•4•

146 12 120
                                    

(Rozdział pisany pół żartem, pół serio. Weźcie wiadro dystansu i zapraszam)

••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••

Och, kolejny dzień.

Frank wstał bardzo energicznie z łóżka mało się nie wywracając. Nie zatrzymało to jednak jego zapału i na jednym tchu wyjął losowe ubrania z szafy udając się z nimi do łazienki.

Po szybkim ubraniu oraz uczesaniu włosów zszedł na dół do kuchni, by zjeść śniadanie.
Kanapki z serem to nie był wcale zły pomysł. Szybko jak i prosto.

Najedzony, zerknął na zegar, który pokazywał godzinę 7:22.

Iero poszedł jeszcze po plecak do swojego pokoju. Po chwili wyszedł z domu zamykając go uprzednio, ponieważ jego rodziców również już nie było. Byli w pracy.

Trochę ponad 15-minutowy marsz do szkoły ze słuchawkami na uszach  wydawał się jakby aż nadzwyczaj miły i przyjemny.
Jednak komu nie poprawia się humor, gdy ma przed sobą super dzień? W dodatku panowała słoneczna, ciepła pogoda.

W końcu chłopak stał już przed budynkiem swojej edukacji. Schował słuchawki do plecaka i wszedł do szkoły.
Tam oczywiście wyczekiwał Gerarda.

Czarnowłosy nadal nie przychodził, a znudzony Iero zaczął przyglądać się członkom nowej klasy - większość stanowili chłopcy, jednak było też kilka dziewcząt. Och, z tyłu klasy siedziały jakieś typowe gwiazdeczki, których jedynymi zainteresowaniami jest obecna moda i to, czy ich fryzury wyglądają dobrze.
Miały na sobie bardzo skąpe ubrania, na twarzy "full tapeta", włosy... Już z daleka było widać ich stan przez ZBYT częste farbowanie i inne zabiegi jak na przykład równie częste (lub można nawet spekulować wiele częstsze) prostowanie.
Miały przy sobie także torebki, w których nie zmieściły się wszystkie zeszyty oraz podręczniki. Tak przynajmniej myślał Frank.

Odwrócił od nich wzrok, znów spojrzał na zegar wiszący nad tablicą - 7:51.
No nie, dziewięć minut do lekcji.
Może to dopiero pierwszy dzień tegorocznej nauki, ale kto by nie chciał z powrotem wakacji?

Frank dalej zaczął rozglądać się po klasie.
O, tam! Druga ławka w rzędzie obok - dwoje chłopaków. Wyglądali na przyjaciół.
O nie, czekajcie, jeden kładzie się drugiemu na ramieniu. Więc klasa będzie także zróżnicowana pod względem orientacji.

W końcu była 7:55. Przez drzwi sali lekcyjnej przeszedł Gerard. Usiadł w ławce z Frankiem. Przywitali się.

- Ty tak zazwyczaj późno przychodzisz? - zaczął rozmowę Iero - umierałem z nudów!
- No to nie budź się tak wcześnie - wzruszył rękami Gerard - albo, lifehack, nie budź się w ogóle – jak ja! - wyszczerzył zęby.
-  No ale tu jesteś, więc się obudziłeś - Frank nie rozumiał.
- Gdy się nie kładziesz, nie masz problemów ze wstaniem - Way zrobił minę, jakby była to jakaś głęboka, złota myśl - A co teraz mamy?  - zapytał.
- Matematykę.
- O chuj - Gerard sam nie wiedział, czy się przy tym zaśmiać, czy raczej zapłakać nad sobą i resztą kolegów - no to teraz sobie popatrzysz na niezłe manewry. Nie dość, że ta baba nie umie dobrze uczyć to jeszcze najchętniej by tylko nas wszystkich straszyła wezwaniem rodziców. Ogółem jest...jędzowata.

Frank podparł głowę na dłoniach, którymi dotykał czoła.

- Boże, czy ty to widzisz... - wyrzekł prawie że w niebo głosy, lecz wystarczyło to, iż bardzo dobrze słyszał go Way, no więc czy nie Bóg?

Dryyyyyyń

Dzwonek na lekcję.

Kto umrze, to umrze i trudno.

I'll Kiss Your Lips... Again! | •Frerard•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz