9. Uczuciowa kluska

14 3 0
                                    

Gabriel

Po nie miłym poranku nie potrafiłem jakoś ułożyć sobie dnia. O 5:47 skazałem ośmiu facetów na śmierć, co moi podwładni wykonali bez mrugnięcia okiem. Sam nawet bym nie drgnął gdyby nie ostatnie słowa jednego z nich. Mówił coś o miłości do rodziny. Właściwie gadał przez jakieś dziesięć minut przez problemy techniczne chłopaków. Stałem daleko, ale wszystko widziałem i słyszałem. Nigdy mnie to nie ruszało, ale dzisiaj... 

Później mniej więcej o 7:30 pobiegłem do sądu gdzie miałem bronić Kelly Morgan, kobietę niewinnie oskarżoną o morderstwo. Myślałem, że byłem przygotowany, ale Kelly pominęła kilka wątków, które w zasadzie są kluczowe dla sprawy, na przykład to,  że była kochanką denata... Ciężko było cokolwiek wskórać, ale walczyłem jak zawsze. Ostatecznie kolejny raz mamy spotkać się za tydzień o tej samej porze w ten sam dzień.

Koło godziny trzynastej idąc do siłowni po chłopaków, jeden z moich stałych klientów chciał mnie zabić w jednej z ciemnych i obskurnych ulic. Dzień jak co dzień. Lekko rozciął mi kawałek prawego policzka, co dla niego skończyło się czymś o wiele gorszym... Jedna, mała rana na moim ciele, jest warta ośmiu, ogromnych... I tak też się stało. Kolejną godzinę zamiast odebrać towar, zmywałem z rąk, twarzy i nowiuśkiego garnituru krew. Ostatecznie kazałem go spalić, a popiół powstały z niego wrzucić do rzeki. W końcu zacznie się dochodzenie kto zabił, a krew ma w sobie za dużo dowodów...

Chłopcy poszli beze mnie po towar. Jednego z nich złapały gliny, więc akcja lekko się posypała, ale opanowali ją bez mojej pomocy. Jednak nerwy zawsze pozostają... 

Ten dzień był jednym z gorszych, był... ciężki. Ale jeśli jakiś dzień jest ciężki, wszystko co okropne właśnie trzeba wtedy zrobić, by nie zepsuć sobie dobrego dnia. Tak więc zadzwoniłem do rodziców oznajmiając im, że z własnej i nieprzymuszonej woli przyjadę zjeść z nimi kolację. 

Rodzice mnie uwielbiali, dla nich byłem idealny i jak jeszcze kiedyś było to dla mnie miłe, teraz jest męczące. Szczególnie kiedy muszę patrzeć jak Dominic przez to obrywa. On jest ode mnie w każdym calu lepszy, a jednak jest niedoceniany przez prawie wszystkich. Dlatego mamy tylko siebie, ale nie chcę go też narażać na to świństwo w którym siedzę. Pogmatwane to wszystko... 

Przed kolacją przez trzy godziny przygotowywałem się do sprawy Kelly, w końcu chciałem wygrać. Jak zawsze. 

O 19:55 podjechałem swoim czarnym Lamborghini pod dom. Patrząc na ich wysadzany złotem, a na mój wysadzany brylantami, chciałbym zamieszkać w małym drewnianym domku w jakiejś nieznanej miejscowości w jakimś innym kraju. Może Słowacja, albo Węgry?  Nie cierpię przepychu, a jednak nie wiem co mnie pchnęło by zbudować jeszcze lepszy dom niż rodziców, mając przy tym jeszcze ze trzy mieszkania nie gorsze od domu...

Wyciągnąłem klucz i wszedłem. Przywitało mnie kilka osób z obsługi od razu biorąc ode mnie klucze, kurtkę i buty. Skierowałem się w stronę jadalni. A gdy znalazłem się na miejscu zdziwiły mnie tylko trzy przygotowane talerze. Jeden dla mnie, dwa dla rodziców... A gdzie dla Dominica?

-Wyszedł. Już dawno.- Christin delikatnie się uśmiechnęła. Moja ulubiona pokojówka. Gdyby nie rodzice właśnie byłaby moją żoną i mieszkalibyśmy gdzieś w górach w małej chatce, a gromadka naszych dzieci goniłaby kozy na jednym ze wzgórz...

Jednak życie potoczyło się inaczej, a ta jedna decyzja podjęta przez mojego ojca obróciła moje życie do góry nogami. Właściwie to przez to stałem się tym kim jestem teraz. Bezlitosnym szefem mafii który kryje się pod sławnym nazwiskiem tatusia. Nieźle poszło.

-A gdzie?- spojrzałem prosto w jej brązowe oczy. Za każdym razem zabierają mi dech w piersiach. Minęło już wiele lat, a ja nadal jestem w niej zakochany... Może nawet bardziej niż wcześniej... Ale nie mogę jej mieć. Tysiąc innych kochanek tak, ale mojej Christin nie...

Miłość Nie IstniejeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz