•17•

99 10 28
                                    

Od tamtego dnia minęło już prawie 3 tygodnie.

Zespół od tamtej pory zdobył już nazwę (na którą wpadł Mikey) - My Chemical Romance - oraz miał okazję zagrać kilka malutkich koncertów w okolicznych barach czy pubach.

Frank wraz z Gerardem bardziej oswajali się ze sobą. Nie ukrywając - często w szkole stalkowali Vic'a i Kellina. Co poradzić? Byli przesłodką parą!

Trwała ostatnia czwartkowa lekcja klasy Gerarda, Franka oraz reszty "bandy".
Listopadowa aura jesieni była na tyle widoczna, że nikt nie mógł jej już nie zauważyć.

Każdy w klasie czekał tylko na dzwonek, by opuścić salę i wstać z niewygodnych krzesełek.

- Wpadasz do mnie po szkole? Tak....wieczorem? - zapytał szeptem Iero tak, by nauczyciel tego nie usłyszał.
- Jasne, chętnie. - czarnowłosy uśmiechnął się.
- Tylko przyjdź, bo się wkurzę. - pogroził mu palcem.
- Trust me, I promise. - Gerard położył rękę na sercu. Przypomniał sobie jednak o umówieniu się z kimś innym na dzisiejsze popołudnie...

*****

- Dobra, chłopaki ja już niestety spadam. - oznajmił Andy'emu i Ronnie'emu Way.
- Hej, dlaczego? Nie przejechaliśmy jeszcze tak dużo. - zapytał Radke.
- Umówiłem się z kimś innym. To dla mnie ważne... Oczywiście Wy też, przepraszam, chłopaki. Naprawdę mi szkoda.
- Uuu, z kim? - Andy zsiadł ze swojego motocyklu i zapytał uwodzicielskim głosem wydmuchując dym papierosa z ust.
- Z dziewczyną... - odpowiedział podejrzliwie Gerard.
- Trzeba było tak od razu! - obruszył się Ronnie. - To leć, nic nie szkodzi. Do jutra!
- Dziękuję Wam bardzo. Do jutra! - odpowiedział czarnowłosy i wsiadł na swój motor (który tak naprawdę pożyczył od sąsiadów), po czym odjechał.

Po 25-ciu minutach był już pod swoim domem. Odstawił motocykl przed płot sąsiadów i wyciągnął z kieszeni komórkę. Była 16:28. Postanowił napisać do Franka.

Gerard:
Hej, daj mi 30 minut i będę u Ciebie.

Frank:
Jasne, nie śpiesz się. Czekam

Gerard:
<3

Schował telefon i powędrował do swojego domu. Tam wziął szybki prysznic i przebrał się w czarną, głęboko wyciętą koszulkę i obcisłe jeansy tego samego koloru. Całość dopełniały czerwone trampki.

Zszedł na dół, a z kuchni usłyszał głos swojego brata.

- Hej, gdzie idziesz?
- Nie Twój interes, Michaelu. - Mikey nie lubił, gdy ktoś mówił do niego pełnym imieniem.
- Och, no Gred! Powieeeedz mi, wiesz, że Cię kocham braciszkuuuu..  Poza tym - dodał. - przed chwilą ledwo co wróciłeś skądś. Mama może się wkurzyć.
- Też Cię kocham. - słowa Gerarda były jak najbardziej szczere. - Idę do Franka, zaprosił mnie. A mama się nie wkurzy... Najwyżej jak wróci z pracy przede mną powiedz jej, że jestem u kogoś pouczyć się razem.
- Jasne, to paa, miłego. A będę wujkiem? - uśmiechnął się głupio młodszy.
- A Frank wygląda Ci na kobietę? - w chwili zadawania pytania zielonooki otworzył drzwi, po czym wychodząc zamknął je. Nie dosłyszał już odpowiedzi na swoje pytanie. Możliwe, iż w ogóle jej nie otrzymał.

Szedł delikatnie szybszym niż normalnie krokiem, przez co zmęczył się, gdy normalnie na tak krótkim odcinku drogi tak się nie działo.

Zegar wskazywał kilka minut przed godziną 17, a Iero usłyszał dzwonek do drzwi. Siedział w domu sam i bardzo się ucieszył, iż w końcu dotarł ten wyczekiwany gość.
Otworzył Gerardowi drzwi.

- Hejciaa! - przywitał się pierwszy.
- Cześć, skarbie. - Gee delikatnie uścisnął niższego i wszedł do środka.

Po kilku sekundach odsunęli się od siebie.

- Masz coś dobrego do jedzenia? - zapytał Way.
- Ty jak zwykle o tym... - westchnął. - No ale dobra, coś dobrego... Wydaje mi się, że mama niedawno kupiła pączki, leżą w kuchni na blacie. Bierz i idziemy do mnie. - podsumował.

Gerardowi aż iskierki zaświeciły w oczach. Uwielbiał pączki, choć wiedział, że są raczej nie bardzo zdrowe.
Zabrał słodycze z miejsca  wskazanego przez Franka i obydwoje powędrowali do pokoju chłopaka.
Usiedli na łóżku i wzięli do rąk po jednej sztuce.

- O mój Boże, jak ja kocham pączki! - powiedział Gee, cały już umorusany cukrem pudrem.
- Więc chyba muszę przytyć. - zaśmiał się Frankie.
- Kocham Cię chudego, ale i pulchniejszego bym kochał, tak czy siak.

*****

Chłopcy zjedli po dwie sztuki przepysznych słodyczy i najzwyklej w świecie rozmawiali słuchając w tle płyt muzycznych.

W końcu Frank oparł się o tył łóżka i przyciągnął czarnowłosego do siebie tak, by siedział mu na udach. Musnęli swoje usta o siebie.
Miodowooki objął Gerarda odrobinę wyżej bioder, a jego palce najeżdżały mocno na brzuch chłopaka. Frank poruszał się coraz wyżej torsu Way'a.
Gee obruszył się i odsunął się niżej, prawie na kolana Franka. Odepchnął od siebie także ręce swojego kochanka.

- Hej, coś się dzieje? Boli Cię coś? - zapytał Iero z troską w głosie.
- Nie... Nic mnie nie boli... - Gerard odwrócił wzrok na podłogę.
- To... co się dzieje? Nie ufasz mi? Boisz się mojego dotyku? Hej...
- Nie. - zaprzeczył. - Ufam Ci, kocham Cię. - jego oczy delikatnie zaszkliły się łzami.
- Ale nie płacz, Gee... - Frank przytulił go mocno. - Co się dzieje?
- Bo... B-bo to nie tak jakbyś myślał... - powiedział prawie że w ramię małego punka.
- Ale co?
- Ja nie jestem... Taki... Nie wiem. Sarkastyczny i ten... To nie tak. Ja byłem inny! Jestem... inny.

Frank mocniej go przytulił, jednak po chwili odsunął tak, by widzieć jego twarz i strasznie już zapłakane oczy. Aż jemu samemu chciało się płakać.

- Gdy byłem jeszcze w podstawówce to od zawsze mnie nie lubili... A większość nie miała do tego nawet powodu, bo za bardzo z nimi nawet nie gadałem. Czasami mnie bili, była sytuacja, gdzie pocięli mi nadgarstek puszką po Coli. Sam im wtedy przystawiłem rękę, by dali mi tego dnia spokój. - Iero garnął delikatnie z twarzy Way'a kosmyk włosów o kruczym odcieniu. - Więc za każdym razem kiedy mnie bili – to bolało. Gdy tylko mnie dotknęli wiedziałem, że chcą mi coś zrobić. Często łapali mnie właśnie za biodra, uderzali w brzuch... - Gerard rozpłakał się na dobre.
- Kochanie, spokojnie. Ja nie zrobię nic sprzecznego z Twoją wolą. Nie uderzę Cię, Gerard... Nie będę na nic nalegał, nawet na to, byśmy się kiedykolwiek kochali. - zapewniał.
- Wiem. Wiem, Frankie. - powiedział. - Kocham Cię za to, bo to wiem. Wracając jednak - chciał dokończyć. - by nie dać traktować się tak samo w szkole wyższej zmieniłem wizerunek. Zacząłem ubierać totalnie inne ubrania, malować się. Pofarbowałem włosy na czarno, wcześniej miałem je wiele jaśniejsze. Taki look nawet bardziej pasował do mojego Ja. Starałem się nie pokazywać emocji, które tak bardzo mnie ranią. Byłem sarkastyczny. Ale przy Tobie się otworzyłem na te uczucia. Nie mogłem znów pozwolić się niszczyć. Pokazałem od nowa swoją... Duszę artysty.

Frank nie potrzebował więcej słów. Przyciągnął zielonookiego spowrotem na swoje uda i przytulał go, a ten powoli uspokajał swój szloch.

I któż by pomyślał, że ten zbuntowany, sarkastyczny i zdający wrażenie mienia całego świata głęboko chłopiec skrywa w sobie tyle wielkich emocji i ciepłe serduszko...

••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••

Słów: 1o69

Wiem, że trochę chaotycznie i po prostu tak... Odrobinę nie fajnie wyszedł chyba ten rozdział, ale wstawiam, bo mnie jakoś przekonuje.

Also, zdałam sobie sprawę jak nienawidzę określenia ruchanie czy pieprzenie, a kochanie się brzmi tak romantycznie i na w sobie uczucia

Do napisania!

I'll Kiss Your Lips... Again! | •Frerard•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz