Dominic
Pogoda była naprawdę piękna jak na jesienny wieczór. Niebo było czyste, pełne gwiazd, powietrze lekkie i zimnawe, ulice puste, ciche...
Stałem właśnie oparty o Astona, ubrany w czarny garnitur, białą koszulę, nawet założyłem muszkę której nienawidzę. Włożyłem nawet cholerne eleganckie buty których jakimś cudem jeszcze nie spaliłem. Wyglądałem identycznie jak na okładce Timesa rok temu z ojcem i Gabrielem. Oboje wtedy zabłysnęli wygrywając jakąś grubą sprawę, przez którą nagle pojawiali się wszędzie. No i chcieli tylko ich dwóch, ale Gabriel wywalczył u ojca, że skoro też jestem jego synem to też powinienem pojawić się na okładce. I tak też się stało.
Ale nie... Nie mogę teraz zaprzątać sobie głowy ani Gabrielem, ani ojcem... Najważniejsza jest teraz Lisa i od teraz jestem cały jej. W stu procentach. Aż na samą myśl o niej poczułem motylki w brzuchu. Już zaraz miałem ją zobaczyć.
Byliśmy dzisiaj u ginekologa i dostaliśmy pierwsze zdjęcie naszego maluszka. Wszystko jest prawidłowo i tak powinno zostać. Trochę mnie to przerażało, w końcu zostanę mężem, ojcem, głową rodziny... Zbyt duża odpowiedzialność, choć z drugiej strony zawsze o tym marzyłem. Od zawsze chciałem mieć młodo dzieci by być dla nich bardziej tatą niż ojcem.
Zawiał delikatny, zimny wiatr przyprawiając mnie o lekkie dreszcze, rozwiewając moje włosy. Z uśmiechem spojrzałem na niebo jednocześnie poprawiając fryzurę. Po wizycie u ginekologa a szykowaniem się na randkę, miałem jakieś trzy godziny spania i choć to naprawdę bardzo mało, czuję się jak nowo narodzony. To tylko moment i za niedługo znów opadnę z sił, ale trzeba nacieszyć się tą chwilą. Tą spokojną, cichą, miłą chwilą, która zaraz zamieni się w najważniejszy i najcudowniejszy dzień w naszym życiu. Przynajmniej tak powinno to wyglądać.
Drzwi jej domu lekko się uchyliły, lecz nikt się w nich nie pojawił. Zacząłem uważnie się przyglądać mając nadzieję, że zaraz wyjdzie Lisa i znów ją zobaczę, znów ją wezmę w ramiona, znów... Znów będziemy tylko my, bez żadnych problemów i wątków pobocznych. Tylko ona i ja. Ja i ona. Razem.
Każdego dnia zakochuję się w niej coraz bardziej, choć przez ostatni czas nie do końca to do mnie docierało. Byłem niczym w transie, w niekończącej się pętli.
Drzwi uchyliły się jeszcze bardziej, lecz nie stała w nich Lisa. Mały chłopczyk, miał może z trzy, cztery latka, przyglądał mi się z daleka. Na głowie miał busz czarnych loczków, oczy całe czarne, a na policzkach dołeczki. A gdy uśmiechnął się do mnie miałem zamiar olać wszystko, wziąć małego pod pachę i odjechać jak najdalej. Chyba jest już ze mną źle, gdy rozważam porwanie dziecka...
Maluszek ostrożnie zszedł z trzech schodków, po czym podszedł do mnie i choć na niego patrzyłem, pociągnął mnie za rękaw. Kucnąłem uważnie przypatrując się jego rysom twarzy. Był naprawdę prześliczny...
-Hej...- szeroko się uśmiechnąłem powodując lekkie zawstydzenie chłopczyka, lecz tylko chwilowe.
-Lisa mówi...- stanął już pewniej poprawiając swoją koszulkę z Psiego Patrolu.- Że niedługo będzie gotowa.
-Tak? No dobra.- pokiwałem głową. Czekałem na nią już od piętnastu minut. Ale mogłem czekać nawet całą wieczność jeśli byłaby taka potrzeba.
-Powiedziała, że mam cię pilnować, żebyś nie odjechał...- dodał po chwili.
-Naprawdę tak powiedziała?- zaśmiałem się. Podejrzewam, że prawdziwym powodem wcale nie było to, że ucieknę, a to, że maluszek przeszkadzał jej w szykowaniu. - W takim razie poczekamy na nią razem. - ponownie oparłem się o samochód. Maluszek uważnie przyglądał się mojej postawie, po czym również oparł się o samochód ustawiając nogi tak samo jak ja- jedna prosto na asfalcie, druga zgięta oparta o samochód. Wyglądał zabawnie i naprawdę uroczo.
CZYTASZ
Miłość Nie Istnieje
Romance-Jesteśmy baaardzo pijani, nie powinniśmy robić czegoś, czego będziemy później żałowali.- odstawił butelkę na stolik, nie odrywając ode mnie oczu. -Chrzanić to. - podeszłam do niego znów łącząc nasze usta. Delikatnie złapałam jego twarz w dłonie. On...