•6•

86 10 19
                                    

Następnego dnia w szkole pojawił się również Brendon... Z gipsem na ręce.

- Lekka kraksa można by rzec - powiedział prawie że szeptem Way, co usłyszał Frank siedzący obok niego i zachichotał.

Urie usadowił się w ławce obok chłopców.

- Co ty żeś zrobił? - tym razem głos Gerarda był głośniejszy.
- No... - zaczął Brendon - byłem u kuzyna i skakaliśmy na trampolinie. On wrzucił na nią piłkę do siatki, na którą wskoczyłem. Przewróciłem się i... Tak oto wylądowałem w szpitalu ze złamaną ręką. Dopiero wczoraj rano mnie wypuścili - zakończył.
- Nie wiem, kto jest głupszy – on, wrzucając tam piłkę czy Ty, nadal skaczący pomimo tego, że tam była - podsumował czarno włosy - W każdym razie chcę żebyś poznał Franka - dodał.
Cześć, Frank! - uśmiechnął się - Brendon.
- Frank - podali sobie ręce.

*****

Frank melancholijnym krokiem chodził między regałami szkolnej biblioteki. Czytał tytuły na grzbietach książek, od czasu do czasu wysuwał niektóre, by się im przyjrzeć. Większość jednak odkładał z powrotem.

Po prawie 30 minutach krzątaniny wyszedł z pomieszczenia z trzema wypożyczonymi książkami.

Iero kochał czytać. Kochał uczucie tego, że mógł przeżyć wszystko wraz z bohaterami. Każda lektura, w jaką się zaczytał była kolejną przygodą na statku słów pchanym prądem fabuły.

A gdy już czytał, wokół niego mógłby rozpętać się największy chaos, a on siedziałby nadal z wolna przekładając kartki. Byłby w innym świecie.

Pokierował się także w stronę wyjścia z budynku. Już po kilku krokach stał za jego progiem.
Spokojnie szedł chodnikami obok ulic, a delikatny, wrześniowy wiatr muskał skórę jego twarzy oraz przeczesywał włosy.

Codzienna rutyna. Ta sama monotonia.

Wstać. Pójść do szkoły. Przyjść do domu. Zrobić prace domowe. Spędzić resztę popołudnia jak zawsze. I znów pójść spać.

Jak się z tego wyrwać?
Na ile się da?
Ech...

Iero otworzył drzwi wejściowe swojego domu. Nie zastał rodziców, przez co bez zbędnych przeszkód udał się na górę i przeszedł przez kolejne drzwi - tym razem prowadzące do pokoju chłopaka.

Rzucił plecak na materac łóżka. Niefart chciał, by Frank nie trafił, a plecak po chwili i tak spadł z łóżka.

- Kurwa no - jęknął pół szeptem i podchodząc do "bagażu" podniósł go.

*****

Dzwonek telefonu to nie był najlepszy dźwięk, jaki mógł obudzić Franka w sobotni poranek.

Z grymasem oderwał głowę od poduszki i chwycił w dłoń urządzenie, na którym wyświetlała się czerwona i zielona słuchawka, a także podpis dzwoniącego - Gerard.

- Co on chce o tej godzinie? - pomyślał.

Po kilku sekundach zawahania wybrał jednak zielony znaczek.

- Hej, Frank! - usłyszał głos czarnowłosego.
- Cześć - odpowiedział zaspany. - Pali się, że teraz dzwonisz? - zapytał.
- Nie do końca - Gee zaśmiał się - Bardziej chcę Cię zaprosić na... Em, spacer? Nie wiem, chyba można to tak nazwać! - Gerard miał oryginalny i specyficzny temperament. Jego wypowiedzi... Były tak bardzo należące do niego - Idzie jeszcze Oliver.
- No nie wiem - odpowiedział Frank.
- Hej no, proszę, Fraaaank - błagał zielonooki.
- Mmmm, no dobra - zgodził się - O której więc się widzimy?
- Około 16. Przy skrzyżowaniu, gdzie zawsze się rozdzielamy, gdy wracamy ze szkoły - powiedział Gerard.
- Okay. To do zobaczenia! - odpowiedział Frank.
- Do zobaczenia, pa - rzucił i się rozłączył.

17-latek nadal trzymał swój telefon w rękach uśmiechając się. Widział swoją tapetę i godzinę, która widziała w lewym, górnym rogu - 7:04.

- Co za debil - podsumował Gerarda żartobliwie rzucając się na poduszkę, równocześnie odkładając urządzenie.

••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••

Słów: 528

Nie wiem co się odpierdziela tutaj, naprawdę.

Nie dość, że życia nie ogarniam to i książka tak idzie żartobliwie-poetycko.

A w ogóle sposób złamania ręki Brendona to potwierdzone info, w drugiej klasie mój kolega taki manewr zrobił 💁

Trzymajcie się moooocno i do napisania!

I'll Kiss Your Lips... Again! | •Frerard•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz