się obudziłam nie było jeszcze rana. Był środek nocy. Wszędzie było ciemno, a mi zachciało się pić, więc postanowiłam, że po cichu zejdę na dół do kuchni i napije się czegoś. Zanim wyszłam z pokoju, sięgnęłam odruchowo po swój stary telefon. Później najciszej jak umiałam otworzyłam drzwi i idąc wzdłuż korytarza, w którym było dużo innych drzwi, odnalazłam schody. Zastanawiałam się, czy moi bracia mają pokoje gdzieś w tym korytarzu razem ze mną. Pomyślałam, że skoro będę teraz z nimi mieszkać to jeszcze się dowiem, który pokój jest czyj. Na razie nie wiedziałam za dużo. Nie byłam obeznana z tym domem na tyle, żeby swobodnie się po nim poruszać w dzień, a co dopiero w nocy, ale starałam się odtworzyć drogę z kuchni do mojego pokoju i wychodziło mi to całkiem dobrze, bo po jakimś czasie zeszłam na dół. Usłyszałam jakieś głosy. Nie chciałam żeby ktoś mnie przyłapał w tym domu nocą. Mimo że przyszłam jedynie po coś do picia oni mogli pomyśleć, że szukam czegoś, czy podsłuchuje. Gdy weszłam do kuchni, pomyślałam, że nie znajdę tu niczego w tych ciemnościach, więc odpaliłam latarkę, która była w moim telefonie. W tej chwili byłam wdzięczna, że jednak wzięłam ten telefon. Zaczęłam otwierać szafki szukając szklanek. W pierwszych dwóch były jakieś sprzęty kuchenne, ale w trzeciej szafce, którą otworzyłam znalazłam to czego szukałam. Następnie otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam z niej sok pomarańczowy, nalałam go do szklanki i wypiłam. Brudne naczynie położyłam w zlewie, postanawiając, że umyję je rano. Chciałam już iść do góry, ale usłyszałam, że ktoś wszedł do salonu, który musiałam minąć idąc korytarzem do schodów. Zawahałam się najpierw, ale szybko sobie uświadomiłam, że przecież nie zostanę tu przez resztę nocy, poza tym nie będę przecież przechodzić przez salon, a jedynie koło jego wejścia. Już miałam ruszać przed siebie, kiedy pewne słowa zwróciły moją uwagę.

-To nie jest miejsce dla niej. Nie powinno jej tu w ogóle być. - Usłyszałam męski głos.

-Nie rozumiem po co Matt ją tu ściągał, przecież też wie, że ona tu nie pasuje. - Kolejny głos się odezwał, ale ten przypominał mi głos jednego z bliźniaków. Poczułam dziwne uczucie w środku. Coś w rodzaju smutku i żalu, ale nie do końca. Nie sądziłam, że usłyszę kiedykolwiek coś takiego od moich własnych braci, ale jednak. Rozumiałam, że mogli mnie nie lubić, że ta sytuacja jest dla nich nowa, ale ja nie jestem w lepszej sytuacji. Oni mają siebie, a ja nie mam tu nikogo. Tak samo z tym, że oni są w swoim własnym domu, a ja w miejscu, o którego istnieniu dowiedziałam się w ciągu ostatniej doby. Nie chcąc słuchać dalszej części ich rozmowy pobiegłam cicho do drzwi wyjściowych. Stanęłam przed nimi i zastanowiłam się czy na pewno dobrze robię. Gdzie pójdę, co dalej zrobię? Jednak te i wszystkie podobne myśli pokonał argument, że tutaj jestem nie chciana, a ja nie zamierzam korzystać z ich litości. Chwyciłam klamkę i szarpnęłam za nią, ale drzwi były zamknięte. Kurde. Właściwie czego się spodziewałam, był środek nocy. Nie zdążyłam się nawet zastanowić co dalej, bo ktoś zapalił światło i usłyszałam za sobą jakiś głos.

-Czy nasza mała Isabelle próbuje uciec? - Zapytał prowokująco z rękami założonymi na klatce piersiowej. Spojrzałam na właściciela głosu. Był podobny do reszty moich braci, więc pewnie był jednym z tych, których jeszcze nie spotkałam. Miał brązowe, lekko pokręcone i roztrzepane włosy. Jego elektryzujące szare oczy były wpatrzone prosto we mnie. Obok niego stali bliźniacy. Serce zaczęło mi szybciej bić, bałam się co on może mi zrobić. Był moim bratem to fakt, ale nie rozumiałam dlaczego każdy z nich jest taki onieśmielający i wydaje się być władczy. Zresztą jestem pewna, że za kilka dni mieszkania z nimi, przekonam się jacy władczy oni wszyscy są.

-Nie. - Powiedziałam cicho i niepewnie, co brzmiało bardziej jak pytanie. - Ja tylko... - Zaczęłam, ale tak na prawdę nie wiedziałam co dalej powiedzieć.

-Ty tylko co? - Zapytał Jonathan, doskonale wiedząc, w jakiej sytuacji mnie postawił. Co ja mogłam powiedzieć? Ja tylko chciałam wyjść się przewietrzyć, tak o 4 rano, bo przecież to idealna pora na takie przechadzki. Świetna wymówka.

Get to be myselfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz