Rozdział XVI

76 9 6
                                    

Następnego dnia, kiedy nadszedł konkurs, nie było już tak kolorowo. Teraz nie chodziło o zmieszczenie się w czterdziestce, tylko w trzydziestce, a później w pierwszej trójce. To już stanowiło niezłe wyzwanie, zważywszy na to, że do rywalizacji przystępowały legendy tego sportu.

Wspominanie Daniela nagle przestało być tak istotne. W tym momencie ważne było tu i teraz, więc myśli Mariusa skupiały się tylko i wyłącznie na skoczni, nartach oraz konkursie.

Podobnie jak wczoraj, przebywanie w poczekalni podczas serii próbnej dłużyło mu się niesamowicie.

Jak można było się domyślić, później było tylko gorzej. Wszystkie czołowe kraje biorące udział w skokach narciarskich były reprezentowane przez czterech zawodników, a ich — Norwegów, było tylko trzech (z wiadomych, covidowych przyczyn) więc wiedział, że fani będą na nich polegać jeszcze bardziej. Zapominał momentalnie co robił bądź widział chwilę wcześniej. Powtarzał sobie, że wszystko będzie dobrze, że to nie jest jeszcze ten etap, kiedy musiał udowadniać, że jest tym najlepszym. To dopiero pierwsze Igrzyska.

I nim się obejrzał, musiał wejść na belkę. Nie było tak lekko, jak podczas kwalifikacji. Nie czuł spokoju, a wyłącznie chaos. Gdyby mógł, wycofałby się. Ta presja była zdecydowanie zbyt duża. Nie miał pojęcia, dlaczego nagle zaczęła doskwierać mu tak bardzo, skoro wcześniej było w porządku.

Temperatura powietrza była nieco wyższa, niż poprzedniego dnia, lecz również było zimno. Większość zawodników mierzyła się z podobnymi warunkami, które można było uznać za dość dobre.

Zielone światło, Stöckl machnął chorągiewką, koniec przemyśleń, teraz albo... teraz. Bo już nie można się wycofać.

Odepchnął się od belki, zjechał torami najazdowymi, wybił się z progu i doskoczył na 96,5 metra. Rewelacji nie było. Właściwie, ledwie podpinało się to pod przyzwoity wynik.

Zawiedziony zszedł z dojazdu. Po swoim skoku znajdował się dopiero na szesnastej pozycji, która, z rozsądnego punktu widzenia, odbierała mu szansę na medal olimpijski z tego konkursu.

Po nim skakał Halvor. Nie zwracał on jednak zbytnio uwagi na próbę przyjaciela. Był zbyt rozczarowany swoim występem. Poza tym spodziewał się, że Granerud, który już zdołał wiele osiągnąć w tym sporcie, wyląduje w pierwszej dziesiątce bez problemu.

Halvorowi jednak poszło jeszcze gorzej. Trafił on na dwudzieste miejsce, przez co był zawiedziony jeszcze bardziej niż Marius. Był bardzo ambitny i dążył do osiągnięcia wielkich celów, więc ta reakcja była oczywistością w jego przypadku.

Nie zamienili ze sobą nawet słowa, dopóki nie wjechali z powrotem na górę, bo tam rzucili sobie nawzajem „powodzenia”. Obaj dobrze wiedzieli, że jedyne, o co pozostało im walczyć, było wbicie się do pierwszej dziesiątki i ewentualnie wierzyć w cuda.

Pierwszym z Norwegów, który miał oddać skok w drugiej serii, był właśnie Halvor. Marius wiedział, że powinien powiedzieć mu coś więcej, niż zwykłe „powodzenia”, którego życzą sobie wszyscy skoczkowie. Byli przecież dobrymi przyjaciółmi, mieli świetny kontakt, potrafili dogadać się bez słów. Nie był on jednak w stanie wówczas powiedzieć nic sensownego, co faktycznie mogłoby podnieść na duchu jego przyjaciela. Nie potrafił sobie poradzić z własną mentalnością. Ten dzień kosztował go znacznie więcej emocji, niż każdego innego dnia jego życia.

Powinienem był zadzwonić przed wyjazdem do Daniela. Wtedy na pewno wszystko byłoby okej — przeszło mu przez myśl w którymś momencie.

— Będzie dobrze — usłyszał koło siebie. Odwrócił się, by po chwili zobaczyć Roberta, który właśnie zmierzał ku wyjściu z poczekalni. — Jesteś zdolny, na pewno sobie poradzisz. Jak nie dziś, to na następnych zawodach. — rzucił, chcąc w ten sposób podnieść młodszego kolegę na duchu.

The Safe Side ★ Tande x Lindvik ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz