Lisa
Zadzwonił dzwonek. Szybko spakowałam swoje rzeczy, po czym udałam się na korytarz, gdzie już czekały na mnie Katie i Simone.
-Teraz jest przerwa na lunch co nie?- Simone delikatnie się uśmiechnęła patrząc na zegarek.- No tak!- odpowiedziała sama sobie, po czym dodała, że idziemy na stołówkę coś zjeść.
-Dzisiaj nie dość, że są te twoje ulubione hamburgery to jeszcze jest tort czekoladowy!- krzyknęła do mnie Katie gdy tylko weszłyśmy na stołówkę. Wbrew pozorom nasza szkoła nie była za duża, fakt chodzi do nas najwięcej uczniów w całym Paryżu, pomimo że znajdujemy się poza granicami miasta, ale budynek sam w sobie był mały (jak na taką ilość uczniów).
-Widzę.- zaśmiałam się siadając przy naszym stoliku. Odkąd zaczęłyśmy tutaj chodzić na lunchu zawsze w trójkę siadamy przy tym samym stoliku. Żadna z nas nie potrafi usiąść gdzieś indziej, jakoś przyzwyczaiłyśmy się do tego miejsca...
Katie i Simone poszły po jedzonko. Zawsze jedna z nas zajmowała miejsce - bo jak już wcześniej wspomniałam jest tu masa ludzi i znalezienie miejsca później niż w pierwszych minutach przerwy jest po prostu niemożliwe.
Wzięłam do rąk telefon przeglądając Instagrama. Patrzyłam na zdjęcia ludzi ze szkoły wypinających tyłki- bo tylko takie zdjęcia trafiały na ich profile. No i chłopcy z gołymi klatami... Katie, Simone i ja byłyśmy od nich inne. Oni chcieli jak najładniej, najlepiej wyglądać na swoich zdjęciach, my za to dawałyśmy takie najbardziej zabawne, których tak naprawdę świat nie powinien ujrzeć... I było nam z tym dobrze. Tak wyrażałyśmy siebie.
-Lisa nie uwierzysz!- pisnęła jedna z moich przyjaciółek. Nawet nie wiem która...
-Co się stało?- delikatnie uśmiechnęłam się w ich stronę nie wiedząc o co chodzi. Dziewczyny położyły tacki z jedzeniem na stolik, po czym potrzebowały chwili aby ochłonąć.
-Kojarzysz Antoine? Kuzyna Katie? Ma urodziny i zaprosił wszystkich swoich znajomych i uwaga- Rodzinę! A żeby Katie nie czuła się sama pozwolił jej zabrać przyjaciółki!- pisnęła Simone zwracając na nas uwagę kilku osób. Lekko się zaczerwieniła, po czym ciszej dodała - Idziemy na największą imprezę tego roku!
-Ym... No nie wiem... Ja... Ja niezbyt lubię imprezy... - rzuciłam. Zresztą to była sama prawda, nigdy zbytnio nie potrafiłam się bawić. Od małego byłam dość spokojna i czasem wygadana. Dlatego imprezy nigdy nie były dla mnie...
Uciekłam wzrokiem na salę. Akurat wtedy, jak na złość, gdy do pomieszczenia wszedł Dominic ze swoimi kolegami. Przez chwilę popatrzył w moją stronę delikatnie się uśmiechając, po czym poszedł dalej. A może to nie do mnie był skierowany ten uśmiech?
-No ja nie wierzę, że między wami nic nie było.- stwierdziła Simone biorąc ogromnego gryzą hamburgera.
-Dokładnie! W tamtym roku szaleliście, ty przewodnicząca kółka prasowego, on przewodniczący szkoły. Razem organizowaliście wiele rzeczy. Shipowałyśmy was!- dodała Katie kradnąc Simone pomidora który wyleciał jej z bułki.
-Od samego początku wam mówiłam, że to jest znajomość typowo służbowa. Pisaliśmy i rozmawialiśmy jedynie na tematy służbowe. Skończyło się jedynie na wysyłaniu serduszek do niektórych wiadomości. Wielkie mi rzeczy...- przewróciłam oczami biorąc małego kęsa tortu. Zawsze, niezależnie od tego co jest na lunch, zaczynam od czegoś słodkiego. Gdy tak nie jest, przyjaciółki od razu wiedzą, że coś jest nie tak. Każda z nas ma charakterystyczne nawyki, po których łatwo rozpoznać, czy wszystko jest dobrze.
-Tfyy a pfamietas tfo- powiedziała Simone z pełnymi ustami, po czym zaczęła chaotycznie machać rękami udając że bierze kąpiel.
-Ah, tak! Zaraz jak to leciało...- Katie popatrzyła na mnie, po czym szeroko się uśmiechnęła i robiąc minę małego diabełka ciągnęła dalej- "Zaraz przeczytam ten tekst. Daj mi 10 minut bo idę się wykąpać", na co ty odpowiedziałaś: A mogę z tobą?- parsknęła śmiechem. Simone prawie zakrztusiła się burgerem. A ja szczerze mówiąc nie pamiętam tego. Byłyśmy wtedy u Katie na urodzinach i dość popiłyśmy. Film po prostu mi się urwał.
-Na szczęście tylko mi się tak powiedziało i nie napisałam tego na prawdę.- dodałam. Dziewczyny przez tydzień się ze mnie z tego śmiały, więc musiałam sprawdzić wszystkie moje wiadomości do niego tamtego dnia. Gdybym naprawdę mu to napisała chyba nie wychodziła bym z pokoju przez kilka kolejnych lat...
-A szkoda...- powiedziały obie równocześnie, po czym zaczęły się śmiać.
Nastała chwila ciszy. Wszystkie jadłyśmy wpatrując się w nasze tacki z jedzeniem. Gdy nagle, niespodziewanie usiadł obok mnie Dominic. Prawie zakrztusiłam się jedzeniem, a dziewczyny zeszły niemal na zawał.
-Cześć, wszystko dobrze?- jego uśmiech nie schodził z twarzy, patrząc na nas wszystkie.
-Tak, chyba tak.- odpowiedziała mu Simone rozglądając się po naszych twarzach. My byłyśmy zdziwione, a on jak zwykle pełen pozytywnej energii i radości.
-Mam nadzieję, że widzimy się w piątek na imprezie u Antoine.- rozsiadł się.
-Na nas możesz liczyć.- Katie przytuliła Simone, po czym popatrzyła na mnie krzywym wzrokiem.- Ale z nią może być gorzej...
-Nie chcesz przyjść?- popatrzył w moją stronę podnosząc jedną brew. Każda inna dziewczyna, zakochana w nim po uszy (a takich tu jest wiele) teraz w myślach powtarzałaby jak go kocha, jak pięknie wygląda, jak by to go teraz pocałowała... A ja nie widziałam w nim nikogo więcej jak tylko służbowego kolegę, z którym urwał mi się kontakt po moim zrezygnowaniu ze stanowiska przewodniczącej. Pomimo, iż moje przyjaciółki mnie z nim chciały zeswatać, między nami nic nie było...
-Sama nie wiem...
-Coś ty.- przerwał mi.- Ja tam będę, więc będzie fajnie.- zaśmiał się.
-Okej przemyślę to.- wzruszyłam ramionami delikatnie się uśmiechając.
-Ucieszyłaby mnie wiadomość: tak będę, ale też nie pogardzę tą. - puścił mi oczko, po czym popatrzył na Katie i Simone. Po ich oczach już wiedziałam wszystko i starałam się tylko nie pęknąć śmiechem. One twierdzą, że to już coś, że coś między nami jest, a Dominic po prostu zawsze ma dobry humor i gdyby wtedy na moim miejscu siedziała Katie zachowałby się tak samo. - A teraz tak szybciutko. Chcemy kupić Antoine bilet na Malediwy all inclusive na tydzień. Jest nas bardzo dużo, więc będziemy składać się tak po dwa złote. Chcecie się dorzucić? Oczywiście cena ulegnie zmianie jak wybadam ile osób idzie na imprezę i ile będzie się składać, ale tak mniej więcej to ze dwa złote.
-Tylko tyle? Tak złożymy się. No i widzicie dziewczyny, tak właśnie rozwiązuje się problemy z kupnem prezentów.- zaśmiała się Katie, po chwili dołączyliśmy do niej.
-Kurcze noga... - szepnął patrząc w stronę wejścia. - Super, później dam wam znać co i jak jeszcze, a teraz uciekam bo goni mnie taki jeden typek. Długa historia, w skrócie chodzi o logo na bluzy, on cały czas się wykłóca i chce zrobić mi kolejną awanturę czemu nie zmieniłem wszędzie starego logo na nowe... - szeroko się uśmiechnął, po czym zeskoczył z krzesła i szybko zniknął w tłumie ludzi. Codziennie rano przed szkołą godzinę biega, a po szkole i przed zebraniami w młodzieżowej radzie Paryża chodzi na siłownię. I jak widać dobrze, po przynajmniej potrafi dobrze uciekać.
-Czyli idziesz tak?
-No niech wam będzie... Ale jutro musimy iść na zakupy, bo nie mam żadnej sukienki...- przygryzłam wargę wzruszając ramionami. Dziewczyny aż pisnęły z radości, po czym dalej kończyliśmy jedzenie. Przerwa też przecież nie trwa wiecznie... Gdy te zaczęły już obmyślać plan na jutrzejszy dzień, wyciągnęłam z kieszeni telefon i kliknęłam w Dominica.
Do: Dominic
No to jak ty będziesz i wtedy będzie taaak fajnie to też przyjdę 😂😘Od: Dominic
😘***
CZYTASZ
Miłość Nie Istnieje
Romantizm-Jesteśmy baaardzo pijani, nie powinniśmy robić czegoś, czego będziemy później żałowali.- odstawił butelkę na stolik, nie odrywając ode mnie oczu. -Chrzanić to. - podeszłam do niego znów łącząc nasze usta. Delikatnie złapałam jego twarz w dłonie. On...