Bonus #2

20 2 0
                                    

Jeremiah

7 lat

Ciężko było mi bez taty. Szczególnie w kilka dni takich jak jego urodziny, rocznica śmierci, czy dzień ojca. Nie było go na żadnych z moich zawodów, a było ich naprawdę wiele. Nie chciałem o nim myśleć, bo każde z tych wspomnień bolało... Dlatego brałem tyle zajęć dodatkowych ile się dało. Wychodziłem z domu o siódmej, a wracałem koło osiemnastej. Surfowałem, grałem w siatkówkę, pływałem, grałem w bejsbol, piłkę nożną, uczyłem się angielskiego, łaciny, brałem dodatkowe lekcje matematyki i francuskiego. Chciałem zapisać się nawet na programowanie, ale nie umiałbym chodzić na zajęcia gdyż były w tym samym czasie co trening z piłki nożnej.

Raz w tygodniu zawsze znajdowałem czas, żeby pójść do taty. To było bardzo bolesne, ale wiedziałem że muszę... Muszę się z tym zmierzyć...

-Cześć tato...- usiadłem na nagrobku przeczesując rękami kwiatki które mama zasadziła niedawno. - Część Marshall...- delikatnie przejechałem dłonią po jego obroży. Zmarł niedługo po tacie, przez co wszystko bolało jeszcze bardziej. Słyszałem rozmowę jego kolegów z pracy, że umarł z tęsknoty za nim... Dlatego przynieśli jego obrożę i położyli na nagrobku tuż obok wygrawerowanego jego imienia, po czym dopisali białą farbą na dole " i Marshall". Razem z datą gdy znaleźli go w straży i jego śmierci...

Pamiętałem Marshalla, często tata zabierał mnie do straży gdzie mogłem się z nim bawić. Mogłem wejść do wozu strażackiego, bawić się sprzętem... Tata był komendantem, więc mogłem wszystko. W tym wszystkim zawsze towarzyszył mi Marshall. A teraz nie było ani mojego taty, ani Marshalla... Straż która była moim drugim domem w jednej chwili stała się obcym dla mnie budynkiem do którego bałem się wrócić.

-Zostałem dzisiaj kapitanem drużyny siatkarskiej i zastępcą kapitana w drużynie piłkarskiej... Dostałem też kolejną szóstkę z matematyki... Ale to już pewnie wiesz. W końcu z góry widzisz wszystko... Tam na pewno masz dobry widok, choć bawiąc się z Marshallem nie wiem czy masz na to wszystko czas... Tęsknię za wami... Bardzo... Kocham was... - pocałowałem swoją dłoń, po czym położyłem ją na nagrobku. Wstałem, zabrałem swój szkolny plecak i sportową torbę. Wróciłem do domu, ale nie byłem tam zbyt długo. Zostawiłem tylko swoje rzeczy i pobiegłem na plac zabaw.

Wszystko zbyt się zmieniało, a ja nie miałem z kim o tym porozmawiać, oprócz jednej osoby...

Nie był nią Gareth, on był zbyt mały... Miał dopiero trzy latka.

Nie była nią też mama. Ona też cierpiała, ale to był inny ból. Ona nie rozumiała mnie, a ja jej... Wiedziałem, że mogę na nią liczyć, że ona mnie kocha, ale...

Tą osobą też nie był wujek Antoine. Co prawda przebywał u nas prawie cały czas. Zdawałoby się jakby mieszkał u nas, choć miał własną willę gdzieś tam. On był tylko wujkiem, nie przyjacielem...

Tą osobą była Evelyn, choć ja mówiłem na nią Lyn. Była w moim wieku, zaprzyjaźniliśmy się już gdy mieliśmy po cztery lata, jak nie trzy. Tata codziennie chodził ze mną na jeden plac zabaw. Gdy nie było dzieci to on się ze mną bawił i wygłupiał. Brał mnie na barana, podrzucał, wymyślał najlepsze zabawy.

A gdy pojawiały się dzieci on siadał na ławeczce i nawet nie wiem co robił, ja bawiłem się z dziećmi, choć niechętnie. Zawsze wolałem bawić się z tatą. Jednak kiedy do okolicy przeprowadziła się Lyn wszystko się zmieniło. Ona nie miała takich fajnych rodziców, od niej rodzice byli o wiele starsi od moich, ona była ciocią dla dzieci starszych od niej.

Pewnego dnia przyszła na plac zabaw gdy właśnie bawiliśmy się z tatą w piratów. Dołączyła się do nas, wtedy bawiliśmy się w trójkę. Też było super. A gdy staliśmy się troszkę starsi zaczęliśmy się sami bawić. Tylko z nią miałem dobry kontakt. Tylko jej mogłem zaufać. Tata też ją lubił...

Miłość Nie IstniejeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz