Cała zestresowana siedziałam na kanapie w salonie, w którym zaledwie jeszcze kilka chwil temu przebywali wszyscy moi bracia. Teraz byłam tu sam na sam z tą kobietą, Leslie Willis. Zerkałam na nią nerwowo, czekając aż posegreguje jakieś kartki w swojej teczce. Gdy w końcu odłożyła teczkę na bok, zerknęła na mnie spod swoich czerwonych okularów. Wyglądała dość poważnie, ale poza jej miną świadczył o tym też jej wygląd. Na głowie miała ułożonego ogromnego koka. Ubrana była w damski garnitur w kolorze granatowym. Czerwone okulary zdecydowanie rzucały się w oczy, ale wyglądały dość dobrze.
Teraz gdy byłyśmy same Leslie zdecydowanie czuła się pewniej. Odetchnęła zanim cokolwiek powiedziała, następnie spojrzała się na mnie zmartwionym wzrokiem, takim który wyrażał żal i litość. Nie spodobało mi się to spojrzenie i Leslie od razu dostała ode mnie kilka minusowych punktów.
-Isabelle... - Zaczęła spokojnie. - Jak już wiesz dostałam niepokojące doniesienie od pewnej osoby, której tutaj nie przywołam, jednakże miała ona najszczersze intencje co do twojego dobra, więc przyszłam sprawdzić o co chodzi. Chciałabyś mi coś powiedzieć? - Zapytała, a ja zmarszczyłam brwi, tak jak miał to w zwyczaju mój najstarszy brat.
-Jakie zgłoszenie? - Dopytałam, co prawda domyślałam się, ale chciałam to usłyszeć od niej.
-Mówiłaś dość niepokojące rzeczy o tym jak twoje rodzeństwo... w jaki sposób cię traktuje. - Wyjaśniła kobieta. Czy to możliwe, że chodziło o sytuacje z dworca, z Cicely? Tylko jej coś wspominałam. Jeśli by się zastanowić to faktycznie mówiłam dziwne rzeczy. Mogłam się jednak usprawiedliwić tym, że byłam pod wpływem silnych emocji.
-Nie, nie, nie. To nieporozumienie. - Odpowiedziałam i zaśmiałam się niezręcznie. Problemy, problemy i ciągłe problemy. Jestem chodzącym kłopotem.
-Posłuchaj kochanie, wiem że to twoi bracia, ale jeśli cię krzywdzą, musisz mi powiedzieć. - Powiedziała poważnie kobieta, nie zwracając uwagi na moje wcześniejsze słowa.
-Nic się przecież nie dzieje. Byłam na nich zła, bo się pokłóciliśmy, ale już wszystko jest dobrze. - Nie wiedziałam do końca co mam powiedzieć, byłam zmieszana i chciałam już wrócić do łóżka.
-Czyli coś zrobili skoro doszło do takiej sytuacji, tak? - Powiedziała kobieta zapisując coś na jakiejś kartce. Mruczała pod nosem coś co pisała, ale niczego nie rozumiałam.
-Nie! Pani mnie nie rozumie. - Powiedziałam zirytowana. Ta kobieta w ogóle mnie nie słuchała.
-To mi wytłumacz kochanie. - Powiedziała nie zerkając na mnie, a bazgrząc dalej po tej kartce. Jak mnie ta kobieta irytowała, wiedziałam tylko ja sama.
-Po prostu... - Zaczęłam. - No nie wiem! To chyba normalne, że się kłócimy. Jesteśmy rodzeństwem do cholery! - Mój lekki wybuch przykuł uwagę Leslie Willis. Spojrzała na mnie tym swoim wzrokiem spod czerwonych oprawek okularów i zaczęła mruczeć pod nosem. Wyciągnęłam głowę w górę by zobaczyć co tam pisała na tych swoich kartkach.
"Szybko się denerwuje gdy wspomniane jest jej rodzeństwo."
-Niech Pani tego nie pisze to wcale nie tak. - Burknęłam pod nosem, gdy się uspokoiłam. Tak naprawdę miałam ochotę krzyczeć na nią i wyrzucić ją z mojego domu. Z domu moich braci, o których tak mówiła w ich własnym domu, a oni nawet nie mogli się obronić.
Zgrzytałam zębami, gdy ona wciąż coś pisała.
-Wie Pani co? Wcale nie muszę z Panią rozmawiać. Nic mi nie jest może pani napisać to w tych swoich papierach, bo nie widzę dalszego sensu naszej rozmowy, do widzenia. - Powiedziałam i wyszłam z salonu. Zaraz za drzwiami oparłam się o ścianę i odetchnęłam. Zobaczyłam, że jakiś ochroniarz wchodzi do salonu, z którego właśnie wyszłam i usłyszałam jak wymienia kilka zdań z Panią Willis, po czym odprowadza ją do drzwi. Patrzyłam jak znika na końcu korytarza za zakrętem i pokręciłam głową. Szalona kobieta. Miałam tylko nadzieje, że nie będziemy mieli przez nią żadnych problemów.
CZYTASZ
Get to be myself
Fiksi RemajaIsabelle lubi swoje spokojne życie w złotej bańce. Nie potrzebuje niczego więcej. A w szczególności zmian. Te jednak jej dosięgają i bardzo dotkliwie w nią uderzają. Po nich zaczyna się nowe życie Isabelle, w którym musi się odnaleźć. Pojawia się je...