2. Niespodzianka

761 78 56
                                    

Erica miała małą niespodziankę wracając do domu ze spotkania.

Oczywiście w obecnych czasach zawsze trzeba było być gotowym, że można stać się zakładnikiem złoczyńcy lub przypadkową ofiarą pomniejszego bandyty. Nad wszystkim czuwali bohaterowie, niosac radość i ratunek. Rzadko przyciągała kłopoty, często ich unikała dzięki chłodnej logice, kalkulacji oraz bez chęci wtrącania się w nieswoje sprawy. Tym razem jej spokojne przysposobienie sprawiło, że wpadła w łapy kieszonkowca, mającego względem niej o wiele większe plany.

Gdzieś w ciemnej uliczce w promieniach księżyca rzucającego swoje blade światło na otoczenie, błysnęło czerwone pióro. Mężczyzna patrolujący tę okolicę krążył po centrum od kilku godzin, mając wtedy tylko z cztery interwencje. Od czasów wojny z Ligą Złoczyńców, ale wtedy już pod inną nazwą, zrobiło się dziwnie spokojnie. Jasne, nadal zdarzały się większe ataki, napady, ale z tamtymi czasami nic się nie mogło równać. Mimo to dalej kochał swoją pracę, bo tylko to miał w życiu. Od dziecka szkolono go na super żołnierza, walczącego dla społeczeństwa. Robił za podwójnego agenta, stracił skrzydła, które potem odrosły, ale niestety na jego ciele wciąż pozostawały szpecące go blizny. Nie zwracał na nie uwagi. Nie przeszkadzały mu w wykonywaniu zawodu. Dalej spędzał chorobliwą ilość godzin na patrolach, wracał do domu tylko na dwie lub trzy godziny snu, prędki posiłek składający się z gotowych dań lub kurczaka.

W końcu dostrzegł jakieś dziwne poruszenie w waskiej uliczce. Srebrne włosy wyglądające, jakby kradły cały blask księżyca niknące w ciemnym zaułku zwróciło jego uwagę. Zniżył lot, by znaleźć się bliżej wydarzenia. Dzięki swoim sokolim oczom widział lepiej niż zwykła osoba, a wysłanym tam małym piórkiem równie dobrze słyszał. Młoda kobieta padła ofiarą bandyty, chcącego ją okraść oraz dobrać się do... zmrużył oczy, słysząc sapanie i jęki bólu. Padło raz słowo pomocy. Od razu rozpostarł skrzydła, które były jego dumą oraz nadawały mu groźniejszego wyglądu, co sprawiało, że złoczyńcy czuli przed nim trwogę. Natychmiast z najdłuższym piórem, będącym jego mieczem, zleciał jeszcze niżej, znajdując się w uliczce, chcąc ocalić kobietę przed biednym losem.

Jakiez było jego zdziwienie, gdy zamiast zapłakanej kobiety, ujrzał skulonego w kącie mężczyznę, trzymającego się za głowę i dziwnie kiwającego na boki. Srebrnowłosa patrzyła na niego z politowaniem, aż w końcu zwróciła uwagę na przybysza. Spojrzała na skrzydlatego bohatera.

- A ty po co? - odezwała się do niego, nie robiąc wielkich oczu na widok bohatera z podium. Zupełnie jakby nie wiedziała, kim jest. - Ach, bohater... No to przykro mi panie rycerze w lśniącej zbroi, ale nic tu po tobie.

Hawks uniósł wysoko brwi, ledwo powstrzymując się od cyniczego uśmiechu. Niespodziewał się, że po raz pierwszy ktoś będzie od niego szybszy.

- Zobaczyłem, że coś się dzieje, musiałem interweniować. Od tego są bohaterowie. - Wypiął dumnie pierś, rozkładając szeroko skrzydła, a przynajmniej na tyle szeroko, ile pozwalała wąska uliczka. - Cieszę się, że nic ci nie jest... A temu co się stało? - Skinął na zagubionego złoczyńcę.

- Niedługo powinno mu przejść. - Wzruszyła ramionami, nie bardzo przejmując się niedoszłym oprawcą. - Także, możesz już sobie iść. Nie masz żadnych panien czekających aż wielki i potężny samiec alfa przybędzie im na ratunek? - Hawksa zatkało. Dziewczyna naprawdę wydawała się być w tym momencie bezczelna, a on przecież był jej pomóc. - W tym czasie, kiedy tu sterczysz, może ktoś faktycznie potrzebuje twojej pomocy? Jak widzisz poradziłam sobie sama.

- Samiec alfa? - parsknął śmiechem, nie spodziewając się takiego określenia. - Chyba masz dość wyrobione zdanie na temat bohaterów albo mężczyzn, co?

Icarus | HawksOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz