23

517 38 3
                                    

Pov Erwin

Nie śpię od dwóch dni, ciągle kłócę się z rodziną, co raz rzadziej wychodze z mieszkania i nadal nie mam kontaktu z szatynem.

Nie wiem co robić pierwszy raz od dłuższego czasu po prostu jestem zagubiony, nie wiem co ze sobą zrobić i jeszcze do tego moje bóle głowy są co raz częściej, jestem co raz bardziej osłabiony, ale nie przyznaje się i nie pokazuje nikomu, że tak jest.

Wczoraj gadałem z Alexem i Lincolnem, współpracuje z nimi bo chce wyeliminować inne grupy oprócz swojej, oczywiście nikt o tym nie wie. Chciałem aby też Grzesiu był w to zaangażowany, ale nawet nie mamy kontaktu, może dziś uda mi się z nim pogadać, chciałbym znowu usłyszeć jego kojący głos, tylko ze o czym ja chce z nim pogadać?

Dziś wybieram się na komendę aby obgadać to z nimi i niestety musi być też wtajemniczony Pisi, ale nie będzie znał mojego imienia a ni nazwiska tylko to, że pomagam.

Bałem się spotkać z szatynem w cztery oczy, ale kiedyś musiało się to stać nawet nie uda mi się go ominąć.

-Bądź rosądny Erwin chociaż raz.-Szepnąłem do siebie.

Szybkim krokiem wyrwałem się z łóżka. Wziąłem szybki prysznic po czym swoje przygotowane ubranie włożyłem na siebie, poprawiłem jeszcze włosy i wyszedłem z łazienki.

Wziąłem klucze i telefon z szafki po czym jeszcze spojrzałem na lustro byłem ubrany w czarne jeansy, opcisłą koszulkę białą i tego samego koloru buty.

Wyszedłem z mieszkania zamykając za sobą drzwi po czym pokierowałem się do wyjścia.

Po chwili znajdowałem sie już w swoim aucie i ruszyłem od razu w stronę komendy, stres był co raz większy, czasami myślałem na tym aby zawrócić, ale kiedy się zorientowałem, że byłem już na komendzie było już za późno.

Wziąłem głęboki wdech i wyszedłem z auta zamykając go.

Popatrzyłem na komendę nadal sie zastanawiając czy to dobry pomysł?

Promienie słoneczne na mnie padały i czułem przyjemny, ciepły powiew wiatru na moim ciele.

Pokierowałem sie do wejścia na komendę.

Znajdowałem sie w lobby, zauważyłem jednego policjanta, był to jakiś kadet nie znam go nawet.

Podeszłem do niego i Chrząknąłem aby zwrócić na siebie uwagę.

-Przepraszam czy można po prosić aby przyszedł tu do mnie Alex lub Lincoln.-Powiedziałem pewnie.

Mężczyzna był średniego wzrostu i był ciemnym blondynem z niebieskimi oczami.

-Dzien dobry. A kim pan jest jak mogę wiedzieć?-Poslał mi ciepły uśmiech.

-Erwin Knuckles, pastor miło mi.

-Mi również, zaraz kogoś zawołam.

Po chwili mężczyzna zniknął za drzwiami.

Nie chciałem czekać więc pomyślałem, że sam sobie kogoś poszukam.

Zwytrychowałem szybko drzwi i przeszedłem w głąb komendy.

Na szczęście było dość pusto wiec nie musiałem jakoś bardzo unikać policjantów.

Przechodziłem obok jednych z biur, a w jednych z tych biur był szatyn, lekko się Spiąłem.

Zastanawiałem się czy do niego wejść? Był w sumie sam co mi szkodzi.

Próbowałem sie rozluźnić, kiedy mi sie udało przekroczyłem drzwi i zamknąłem je za sobą.

-Jestem zajęty.-Usłyszałem ten przyjemny i niski głos od razu mnie ciarki przeszły po całym ciele.

Zawsze taki byłem. MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz