Lisa
Po przeczytaniu książki pojawia się w sercu pewna pustka. Jakby nam coś odebrano, a wbrew pozorom jesteśmy bogatsi o nową wiedzę. Każda historia ma swój początek i swój koniec. Ale ma też środek... By móc się zakończyć coś musiało się stać. Rozpoczęte sprawy musiały trwać i w pewnym momencie się zakończyć.
Wstałam wcześnie rano szykując się do szkoły. Wiedziałam, że niestety, Dominic też musi wstać o tej porze. Miał dzisiaj zmianę w straży od godziny ósmej do piętnastej. Ja tak miałam lekcje...
Weszłam do salonu. Pościel na kanapie była ułożona idealnie. Miałam świadomość tego, że ta kanapa ma być bardziej dla oka i że nie jest zbyt wygodna, ale nie obchodziło mnie to. Wydaje mi się, że i tak zmuszenie go do spania na kanapie i nie odzywanie się to mała kara w stosunku do tego co mi zrobił. Nadal gdy na niego patrzę widzę w jego objęciach Ash i robi mi się nie dobrze.
Siedział w kuchni i jadł płatki z mlekiem. Mieszkamy ze sobą już dość długi czas, więc wiedziałam, że on je je tylko wtedy gdy czuję się naprawdę źle i choć przez chwilę chce poczuć się jak dziecko. Bezbronne, kochane, spokojne... Nie zamierzałam jednak zwracać na niego uwagi. Dla mnie on nie istniał. A przynajmniej tak starałam się myśleć. Kochałam go i nie nawidziłam w tym samym momencie.
Wyciągnęłam z szafki musli, po czym dodałam do nich jogurt bananowy z lodówki. Nawet nie usiadłam. Oparłam się jedynie o blat w najbardziej oddalonym od Dominica miejscu.
-Możemy... Porozmawiać? - zaczął powoli delikatnie odstawiając łyżkę. Jednak ja udawałam jakby go nie było. Jakbym nic nie słyszała. Powinnam go wysłuchać, ale nie byłam na to gotowa. A właściwie czy powinnam go słuchać? Może w takiej sytuacji lepiej będzie złożyć papiery rozwodowe, wrócić do mamusi i brać jedynie od niego pieniądze? Może lepiej by było skreślić go z mojego życia? Z życia naszego dziecka? - Cholera...- rzucił ostrym tonem pod nosem, po czym zostawiając miskę z jedzeniem wstał i wyszedł. Bez żadnego słowa. Bez żadnej informacji. I dobrze.
Dokończyłam śniadanie po czym zarzuciłam na siebie kurtkę i zeszłam do piwnicy. Nie chciałam iść do szkoły jak każdego dnia, ale chyba wolałam cały dzień znosić pytania ludzi, plotki, ich wzrok na sobie, niż spędzić choć sekundę z Dominicem.
Antoine czekał już na mnie w swoim samochodzie. Obiecał, że dzisiaj mnie zawiezie do szkoły. Dostał od ojca nowy samochód na imieniny. Szybszy, lepszy, nowszy, bardziej szpanerski. Nie jestem pewna, czy mi się to podobało, ale nie wiem czy miałam coś do gadania.
-Daj mu szansę.- zaczął Antoine gdy tylko usiadłam na fotelu.
-Ooo cześć! Mnie też miło ciebie zobaczyć tego ranka! Cooo pięknie wyglądam? A nieee nie przesadzaj. Ubrałam tylko nowy sweterek i nałożyłam różową szminkę. - sztucznie się uśmiechnęłam, po czym zdenerwowana zaczęłam szarpać za pasy próbując się zapiąć.
-On taki nie jest. Ta sprawa z jego bratem pomieszała mu w głowie. Teraz jeszcze ten układ z mafią... On tak jak i ja jest facetem. Nie myślał. Znalazł sobie jakąś odskocznię. I tyle.
-I tyle...- z wyciągniętym językiem niczym małe dziecko powtórzyłam jego słowa. - To nie ty musisz z nim sypiać dopóki nosisz tą głupią obrączkę.
-Z tego co wiem to każesz mu spać na kanapie przez którą każdego dnia musi poświęcać dwie godziny na rozprostowanie kości. - Antoine skupiał się na drodze, choć nie potrafił się powstrzymać by mi dopiec.
-Fajnie, że chociaż z tobą rozmawia.
-A czy ty mu pozwoliłaś na rozmowę?
-Nie... - przeciagnęłam.- Ale chyba mam jakiś powód prawda? Nie rozumiem dlaczego stajesz po jego stronie, przecież to on mnie zdradził i to ja jestem tą poszkodowaną!
CZYTASZ
Miłość Nie Istnieje
Romance-Jesteśmy baaardzo pijani, nie powinniśmy robić czegoś, czego będziemy później żałowali.- odstawił butelkę na stolik, nie odrywając ode mnie oczu. -Chrzanić to. - podeszłam do niego znów łącząc nasze usta. Delikatnie złapałam jego twarz w dłonie. On...