14. Czas

360 37 3
                                    

Erica miała czas.

Ale tylko do końca tygodnia. Wspólny posiłek z Hawksem miał być furtką do rozwiązania niektórych problemów, jednak rozmowa z tym ptasim móżdżkiem okazała się całkiem przyjemna, a przez to Erica nie miała serca przerywać spokoju prośbą o pieniądze. Stojąc przed lustrem w łazience, zastanawiała się, co powinna zatem zrobić? Nigdy nie wzięłaby choćby złamanego yena od rodziny Strauss. Nigdy w życiu. Czuła się osamotniona w tym, przeklinając biologiczną matkę, że to przez nią znalazła się w tym nieciekawym położeniu.

- Hah - parsknęła śmiechem, po czym obmyła twarz zimną wodą. - Obwiniać wspomnienie, jak nisko upadłam. - Otarła twarz ręcznikiem.

- Zawsze można upaść niżej, prawda?

Erica wyprostowała się jaj struna, słysząc za sobą głos. Kobiecy, odległy, aczkolwiek dobrze znany. Czasem słyszała go w snach i wspomnieniach dawnych lat, nim trafiła do adopcji. Ostrożnie przeszła do skromnego salonu swojego mieszkania. Widok, jaki zastała w otwartym oknie sprawił, że omal nie straciła równowagi. Porządek, jaki zostawiła przed pójściem do łazienki wskazywał, że otwarcie okna dla gościa było dziecinnie proste i nie wymagało wybicia szyby. Kobieta siedząca z nogami wywieszonymi po obu stronach okna uśmiechnęła się z wyższością. Srebrne włosy, podobne do tych Eriki opadały na wyprostowane plecy przybyszki. Gość przypominał dojrzalszą wersję dziewczyny.

- Huh? - Przybyszka przechyliła głowę, a jej srebrzyste kosmyki rozsypały się wzdłuż ramienia. - Co to za spojrzenie? Nic się nie zmieniłaś, sio-strzy-czko. - Przyłożyła palec do ust, co podziałało na Ericę jak płachta na była. - Chcesz mi coś powiedzieć?

Erica zacisnęła z całej siły szczękę, po czym chwyciła pierwszą lepszą rzecz, jaką miała pod rękę, a była to rurka od odkurzacza. Zamachnęła się nią prowizoryczną bronią, lecz ta z łatwością uniknęła ataku, znajdując się za Strauss. Nie powstrzymała w porę rurki i uderzyła nią w okno, niszcząc je. Tuż za jej plecami rozległ się podły chichot. Z wściekłością spojrzała na gościa.

- Szkoda okna. - Wzruszyła ramionami. - A przecież powinnaś oszczędzać pieniądze. Leczenie staruszka nie jest tanie, co nie?

- Tomoye - odezwała się Erica, depcząc bosymi stopami kawałki szkła - nie jesteś tu mile widzianym gościem.

Tomoye westchnęła, rozglądając się po mieszkaniu. Było ładnie urządzone, acz skromnie. Żaden element umeblowania czy dekoracji nie zdradzał nadmiernego bogactwa właścicielki. Nie dziwiła się takiemu wystrojowi. Znając ich wspólną historię, spodziewała się, że Erica będzie dążyła do atmosfery kochanego domu, bezpiecznego kąta, czego od lat im brakowało. Ich ścieżki dość szybko się rozeszły. Spotkały innych ludzi. Tomoye zatrzymała wzrok lawendowych oczu na dyplomie ukończenia studiów w ramce na ścianie.

- Erica Strauss - przeczytała, po czym zaśmiała się. - Ale cudowne imię, takie europejskie. Dobrze jest mieć idealne życie?

- Nie wiem. Pozbawiłaś mnie tej szansy.

- Ja? - zdziwiła się Tomoye. - Faktycznie. Może i ja. Nieważne. Doszły mnie słuchy, że płaszczysz się przed bohaterem numer dwa, Hawksem. Wstydź się, siostro. Czy wiedziałaś, że jego ojciec był mordercą? Nie dość ci toksycznych osób wokoło? Jako twoja starsza siostra powinnam...

- Nie jesteś moją siostrą - przerwała jej Erica, zmuszając ją do spojrzenia na drżącą dziewczynę. - Nic dla mnie nie znaczysz. Nie jesteśmy małymi dziećmi, więc po prostu powiedz, czego chcesz i wynocha.

- Liżesz buty bohaterowi... I dostałaś udział w sprawie ataków. Mam propozycję. Dam ci pięć milionów yenów, tyle, ile potrzeba na leczenie starucha, a ty zrobisz coś dla mnie.

Icarus | HawksOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz