Rozdział XX

41 5 0
                                    

Druga seria rozpoczęła się w bardziej nerwowej atmosferze, niż jakiekolwiek inne konkursy. Rozpoczynał ją Junshiro Kobayashi, starszy brat Ryoyu, a zaraz po nim mieli skoczyć Estończyk Artti Aigro i Polak Paweł Wąsek.

Marius wchodził już do poczekalni. Gdzieś tutaj był jeszcze Halvor, bo - jak się okazało - tylko oni spośród Norwegów nie odpadli po pierwszej serii.

Wziął głębszy oddech. Jego nastawienie naprawdę było lepsze, niż w poprzedniej rundzie. W głowie wyryte miał słowa Daniela. Powtarzał je niczym mantrę, jakby to miało mu dać nadnaturalne zdolności.

Nie widział już potrzeby rozmowiać z Halvorem, choć tego wyraźnie wymagała etyka. Zbagatelizował jego stan, stwierdzając, że Granerud miał psychikę ze stali i nie potrzebował bezsensownych rad mniej doświadczonego kolegi. Zacisnął powieki, przywracając w myślach delikatny uśmiech Daniela, którym go obdarzył na chwilę przed jego wjazdem na górę skoczni.

❄︎ ❄︎ ❄︎

Skok był fenomenalny. Nie musiał nawet patrzeć na tablice z wynikami, by o tym wiedzieć. Na 100% miał już medal. Jedynym pytaniem był kruszec, z jakiego ta nagroda została wykonana. Jechał po dojeździe z wysoko uniesionymi rękami w geście z wycięstwa i szerokim uśmiechem. Marzenia stawały się rzeczywistością.

Stojący przy wyjściu z dojazdu Halvor, pobiegł w stronę Mariusa. Gdy tylko się spotkali, objęli się w mocnym uścisku, który miał oznaczać gratulacje i szczęście wywodzące się z wspaniałości tej chwili.

Daniel obserwował przyjaciół ze znacznej odległości. Stał za barierkami. Poczuł wówczas dziwną, napływającą, niewiadomo skąd, złość. Zacisnął ręce w pięści, chcąc w ten sposób zahamować negatywne uczucie.

To on powinien być na miejscu Halvora.

Bo to przecież on i Marius byli...

No właśnie, kim dla siebie byli?

Kimś, kim nie powinni.

Frustrujące myśli bombardowały jego umysł, nie dając się z niego wyrzucić.

Uznał, że powinien odejść z tamtego miejsca. Nigdy nie bywał porywczy i zawsze cieszył się ze szczęścia innych. Dawniej jego emocje były poddawane wielu próbom, więc teraz, mając 28 lat, więcej niż mniej wiedział, jak sobie z tym radzić. Nim jednak zdążył to zrobić, Marius zjawił się tuż koło niego. Przepełniały go radość i euforia, jakich Daniel nigdy u niego nie widział. Chciał mu pogratulować, lecz kiedy wypowiedział zaledwie pół słowa, rozdzielono ich. Wszędzie kręcił się tłum ludzi, to personel, to członkowie kadr.

Teraz wszystko działo się zdecydowanie zbyt szybko. Marius znalazł się już na miejscu dla lidera. Ogłoszono go mistrzem olimpijskim. Z każdej strony roznosiły się wrzaski i wiwatowanie. Jest tak bardzo szczęśliwy. Niektóre osoby mogłyby przysiąc, że wręcz nie da się być bardziej szczęśliwym. Kamery telewizyjne, transmitujące na żywo poczynania sportowców na Igrzyskach, były skierowane prosto na niego. Przeskakiwał wzrokiem z jednej do drugiej, szeroko się uśmiechając i krzycząc bliżej nieokreślone słowa. Podszedł do niego dotychczasowy mistrz olimpijski z tej skoczni - Kamil Stoch, by osobiście pogratulować mu sukcesu. Marius przytulił się z nim i posłał mu pełen wdzięczności uśmiech. Wciąż ledwo dochodziło do niego, że właśnie spełniało się jego wielkie marzenie.

Daniel obserwował to wszystko z dystansu. Ogromnie się cieszył sukcesem Mariusa. Momentami nawet odbierał wrażenie, że cieszył się tym aż za bardzo.

Oczywiście on również pogratulował nowemu Mistrzowi Olimpijskiemu zwycięstwa. Nie widział innej możliwości. Poczekał on jednak, aż całe zamieszanie dobiegło końca i zrobił to w mniej chaotycznym momencie. Zresztą przez cały czas ktoś podchodził do Mariusa, by mu pogratulować, przytulić go albo zbić z nim piątkę. Operatorzy kamer też nie zamierzali nawet na chwilę odwrócić od niego obiektywu. Pchanie się tam wcześniej, gdy Lindvik był wręcz oblegany wszystkimi, po prostu nie miało sensu. Zwłaszcza, że teraz łączyła ich ta dziwna, nieposkromiona relacja, przez którą Daniel nie mógł nawet przewidzieć, jak by się zachował, gdyby znalazł się tuż obok Mariusa.

Kiedy stali przy wyjściu ze skoczni w niebieskich, puchowych kurtkach reprezentacji Norwegii i stali wyłącznie pośród teamu i ludzi ze sztabu, Daniel uznał, że to był ten moment. Nie był idealny, bo idealny by był, gdyby byli sami, ale musiał przecież pogratulować mu publicznie, inaczej ktoś by zauważył, że coś w ich relacji się zadziało, a nie mógł pozwolić na sensacje i dociekliwe pytania w kierunku ich prywatnych spraw.

Podszedł do niego, bagatelizując obecność tych kilku osób w pobliżu.

- Jestem mistrzem olimpijskim! - krzyknął do niego uradowany Marius. - Dziękuję. Gdyby nie ty, na pewno by mi się to nie udało.

Daniel nie mógł się napatrzeć na tę radość wymalowaną w oczach chłopaka.

- Nie masz za co mi dziękować. - Zdziwiły go te słowa. Bo przecież nie zrobił nic takiego, co by realnie przyczyniło się do jego zwycięstwa.

- Mam - powiedział dosadnie. Nie wyobrażał sobie swojego triumfu, gdyby nie, działające jak miód na jego duszę, słowa Tandego.

Daniel przytulił go tak mocno, że Marius przez moment nie mógł oddychać. Również objął swojego przyjaciela, ale jego uścisk niczym się nie równał z uściskiem starszego. Tande był tak szczęśliwy z jego sukcesu. Nigdy nie sądził, że czyjeś szczęście może wywołać w nim taką radość. Zapewne gdyby mógł, obkręciłby go dookoła, ale trochę się jako tako powstrzymywał i jedynie przeszedł z nim kilka kroków, trzymając go w tym uścisku.

❄︎ ❄︎ ❄︎

Skoro byli medaliści, nie mogło się obyć bez kolejnej imprezy. Norwegowie, niesieni euforią, zorganizowali ją aby uczcić sukces kolegi z kadry. Teraz już nikt z teamu nie mógł odmówić uczestnictwa w zabawie. Zamierzali świętować aż do rana.

Przed wyjazdem na Igrzyska Norwescy skoczkowie wyposażyli się w szampana, konfetti i inne tego typu rzeczy idealne na imprezy. Pozakładali różne świecące i błyszczące części garderoby oraz dodatki, by urozmaicić świętowanie. Alkohol lał się strumieniami, a kolorowe papierki sypały się po całym pomieszczeniu. Świętowali głównie zawodnicy, ale kilka osób ze sztabu również zjawiło się na imprezie. Norwegowie w porównaniu do Polaków, nie zapraszali na swój event kogo popadnie. Oni woleli bawić się wyłącznie wśród swoich.

Świętowanie miało trwać do rana, ale gdzieś w okolicach 3:00 godziny trener Stöckl oznajmił, że czas imprezowania powinien dobiec końca, więc wszyscy wstawieni i niezadowoleni z jego słów zakończyli zabawę.

Kiedy każdy udał się już do swojego pokoju, Daniel i Marius wciąż szli korytarzem, udając, że faktycznie zamierzali rozejść się do oddzielnych pomieszczeń, lecz tak naprawdę rozmawiali. Długo. O wszystkim i niczym. Nie obyło się bez kolejnych podziękowań i składania jeszcze większej ilości gratulacji. Było tu pusto. Wszelkie krzyki, wiwaty i dudniąca muzyka ucichły. Nikt nawet nie spacerował po hotelu. Zresztą gdyby ktoś teraz ujrzał Daniela i Mariusa, nieźle by się zdziwił. Tande wciąż miał we włosach fragmenty confetti i zawieszony na szyi błyszcząco różowy krawat, Lindvik natomiast miał zawieszoną na ramionach złotą marynarkę.

Gdy zreflektowali się, że spędzili na korytarzu niemal godzinę, Daniel zaprosił Mariusa do swojego pokoju. Zrobił to z chęcią, lecz zapewne, gdyby nie prośby i propozycje ze strony młodszego, Tande by tego nie zrobił. Uradowany Marius przyjął zaproszenie, lecz oznajmił, że najpierw musi na moment wrócić do swojego pokoju. Daniel nie wiedział, po co miałby to zrobić, ale się zgodził. Poszedł więc do swojego pokoju sam i tam na niego czekał.

The Safe Side ★ Tande x Lindvik ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz