5. Maski

21 3 0
                                    

Lisa

Wszyscy mamy maski. Ubieramy je, aby inni nie widzieli jacy jesteśmy naprawdę, żeby nie widzieli, że cierpimy... Miłość nie istnieje. Wyjątkiem są jedyne istoty nadprzyrodzone. W końcu Bóg jest miłością...

Gdy byłam mała marzyłam o życiu jak w filmach. Przystojny i ogarnięty mąż, mały, biały domek z ogrodem i huśtawką na podwórku, trójka dzieciaków i futrzastego, dużego pieska. Wiadomo pewnie nie raz byłby jakiś problem, ale trzymalibyśmy się razem i żaden problem nie byłby aż tak trudny do rozwiązania. Wszyscy bylibyśmy szczęśliwi a moje dzieci nigdy nie musiałby płakać przez swoich rodziców.

-Cholera jak źle jak dobrze jadę?!- krzyknął tata skręcając w prawą stronę.

-Miałeś zjechać na wcześniejszym pasie! - odburknęła mama. No i tak się zaczęło... Krzyczeli na siebie kłócąc się o byle co. Zresztą żadna nowość...

-Mamo, tato! Przestańcie się kłócić!- krzyknął Ashton. Najmłodszy z mojego rodzeństwa.

-Ale my się w ogóle nie kłócimy.- mama obróciła się w jego stronę na siłę się uśmiechając.

-Dokładnie, to tylko zwykła wymiana zdań. - dodał tata.

-Tia, a zaraz znów będziecie się kłócić.- prychnął Miles zaczynając kopać Ashtona, na co ten zaczął płakać.

-A ja wam powiem, że mam was wszystkich dość. - zaśmiała się Francesca.

Z całego mojego rodzeństwa ja byłam najstarsza i to właśnie na mnie rodzice najbardziej naciskali. Miałam być idealna, aby dawać dobry przykład rodzeństwu. A gdy tylko działo się coś złego ZAWSZE była to moja wina i ja byłam ta najgorsza. Ale każda łza, każdy atak nerwowy, każde głośne słowo... To ukształtowało mój charakter i choć pomimo po części jestem przyzwyczajona do tego wszystkiego to nie chroni to przed bólem.

Kilka lat po moich narodzinach urodziła się Francesca. Obecnie ma z 12 lat, ma chłopaka już od trzech lat, była na wielu imprezach, wagaruje... Jej zawsze wszystko było wolno i odkąd pamiętam zajmowałam się nią, aby chociaż potrafiła odróżnić dobro od zła. To co w niej podziwiam to to, że zawsze ma dobry humor niezależnie od wszystkiego. Choć czasem ma demoniczne poczucie humoru i pomimo swojego blasku radości jest małym demonem...

Miles kiedyś był spokojnym i grzecznym chłopczykiem. Bardzo delikatnym- wystarczyło małe uderzenie się w rękę, albo głośniejsza rozmowa i już zaczynał płakać. Jednak jemu w naszej rodzinie było najtrudniej. Urodził się trzy lata po Francesce, a więc akurat w tym czasie kiedy rodzice przeżywali kryzys. Kłócili się o byle co, choćby nawet kto ugotuje obiad, albo kto ma większy brzuch. Więc Miles nie zna rodziców z ich najlepszej strony. Dla niego od zawsze oni się kłócili, co niestety odbiło się na jego psychice. Gdy nie potrafił panować nad złością na rodziców zaczynał wyżywać swoje emocje na innych. Nic nie zostało już z tego małego uroczego dziecka. Właściwie został on takim robotem mogącym doprowadzić do zagłady świata...

No i nasz słodziutki Ashton. Jest on idealną kopią Milesa, tylko że za jego najmłodszych lat... Tyle że rodzice gdy Miles był mały byli zbyt zajęci kłótniami, by zauważyć że on potrzebuje ich miłości jak najwięcej- a właściwie dostał najmniej. Więc gdy Miles w wieku czterech lat zaczął przejawiać objawy agresji urodził się Ashton. Nie da się ukryć, że jest to oczko w głowie rodziców. Ich ulubione dziecko, choć nigdy tego nie powiedzą. Gdy Miles i Francesca pobili się i bolały ich pięści, mama dała im zwykłą maść- po latach okazało się że było to złamanie i kości krzywo się zrosły u dwóch palców, ale gdyby ktoś o tym nie wiedział nawet by nie zauważył. Tymczasem gdy tylko Ashton przetnie się kartką papieru od razu jadą na pogotowie...

Miłość Nie IstniejeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz